— Grozisz mi? — warknął.
— Skądże znowu. Ja po prostu zwracam twoją uwagę, że ktoś atakuje porządek naszego życia. Sprytnie i diabolicznie. Proponuję odeprzeć ten atak wprowadzając taki ład do naszego życia, by tego rodzajuciernie nic znalazły w nim najmniejszej szczeliny.
— Oskarżasz mnie o rozsiewanie szeptem bezpodstawnych podejrzeń?
— Bezpodstawnych, tak.
— I odpowiesz kontrszeptami?
— To twoje życie składa się z szeptów, nie moje, Thufir.
— Więc podajesz w wątpliwość moje kwalifikacje?
Westchnęła.
— Thufir, chcę, abyś przeanalizował swoje emocjonalne zaangażowanie w tę sprawę. Człowiek jest z natury zwierzęciem bez logiki. Twoja projekcja logiki na wszystkie sprawy jest nienaturalna, ale niestety nieodzowna z racji swej użyteczności. Jesteś ucieleśnieniem logiki, mentatem. Jednakże twoje rozwiązania problemów to koncepcje w bardzo dosłownym sensie wyrzucane przez ciebie na zewnątrz, gdzie trzeba je gruntownie badać, roztrząsać i prześwietlać ze wszystkich stron.
— Chcesz mnie teraz uczyć mego fachu? — spytał nawet nie starając się ukryć lekceważenia w głosie.
— Cokolwiek jest poza tobą, możesz to zobaczyć i zastosować do tego swoją logikę — powiedziała. — Lecz taki już mamy charakter, że przy zetknięciu z problemami osobistymi okazuje się, iż te najintymniejsze sprawy jest nam najtrudniej wydobyć na światło naszej logiki. Zaczynamy się plątać i winimy wszystko prócz rzeczywistego mola, który tkwi gdzieś głęboko i nas gryzie.
— Usiłujesz z premedytacją podkopać we mnie wiarę w moje możliwości mentata — wychrypiał. — Gdybym przekonał się, że któryś z naszych ludzi próbuje tą metodą sabotować obojętne jaką broń z naszego arsenału, zdemaskowałbym go i zabił bez wahania.
— Najlepsi mentaci przejawiają zdrowy respekt dla współczynnika błędu w swych obliczeniach — rzekła.
— Nigdy nie twierdziłem inaczej!
— Więc nie lekceważ symptomów, jakie oboje widzimy: pijaństwo wśród ludzi, kłótnie — plotkują i rozsiewają niesamowite pogłoski o Arrakis; ignorują najprostsze…
— Bezczynność, nic więcej — rzekł Hawat. — Nie staraj się odwrócić mojej uwagi próbując z prostej rzeczy robić tajemnicę.
Przyglądała mu się myśląc o żołnierzach księcia w koszarach, o ludzkich niedolach ocierających się o siebie, tak że powstawało niemal wyczuwalne napięcie i zapach jak z przepalonej izolacji. Upodabniają się dożołnierzy z przedgildyjskiej legendy — myślała. — Jak żołnierze zagubionego łowcy gwiazd Ampolirosa, przykuci do swych dział, wiecznie w pościgu, wiecznie w pogotowiu i wiecznie nie przygotowani.
— Dlaczego nigdy nie wykorzystałeś w pełni moich umiejętności w swej służbie dla księcia? — zapytała. — Obawiasz się rywala?
Wlepił w nią rozpalone spojrzenie starczych oczu.
— Wiem co nieco o szkoleniu, jakie przechodzicie wy, Bene Gesserit…
Urwał nachmurzony.
— Śmiało, dokończ — powiedziała — wiedźmy Bene Gesserit.
— Wiem co nieco o prawdziwym szkoleniu, jakie przechodzicie — podjął. — Widzę, jak to wyłazi z Paula. Nie dam się nabrać na to, co wasze szkoły głoszą publicznie: że istniejecie, by tylko służyć.
Wstrząs musi być gwałtowny i on już prawie do tego dojrzał — pomyślała.
— Słuchasz mnie uważnie w Radzie — powiedziała — a jednak rzadko liczysz się z moimi opiniami. Dlaczego?
— Nie ufam motywom waszej Bene Gesserit. Możesz sobie myśleć, że potrafisz przejrzeć człowieka na wylot, możesz sobie myśleć, że potrafisz zmusić człowieka, by zrobił dokładnie to, czego ty…
— Jesteś nieszczęsnym głupcem, Thufir! — wybuchnęła. — Prawda dalece przekracza wszelkie pogłoski o naszych szkołach, jakie dotarły do twych uszu. Jeśli zechcę zniszczyć księcia… lub ciebie, lub inną dowolną osobę w zasięgu mej ręki, nie powstrzymasz mnie przed tym.
