Выбрать главу

Nachyliła się nisko, ściszając głos prawie do szeptu.

— Poczujesz ból tej dłoni w pudełku. Ból. Ale cofnij rękę, a dotknie twej szyi gom dżabbar, śmierć przyjdzie szybko jak opadnięcie katowskiego topora. Zabierzesz rękę, a gom dżabbar zabierze ciebie jak swego. Rozumiesz?

— Co jest w pudełku?

— Ból.

Poczuł silniejsze mrowienie w dłoni, zacisnął mocno wargi. Jak coś takiego może być próbą? — zastanawiał się. Do mrowienia dołączyło się swędzenie.

— Słyszałeś — powiedziała stara — o tym, że zwierzęta odgryzają sobie kończynę, by umknąć z potrzasku? To zwierzęca sztuczka. Człowiek wytrzyma sidła, zniesie ból, uda śmierć, by zabić myśliwego usuwając zagrożenie dla swego gatunku.

Mrowienie przeszło w ledwo odczuwalne szczypanie.

— Po co to robisz? — spytał.

— By ustalić, czy jesteś człowiekiem. Cicho bądź.

Paul zwinął lewą dłoń w pięść, gdy w drugiej nasiliło się pieczenie. Narastało po woli: fala ciepła za falą… fala za falą. Czuł, jak paznokcie wbijają mu się w dłoń wolnej ręki. Próbował rozprostować przypiekane palce, lecz nie mógł nimi poruszyć.

— Pali — wyszeptał.

— Cicho!

Pulsujący ból przenikał do ramienia. Pot wystąpił mu na czoło, każde włókno jego ciała krzyczało wniebogłosy, by zabrał rękę z tej płonącej czeluści… jednak… gom dżabbar. Nie odwracając głowy usiłował obrócić oczy na ową upiorną igłę znieruchomiałą przy jego szyi. Zachłystywał się powietrzem, chciał uspokoić oddech i nie mógł.

Ból!

Cały jego świat zniknął prócz konającej w męczarniach dłoni i starczej twarzy, wpatrzonej w niego z odległości paru centymetrów. Wargi mu tak wyschły, że miał trudności z ich rozdzieleniem.

Palę się! Palę się!

Wydawało mu się, że czuje, jak skóra zwija się i czernieje na konającej dłoni, ciało przepala się i odpada, obnażając gołe zwęglone kości.

Stop! Ból ustał jak za dotknięciem różdżki. Paul był zlany potem, prawa ręka mu dygotała.

— Dosyć — wymamrotała stara. — Kull Wahad! Żadna dziewczynka tyle nie wytrzymała. Chyba pragnęłam twej porażki.

Odchyliła się w tył zabierając gom dżabbar.

— Wyciągnij rękę ze skrzynki i spójrz na nią, młoda ludzka istoto.

Pokonując bolesne drżenie Paul utkwił oczy w bezświetlnej pustce, w której jego ręka wydawała się przebywać z własnej woli. Wspomnienie bólu paraliżowało wszelki ruch. Rozum mówił mu, że z pudełka wyjmie osmalony kikut.

— No, wyjmuj! — warknęła.

Wyszarpnął dłoń ze skrzynki i zagapił się na nią osłupiały. Nic. Ani śladu po męczarni. Podniósł dłoń, obrócił ją na drugą stronę, poruszył palcami.

— Nerwoból indukcyjny — powiedziała. — Nie mogę okaleczać wszystkich potencjalnych istot ludzkich dokoła. Ale są tacy, co dużo by dali za sekret tej skrzynki.

Ukryła pudełko w fałdach togi.

— Ale ból… — zaczął.

— Ból! — prychnęła wzgardliwie. — Człowiek potrafi zapanować nad każdym nerwem swego ciała.

Odczuł ból lewej dłoni, rozprostował zaciśnięte palce, spojrzał na cztery krwawe ślady po wbitych w ciało paznokciach. Opuścił rękę, popatrzył na starą kobietę.

— Zrobiłaś to kiedyś mojej matce?

— Przesiewałeś kiedyś piasek przez sito? — odpowiedziała pytaniem.

Pod wpływem szoku wywołanego tym nie związanym z tematem pytaniem umysł Paula osiągnął stan wyższej świadomości. Piasek przez sito.

Paul skinął głową.

— My Bene Gesserit przesiewamy ludzi, by wyłowić człowieka — powiedziała.

Podniósł prawą rękę przywołując wspomnienie katuszy.

— I to wszystko, co w tym jest, ból?

