Выбрать главу

Hawat pokręcił głową.

— Mamy mało ludzi na zbyciu, Sire.

— Weź część ludzi Idaho. A może jacyś Fremeni mieliby ochotę na wycieczkę poza planetę. Rajd na Giedi Prime — z takiej dywersji płyną taktyczne korzyści, Thufir.

— Twoja wola, mój panie. — Hawat odwrócił się, a książę, widząc oznaki zdenerwowania u starego człowieka, pomyślał: Może podejrzewa, że mu nie ufam. Musi wiedzieć o moich prywatnych informacjach o zdrajcach. Tak, najlepiej od razu rozproszyć jego obawy.

— Thufir — rzekł — musimy omówić jeszcze jedną sprawę, jako że należysz do niewielu ludzi, których darzę całkowitym zaufaniem. Obaj wiemy, jak trzeba się mieć nieustannie na baczności, by nie dopuścić do infiltracji naszych sił przez zdrajców… ale mam dwa nowe doniesienia.

Hawat obrócił się, wlepił w niego spojrzenie. Leto zaś powtórzył przyniesione przez Paula historie. Wiadomości te, zamiast wprawić go w stan wytężonej koncentracji mentackiej, wzmogły jedynie podniecenie Hawata. Leto przyglądał się uważnie staremu człowiekowi.

— Ukrywasz coś, stary druhu — odezwał się po chwili. — Powinienem się był domyślić w trakcie narady, kiedy siedziałeś jak na szpilkach. Cóż to jest takie trefne, że nie mogłeś wygarnąć tego przed całym sztabem?

Zabarwione sapho wargi Hawata ściągnięte były w sztywną prostą linię, z biegnącymi ku niej drobniutkimi zmarszczkami. Nie straciły swej pomarszczonej sztywności, gdy powiedział:

— Panie mój, zupełnie nie wiem, jak to poruszyć.

— Wiele blizn nosimy jeden za drugiego, Thufir — powiedział książę. — Wiesz, że ze mną możesz poruszyć każdy temat.

Hawat nie spuszczał z niego oczu. Takiego go właśnie lubię najbardziej — myślał. — Oto jest człowiek honoru, godzien mej wierności i służby do ostatniej kropli krwi. Dlaczego muszę go zranić?

— No więc? — ponaglił Leto.

Hawat wzruszył ramionami.

— Chodzi o strzępek listu. Znaleziony przy kurierze Harkonnenów. List był przeznaczony dla agenta imieniem Pardee. Mamy wszelkie powody mniemać, że Pardee stał na czele tutejszego podziemia Harkonnenów. Ten list — on może mieć albo ogromne konsekwencje, albo żadnych zgoła. Zależy, jak go tłumaczyć.

— Co jest takiego drażliwego w liście?

— W strzępku listu, mój panie. Niekompletnym. Był na minimikrofilmie z dołączoną jak zwykle kapsułą niszczącą. Wstrzymaliśmy działanie kwasu na moment przed całkowitym wymazaniem tekstu, ocalając fragment zaledwie. Fragment ów jednakże jest wyjątkowo sugestywny.

— Tak?

Hawat potarł wargi.

— Mówi on: „…eto nigdy nie będzie podejrzewał, a kiedy spadnie na niego cios z ukochanej ręki, już samo to winno go zgubić”. List opatrzony był własną pieczęcią barona, a jej autentyczność sprawdziłem.

— Twoje podejrzenia są oczywiste — powiedział książę i nagle głos jego zrobił się zimny.

— Prędzej uciąłbym sobie własne ręce, niż ciebie zranił — powiedział Hawat. — Panie mój, a co jeśli…

— Lady Jessika — rzekł Leto czując, jak ogarnia go wściekłość. — Nie mogłeś wydusić faktów z tego Pardee?

— Na nieszczęście Pardee’ego nie było już wśród żywych, kiedy przejęliśmy kuriera. Kurier nie wiedział, jestem pewny, co przewoził.

— Rozumiem.

Leto potrząsnął głową. Cóż za śliska sprawa — myślał. — Niemożliwe, by coś w tym było. Znam swoją kobietę.

— Mój panie, jeśli…

— Nie! — warknął książę. — W tym jest jakaś pomyłka, która…

— Nie wolno nam tego zlekceważyć, mój panie.

— Ona jest ze mną szesnaście lat! Okazji ku temu było bez liku, sam zresztą sprawdziłeś szkołę i tę kobietę!

Hawat powiedział z goryczą:

— Wiadomo o sprawach, które mi umknęły.