Dlaczego pozwalam, by pycha dyktowała mi takie słowa? — pomyślała. — Nie tak mnie szkolono. Nie tak miałam nim wstrząsnąć.
Hawat wsunął dłoń pod bluzę i dotknął miniaturowego wyrzutnika zatrutych bolców. Nie nosi tarczy — pomyślał. — Czy to brawura z jej strony? Mógłbym ją teraz zabić… ale, aaach, jakież konsekwencje, gdybym się mylił.
Jessika widziała ruch jego ręki w stronę kieszeni. Powiedziała:
— Módlmy się, by nigdy nie było między nami gwałtu.
— Słuszna modlitwa — zgodził się.
— Tymczasem szerzy się wśród nas choroba — rzekła. — Muszę zapytać cię ponownie: czy nie sensowniej posądzać Harkonnenów, że to oni zasiali owo podejrzenie, by nas skłócić?
— Wygląda na to, że znów wróciliśmy do pata — odparł Hawat.
Westchnąwszy pomyślała: prawie do tego dojrzał.
— Książę i ja jesteśmy namiastką ojca i matki dla naszych ludzi — powiedziała. — Taka pozycja…
— Nie poślubił cię — rzekł Hawat.
Zmusiła się do zachowania spokoju, przyznając w duchu: dobra riposta.
— Alę nie poślubi żadnej innej — odparła. — Tak długo, dopóki ja żyję. I jesteśmy tą namiastką, jak powiedziałam. By zburzyć ów naturalny porządek naszego życia, by go zakłócić, zniszczyć nas i ogłupić — kto stanowi najponętniejszy cel dla Harkonnenów?
Wyczuł, do czego zmierza, ściągnął brwi w ponurym grymasie.
— Książę? — zapytała. — Atrakcyjny cel, owszem, ale nikt, z wyjątkiem być może Paula, nie jest lepiej strzeżony. Ja? Kuszę ich niewątpliwie, ale muszą wiedzieć, że Bene Gesserit są trudnymi celami. I że jest cel lepszy, ktoś, czyje obowiązki, siłą rzeczy tworzą monstrualną, ślepą plamkę. Ktoś, dla kogo podejrzliwość jest czymś równie naturalnym jak oddychanie. Ktoś, kto całe swoje życie opiera na insynuacji i tajemnicy. — Wystrzeliła ku niemu prawą dłoń. — Ty!
Hawat poderwał się z krzesła.
— Nie odprawiłam cię, Thufir! — wybuchnęła.
Stary mentat niemalże zwalił się z powrotem na krzesło, tak raptownie mięśnie odmówiły mu posłuszeństwa.
Uśmiechnęła się niewesoło.
— Teraz wiesz co nieco o prawdziwym szkoleniu, jakie przechodzimy — powiedziała.
Hawat starał się przełknąć ślinę, której nie miał w gardle. Jej rozkaz był królewski, nieodwołalny; nadała mu ton i modulację, której absolutnie nie sposób się było oprzeć. Usłuchał, zanim reakcja ciała doszła do jego mózgu. Nic nie mogło powstrzymać tej reakcji — ani logika, ani ogień gniewu… nic. To, co ona zrobiła, świadczyło o zmysłowej, intymnej znajomości osoby, do której skierowano rozkaz, o dominacji tak głębokiej, jakiej istnienie wydawało mu się niemożliwe.
— Powiedziałam ci uprzednio, że powinniśmy zrozumieć się nawzajem — rzekła. — Miałam na myśli, że to ty winieneś zrozumieć mnie. Ja ciebie już rozumiem. I powiem ci teraz, że twoja lojalność wobec księcia to jedyne, co zapewnia ci bezpieczeństwo z mojej strony.
Zwilżył językiem wargi nie spuszczając z niej oczu.
— Gdybym chciała mieć marionetkę, książę by mnie poślubił — powiedziała. — Nawet mogłoby mu się wydawać, że zrobił to z własnej nieprzymuszonej woli.
Hawat spuścił głowę; patrzył ku górze przez rzadkie rzęsy. Jedynie żelazna siła woli powstrzymywała go od wezwania straży. Żelazna siła woli… i teraz już podejrzenie, że ta kobieta może do tego nie dopuścić. Skóra mu cierpła, gdy wspominał, jak ona nim zawładnęła. W chwili takiego wahania mogła dobyć broni i zabić! Czy każdy człowiek ma taką ślepą plamkę? — zastanawiał się. — Czy każdego z nas można zmusić do działania, zanim potrafimy stawić opór? Ta myśl przyprawiła go o zawrót głowy. Kto powstrzymałby osobę obdarzoną taką siłą?