— Obserwowałam cię w bólu, chłopcze. Ból jest zaledwie osią próby. Matka opowiadała ci o naszych metodach obserwacji. Widzę w tobie znamiona jej nauki. Nasz test to moment krytyczny plus obserwacja.

Jej ton to potwierdzał, więc powiedział:

— To prawda!

Wlepiła w niego spojrzenie. On wyczuwa, prawdę! Czyżby był tym jedynym? Czyżby naprawdę miał nim być? Opanowała podniecenie upominając samą siebie: nadzieja przesłania jasność widzenia.

— Wiesz, kiedy ludzie wierzą w to, co mówią? — powiedziała.

— Wiem. — W jego głosie pobrzmiewały echa nabytej w wielokrotnych próbach pewności. Słysząc je powiedziała:

— Może i jesteś Kwisatz Haderach. Siądź, mały bracie, tu, u moich stóp.

— Wolę stać.

— Twoja matka siedziała kiedyś u moich stóp.

— Nie jestem swoją matką.

— Nienawidzisz nas troszeczkę, co? — Spojrzawszy w stronę drzwi zawołała: — Jessika!

W rozwartych drzwiach stanęła Jessika obrzucając pokój surowym spojrzeniem. Złagodniała na widok Paula. Zdobyła się na słaby uśmiech.

— Jessiko, czy ty kiedykolwiek przestałaś mnie nienawidzić? — zapytała stara kobieta.

Kocham cię i nienawidzę zarazem — powiedziała Jessika. — Nienawidzę za cierpienia, których nigdy nie zapomnę. Kocham za…

— Wystarczy goły fakt — powiedziała stara cieplejszym głosem — Możesz już wejść, tylko się nie odzywaj. Zamknij drzwi i pilnuj, by nikt nam nie przeszkadzał.

Jessika weszła do pokoju, zamknęła drzwi i oparła się o nie plecami. Mój syn żyje — pomyślała. — Mój syn żyje i jest… człowiekiem. Wiedziałam, że jest… ale on żyje. Teraz mogę żyć dalej. — Pod plecami czuła dotyk drzwi, twardy i rzeczywisty. Wszystko w tym pokoju było dotykalne i wyczuwalne zmysłami. — Mój syn żyje.

Paul spojrzał na matkę. Mówiła prawdę. Pragnął umknąć i w samotności przemyśleć to, czego doświadczył, jednak wiedział, że nie może odejść, dopóki go nie odprawią. Starucha zyskała nad nim władzę. Matka przeszła taką samą próbę. W tym wszystkim musiało kryć się jakieś straszne przeznaczenie… ból i strach są straszne. Rozumiał straszne przeznaczenia. Parły na przekór wszystkiemu. Stanowiły swoją własną konieczność. Paul uświadamiał sobie, że dostał się w tryby strasznego przeznaczenia. Jeszcze nie wiedział jakiego.

— Pewnego dnia, chłopcze — powiedziała stara — może i ty będziesz musiał tak stać za drzwiami. Nie jest to takie proste.

Paul spuścił oczy na dłoń, która poznała ból, potem podniósł je na Matkę Wielebną. W brzmieniu jej głosu było teraz coś, czego nie spotkał w żadnym ze znanych mu głosów. Słowa miały jasne kontury. Były ostre. Odnosił wrażenie, że o cokolwiek by ją zapytał, usłyszy odpowiedź, która wyniesie go ponad jego cielesną powłokę ku czemuś wyższemu.

— Po co poddajesz ludzi próbie człowieczeństwa?

— By ich uwolnić.

— Uwolnić?

— Kiedyś ludzie scedowali myślenie na maszyny z nadzieją, że dzięki temu będą wolni. Ale umożliwili tylko innym ludziom i ich maszynom ujarzmienie siebie.

— „Nie będziesz czynił machin na obraz i podobieństwo umysłu człowieka” — zacytował Paul.

— Wprost z Dżihad Kamerdyńskiej i Biblii Protestancko-Katolickiej — powiedziała. — Lecz to, co głosi B.P.K., winno brzmieć: „Nie będziesz czynił machin udających umysł człowieka”. Czy studiowałeś u mentata w twej służbie?

— Studiowałem u Thufira Hawata.

— Wielka Rewolta zmusiła tym umysły istot ludzkich do rozwoju. Powstały szkoły rozwijające talenty człowieka.

— Szkoły Bene Gesserit?

Przytaknęła.

— Z owych starożytnych szkół pozostały do dziś dwie najważniejsze: Bene Gesserit i Gildia Planetarna. Gildia, jak sądzimy, kładzie nacisk na prawie czystą matematykę. Bene Gesserit zajmuje się innymi sprawami.