— To niemożliwe, mówię ci! Harkonnenowie chcą zniszczyć ród Atrydów łącznie z Paulem. Raz już próbowali. Czy kobieta byłaby zdolna spiskować przeciwko własnemu swemu synowi?

— Może ona nie spiskuje przeciwko własnemu synowi. A wczorajszy zamach mógł być sprytną mistyfikacją.

— Nie mógł być mistyfikacją.

— Sire, ona ma nie znać swego pochodzenia, ale gdyby tak je znała? I gdyby tak była sierotą, załóżmy, przez Atrydę?

— Zrobiłaby to już dawno temu. Trucizna w szklance… sztylet wśród nocy. Któż miał lepszą okazję?

— Harkonnenowie zamierzają cię zniszczyć, mój panie. A nie po prostu zabić. W kanly istnieje gama subtelnych rozróżnień. Ta może być dziełem sztuki wśród wendet.

Księciu opadły ramiona. Przymknął oczy, wyglądał jak stary, zmęczony człowiek. To niemożliwe — myślał. — Ta kobieta otworzyła dla mnie swoje serce.

— Gdzież lepszy sposób zniszczenia mnie nad rzucenie podejrzeń na kobietę, którą kocham? — zapytał.

— Brałem taką możliwość pod rozwagę — powiedział Hawat. — Mimo to…

Książę otworzył oczy i utkwił je w Hawacie myśląc: niech on będzie podejrzliwy. Podejrzliwość to jego fach, nie mój. Może gdy sprawię wrażenie, że w to wierzę, ktoś inny popełni nieostrożność.

— Co radzisz? — wyszeptał książę.

— Na razie stałą inwigilację, mój panie. Powinna być pod nadzorem o każdej porze dnia i nocy. Postaram się, by robiono to dyskretnie. Idaho byłby idealnym kandydatem do tej roboty. Może za jakiś tydzień ściągniemy go z powrotem. W oddziale Idaho szkolimy młodego człowieka, który go doskonale może zastąpić u Fremenów. To urodzony dyplomata.

— Nie narażaj na szwank naszego przyczółka u Fremenów.

— Rzecz jasna, Sire.

— A co z Paulem?

— Chyba moglibyśmy zaalarmować doktora Yuego.

Leto odwrócił się plecami do Hawata.

— Rób, jak uważasz.

— Zachowam ostrożność, mój panie.

Na to przynajmniej mogę liczyć — pomyślał Leto.

— Przejdę się. Gdybyś mnie potrzebował, będę na terenie. Straż ci…

— Mój panie, zanim odejdziesz, mam tu wycinek filmowy, z którym powinieneś się zapoznać. Pierwsza próba analizy fremeńskiej religii. Przypominasz sobie, że prosiłeś mnie o sprawozdanie na ten temat?

Książę przystanął i nie odwracając się powiedział:

— Nie możesz z tym zaczekać?

— Oczywiście, mój panie. Pytałeś jednak, co oni wykrzykiwali. To było „Mahdi!” Kierowali to określenie do młodego pana. Kiedy…

— Do Paula?

— Tak, mój panie. Mają tutaj legendę, przepowiednię, że objawi się im jakiś wódz, dziecko pewnej Bene Gesserit, aby poprowadzić ich ku prawdziwej wolności. Jeszcze jedna wersja znanego schematu mesjasza.

— Oni myślą, że Paul jest tym… tym…

— Mają jedynie nadzieję, mój panie.

Hawat wyciągnął kapsułę z wycinkiem filmu. Książę ją przyjął, wsadził do kieszeni.

— Później sobie to obejrzę.

— Oczywiście, mój panie.

— Teraz potrzebny mi jest czas do… namysłu.

— Tak, mój panie.

Książę głęboko odetchnął, westchnął i wyszedł z pokoju wielkimi krokami. Na korytarzu skręcił w prawo i zaczął iść powoli z rękami założonymi do tyłu, nie zwracając uwagi, gdzie się znajduje. Mijał korytarze i schody, balkony i sale; ludzie salutowali i odsuwali się na bok, robiąc mu przejście. Po pewnym czasie powrócił do sali konferencyjnej, którą zastał w ciemnościach, Paul zaś spał na stole narzucony płaszczem strażnika, z marynarskim workiem zamiast poduszki. Książę po cichu przeszedł przez całą długość sali, na balkon wychodzący na lądowisko. W rogu balkonu wartownik wyprężył się na baczność, poznając księcia w nikłym odblasku świateł lądowiska.