— Przepuścić tego człowieka — powiedział książę. Po chwili wahania gwardziści opuścili miecze. Postać wpłynęła do sali, stając naprzeciwko księcia.
— To jest Stilgar, wódz siczy, w której przebywałem, przywódca tych, którzy ostrzegli nas przed zamaskowaną bandą — powiedział Idaho.
— Witaj, sir — rzekł Leto. — Dlaczegóż to nie powinniśmy dobywać z pochwy tego ostrza?
Stilgar spojrzał na Idaho.
— Ty przestrzegałeś wśród nas obyczajów czystości i honoru. Tobie pozwoliłbym patrzeć na ostrze należące do człowieka, któremu pośpieszyłeś z pomocą. — Omiótł wzrokiem resztę ludzi w pokoju. — Ale nie znam tych pozostałych. Czy dopuściłbyś, by zbrukali prawy oręż?
— Jestem książę Leto — powiedział książę. — Czy mnie pozwoliłbyś zobaczyć to ostrze?
— Pozwolę ci zasłużyć na prawo dobycia go z pochwy — powiedział Stilgar, a kiedy wokoło rozległ się szmer protestów, uniósł szczupłą dłoń poznaczoną ciemnymi żyłami.
— Przypominam, że to jest ostrze tego, który wam okazał swą przyjaźń.
W wyczekującej ciszy Paul wpatrywał się w tego człowieka, czuł bijącą od niego siłę. Miał przed sobą przywódcę — przywódcę Fremenów. Ktoś po przeciwnej stronie w pobliżu środka stołu zamruczał:
— Co to za jeden, by nam dyktował, jakie mamy prawa na Arrakis?
— Mówią, że książę Leto Atryda panuje w zgodzie z poddanymi — rzekł Fremen. — Przeto powiem wam, jaki jest u nas obyczaj: na tych, którzy widzieli krysnóż, spada pewna odpowiedzialność. — Rzucił mroczne spojrzenie w stronę Idaho. — Są nasi. Nigdy nie wolno im opuścić Arrakis bez naszej zgody.
Halleck, a za nim wielu innych zaczęło się podnosić z gniewem na twarzach. Halleck powiedział:
— Książę Leto decyduje, czy…
— Chwileczkę — przerwał Leto i sama łagodność jego tonu ich powstrzymała. Ta sytuacja nie może się wymknąć spod kontroli — pomyślał. Zwrócił się do Fremena.
— Sir, poważam i szanuję osobistą godność każdego człowieka, który szanuje moją godność. Jestem rzeczywiście twoim dłużnikiem, a ja zawsze spłacam swoje długi. Jeśli wasz zwyczaj wymaga, by ten nóż nie opuścił tutaj pochwy, zatem tak ma być z mojego rozkazu. I jeśli jest jakikolwiek inny zwyczaj, pozwalający nam uhonorować tego człowieka poległego w naszej służbie, wystarczy, byś go tylko wymienił.
Fremen wlepił w księcia spojrzenie, następnie z wolna odsunął na bok swoją zasłonę, odkrywając wąski nos i pełne usta okolone połyskliwą czarną brodą. Niespiesznie nachylił się nad brzegiem stołu i splunął na politurę. Ludzie zaczęli zrywać się od stołu, gdy głos Idaho jak grzmot przetoczył się po sali:
— Stać!
W pełnej napięcia ciszy Idaho rzekł:
— Dziękujemy ci, Stilgarze, za dar wilgoci twego ciała. Przyjmujemy go w duchu, w jakim został złożony.
I Idaho splunął na stół księciu pod nosem, zaś na stronie powiedział:
— Nie zapominaj, jak cenna jest tutaj woda, Sire. To był dowód szacunku.
Leto osunął się z powrotem na swoje krzesło, dojrzał wpatrzone w siebie oczy Paula i ponury uśmiech na twarzy syna, wyczuwał powolne opadanie napięcia w miarę, jak zrozumienie docierało do jego ludzi za stołem. Fremen utkwił oczy w Idaho.
— Dobrze wypadłeś w mej siczy, Duncanie Idaho. Czy ślubowałeś hołd księciu?
— Pyta mnie, czybym się nie zaciągnął do niego, Sire — powiedział Idaho.
— Zaakceptowałby podwójny hołd? — spytał Leto.
— Chcesz, abym z nim poszedł, Sire?
— Chcę, abyś sam podjął w tej sprawie decyzję — powiedział Leto i nie udało mu się ukryć nacisku w głosie. Idaho przyjrzał się bacznie Fremenowi.
— Wziąłbyś mnie pod takim warunkiem, Stilgarze? Czasami musiałbym wracać na służbę do mego księcia.
