Выбрать главу

— Baronie, ostrzegałem cię przed powierzaniem komuś tak młodemu tych informacji. Moje obserwacje…

— Ja będę o tym decydował — rzekł baron. — Daję ci polecenie, mentacie. Zaprezentuj jedną ze swych różnorodnych umiejętności.

— No więc dobrze — powiedział Piter. Wyprostował się przyjmując dziwnie godną postawę, niczym maskę, lecz tym razem okrywającą całe ciało.

— Za parę standardowych dni cały dwór księcia Leto zaokrętuje się na galeon Gildii Planetarnej udający się na Arrakis. Gildia wysadzi ich raczej w mieście Arrakin niż w naszym mieście Kartago. Mentat księcia, Thufir Hawat, dojdzie do słusznego wniosku, że Arrakin jest łatwiejsze do obrony.

— Słuchaj uważnie, Feyd — odezwał się baron. — Obserwuj plany wewnątrz planów w planach.

Feyd-Rautha skinął głową, myśląc: To już lepiej. Stary potwór dopuszcza mnie w końcu do sekretów. Rzeczywiście chyba zamierza uczynić mnie swoim dziedzicem.

— Istnieje kilka rozbieżnych możliwości — powiedział Piter. — Ja twierdzę, że ród Atrydów uda się na Arrakis. Nie możemy jednak zignorować ewentualności, że książę zawarł z Gildią kontrakt na wywiezienie go w bezpieczne miejsce poza System. Inni w podobnych okolicznościach zostawali rodami renegackimi, zabierali rodzinne arsenały atomowe i tarcze i uciekali poza Imperium.

— Książę jest na to zbyt dumnym człowiekiem — powiedział baron.

— To jest ewentualność — odparł Piter. — Jednak ostateczny rezultat byłby dla nas ten sam.

— Nie, nie byłby! — warknął baron. — On musi umrzeć, a jego linia wygasnąć.

— Prawdopodobieństwo tego jest znikome — powiedział Piter. — Kiedy ród ma się sprzeniewierzyć, czynione są pewne przygotowania. Książę sprawia wrażenie, jakby niczego takiego nie robił.

— Tak — westchnął baron. — Jedź dalej, Piter.

— W Arrakin — ciągnął Piter — książę z rodziną zajmą rezydencję, do niedawna dom hrabiego i hrabini Fenring.

— Ambasadora u przemytników — zachichotał baron.

— Ambasadora u kogo? — zapytał Feyd-Rautha.

— Twój stryj żartuje — powiedział Piter. — Nazywa hrabiego Fenringa ambasadorem u przemytników, wskazując na udział Imperatora w przemytniczych operacjach na Arrakis.

Feyd-Rautha obrócił na stryja zaintrygowane spojrzenie.

— Dlaczego?

— Nie bądź tępy, Feyd — warknął baron. — Jak może być inaczej, dopóki Gildia znajduje się praktycznie poza imperialną kontrolą? Jakże inaczej poruszaliby się szpiedzy i assassini?

Wargi Feyda-Rauthy wydały bezdźwięczne „Oooch”.

— W rezydencji zorganizowaliśmy dywersję — powiedział Piter. — Będzie zamach na życie dziedzica Atrydów, zamach, który może się powieść.

— Piter — zagrzmiał baron — chcesz powiedzieć…

— Chcę powiedzieć, że wypadki się zdarzają — rzekł Piter. — A zamach musi wyglądać poważnie.

— Och, ale chłopiec ma takie słodkie młode ciało — powiedział baron. — Oczywiście, jest potencjalnie bardziej niebezpieczny od ojca… po tym wyszkoleniu przez matkę czarownicę. Przeklęta kobieta. W porządku, dalej, Piter.

— Hawat odgadnie, że podstawiliśmy mu naszego agenta — podjął Piter. — Rzucającym się w oczy podejrzanym jest doktor Yueh, istotnie nasz agent. Ale Hawat przeprowadził śledztwo i odkrył, że nasz doktor jest absolwentem Akademii Suk z uwarunkowaniem imperialnym — rzekomo wystarczająco bezpiecznym, by pielęgnować samego Imperatora. Wielką wagę przywiązuje się do uwarunkowania imperialnego. Zakłada się, że najwyższego uwarunkowania nie da się usunąć bez uśmiercenia osobnika. Jednakże, jak to ktoś kiedyś zauważył, mając odpowiednią dźwignię, można podnieść planetę. Znaleźliśmy dźwignię, która podniosła doktora.