— Dobrze walczysz i zrobiłeś wszystko, co mogłeś, dla naszego przyjaciela — powiedział Stilgar. Popatrzył na Leto.
— Niechaj tak będzie: ten człowiek, Idaho, zatrzymuje krysnóż, który ma w dłoni, na znak swej przynależności do nas. Musi poddać się, oczywiście, oczyszczeniu i dopełnić rytuału, ale to da się zrobić. Będzie on i Fremenem, i żołnierzem Atrydów. Istnieje na to precedens: Liet służy dwóm panom.
— Duncan? — spytał Leto.
— Rozumiem, Sire — powiedział Idaho.
— A zatem postanowiono — powiedział książę.
— Twoja woda jest nasza, Duncanie Idaho — powiedział Stilgar. — Ciało naszego przyjaciela zostaje przy twoim księciu. Jego woda jest wodą Atrydów. To jest ślub między nami.
Leto westchnął, zerknął na Hawata, wymieniając spojrzenia ze starym menatem. Hawat kiwnął głową z wyrazem zadowolenia na twarzy.
— Będę czekał na dole — powiedział Stilgar — aż Idaho pożegna się ze swoimi przyjaciółmi. Turok — takie było imię naszego zmarłego przyjaciela. Pamiętajcie je, kiedy przyjdzie czas uwolnić jego duszę. Jesteście przyjaciółmi Turoka.
Stilgar zawrócił do wyjścia.
— Nie zostaniesz ani chwili? — zapytał Leto.
Fremen obejrzał się, niedbałym ruchem wtykając czarczaf, coś pod nim majstrując. Paulowi mignęła jakby cienka rurka, nim czarczaf opadł na swoje miejsce.
— Czy jest powód, bym został? — zapytał Fremen.
— Przyjmiemy cię z honorem — powiedział książę.
— Honor wymaga, bym się znalazł wkrótce gdzie indziej — powiedział Fremen. Rzucił jeszcze jedno spojrzenie na Idaho, zakręcił się i przemaszerował między strażami w drzwiach.
— Jeżeli inni Fremeni są do niego podobni, dobrze nam będzie ze sobą — powiedział Leto.
Idaho odezwał się bezbarwnym głosem:
— On jest niezłą próbką, Sire.
— Wiesz, co masz robić, Duncan?
— Jestem twoim ambasadorem wśród Fremenów, Sire.
— Wiele od ciebie zależy, Duncan. Będziemy potrzebowali pięciu batalionów tych ludzi, nim spadną na nas sardaukarzy.
— To nie będzie takie proste, Sire. Fremeni to raczej niezależne towarzystwo. — Idaho chwilę bił się z myślami. — I jeszcze jedno, Sire. Któryś z ogłuszonych przez nas najemników próbował odebrać to ostrze naszemu zmarłemu fremeńskiemu przyjacielowi. Najemnik twierdzi, że Harkonnenowie wyznaczyli milion solaris w nagrodę dla każdego, kto dostarczy pojedynczy krysnóż.
Leto uniósł brodę w wyraźnym zaskoczeniu.
— Dlaczego tak im strasznie zależy na jednym z tych noży?
— Ostrze jest wytoczone z zęba czerwia pustyni, jest znamieniem Fremena, Sire. Mając je przy sobie błękitnooki człowiek mógłby przeniknąć do każdej siczy na tej ziemi. Mnie by zakwestionowano, chyba, żebym był znany. Nie wyglądam na Fremena. Ale…
— Piter de Vries — powiedział książę.
— Człowiek diabelskiej chytrości, mój panie — rzekł Hawat.
Idaho wsunął tkwiący w pochwie nóż pod bluzę.
— Strzeż tego noża — powiedział książę.
— Rozumiem, mój panie. — Poklepał umieszczony w pasie przekaźnik. — Zamelduję się jak najszybciej. Thufir ma mój kod wywoławczy. Używajcie języka walki.
Zasalutował, wykręcił się na pięcie i pośpieszył w ślad za Fremenem. Usłyszeli dudnienie jego oddalających się korytarzem kroków. Leto i Hawat popatrzyli na siebie porozumiewawczo. Uśmiechali się.
— Mamy dużo roboty, Sire — powiedział Halleck.
— I ja cię od niej odrywam.
— Mam sprawozdanie o bazach wypadowych — powiedział Hawat. — Czy przedstawić je innym razem, Sire?
— Długo to potrwa?
— Nie, jak na wprowadzenie. Wśród Fremenów krążą pogłoski, że tutaj na Arrakis zbudowano ponad dwieście takich baz w czasach Stacji Doświadczalnych Botaniki Pustyni. Wszystkie podobno porzucono, ale mówi się,że przed opuszczeniem zostały zaplombowane.