— Jak? — zapytał Feyd-Rautha. Ten temat go zafascynował. Wszyscy wiedzieli, że uwarunkowania imperialnego złamać się nie da.

— Innym razem — powiedział baron. — Dalej, Piter.

— W miejsce Yuego — rzekł Piter — postawiliśmy na drodze Hawata wyjątkowo interesującego podejrzanego. Sama zuchwałość podejrzenia zwróci na nią uwagę Hawata.

— Na nią? — spytał Feyd-Rautha.

— Lady Jessikę we własnej osobie — powiedział baron.

— Czyż to nie wspaniałe? — zapytał Piter. — Hawat będzie miał mózg tak przepełniony tą perspektywą, że nadwątli to funkcjonowanie mentata. Może nawet próbować ją zabić.

Piter zmarszczył czoło i dodał:

— Ale nie sądzę, aby mu się to udało.

— Nie chcesz, aby mu się udało, co? — zapytał baron.

— Nie rozpraszaj mnie — odparł Piter. — Podczas gdy Hawat zajmie się lady Jessiką, jeszcze bardziej odwrócimy jego uwagę buntami w kilku garnizonach i tym podobnymi rzeczami. Bunty zostaną stłumione. Książę musi wierzyć, że się nieźle zabezpieczył. Gdy nadejdzie odpowiednia chwila, damy znak Yuemu, wtargniemy naszymi głównymi siłami… hm…

— Dalej, powiedz mu wszystko — odezwał się baron.

— Wtargniemy wzmocnieni dwoma legionami sardaukarów przebranych w barwy Harkonnenów.

— Sardaukarzy! — sapnął Feyd-Rautha. Jego myśli pobiegły ku strasznym oddziałom imperialnym, bezlitosnym zabójcom, żołnierzom-fanatykom Padyszacha Imperatora.

— Widzisz, jak ci ufam, Feyd — powiedział baron. — Jeśli najmniejsza wzmianka o tym kiedykolwiek dotrze do jakiegoś wysokiego rodu, wtedy Landsraad może się zjednoczyć przeciwko rodowi imperialnemu i powstanie chaos.

— Sedno sprawy — powiedział Piter — tkwi w tym: skoro używa się rodu Harkonnenów do odwalania brudnej roboty Imperium, zdobywamy faktyczną przewagę. Niebezpieczna to przewaga, co prawda, lecz umiejętnie wykorzystana przysporzy rodowi Harkonnenów większych bogactw, niźli posiada jakikolwiek inny ród w Imperium.

— Nie masz pojęcia, o jak wielkie tu chodzi bogactwo — powiedział baron. — Nawet w najśmielszych wyobrażeniach. Przede wszystkim, będziemy mieli nie kwestionowany mandat do zarządu kompanii KHOAM.

Feyd-Rautha kiwnął głową. Chodziło o bogactwo. KHOAM stanowiła klucz do bogactwa; z racji mandatu każdy szlachetny ród ciągnął z kas kompanii, ile się dało. Mandaty KHOAM — były one rzeczywistym potwierdzeniem politycznego znaczenia w Imperium, przemijającego wraz z utratą liczby głosów w Landsraadzie.

— Książę Leto — mówił Piter — może szukać schronienia u garstki fremeńskiej hołoty na obrzeżach pustyni. Bądź też może podjąć próbę wysłania rodziny w tę złudną kryjówkę. Lecz tę drogę blokuje mu jeden z agentów Jego Wysokości, ekolog planety. Może go pamiętasz, Kynes.

— Feyd go pamięta — powiedział baron. — Kończ z tym.

— Jakoś nie piejesz z radości, baronie — powiedział Piter.

— Kończ z tym, rozkazuję ci! — ryknął baron.

Piter wzruszył ramionami.

— Jeżeli sprawy potoczą się zgodnie z planem — powiedział — ród Harkonnen otrzyma Arrakis w zastępcze lenno w czasie standardowego roku. Twój stryj dostanie na to lenno dyspensę. Jego osobisty przedstawiciel będzie rządził Arrakis.

— Dalsze zyski — powiedział Feyd-Rautha.

— Istotnie — potwierdził baron. I pomyślał: tego wymaga sprawiedliwość. To my ujarzmiliśmy Arrakis… prócz garstki fremeńskich kundli kryjących się na skraju pustyni… i grupki nieszkodliwych przemytników przypisanych do planety prawie tak mocno jak tubylcza siła robocza.

— I wysokie rody będą wiedziały, że to baron zniszczył Atrydów — powiedział Piter. — Tak, będą wiedziały.