Выбрать главу

— Znajdował się blisko centrum wybuchu, który zniszczył oolt’poslenar — powiedział oficer, machając grzebieniem. — Uważa się, że ochronił go toroid plazmy, który wytworzył się wokół jego pancerza. Odrzuciło go wiele kilometrów w głąb morza, ale przeżył.

— To niemożliwe! Nawet metalowy threshkreen nie oparłby się broni, która wypatroszyła okręt Az’al’endaia!

— Ale zapisy takie jak ten rzadko kłamią. Ludzie uważają go za niepokonanego, nieśmiertelnego.

— Będziemy musieli ich rozczarować — powiedział Tulo’stenaloor, gładząc zdobienie swojego grzebienia. — Esthree, pchnij grupę miejscowych trasą, której użył Gamataraal, i zacznij ładować oolt Po’osol oolt. Polecimy naokoło i wysadzimy ich na tyłach, żeby wesprzeć natarcie.

— Tak jest, estanaarze — powiedział oficer operacyjny. — Wydawało mi się jednak, że powiedziałeś, iż największym błędem tej wojny było przypuszczenie pospiesznego szturmu.

— Jeśli nam się powiedzie, szybko oczyścimy drogę. Jeśli nie, stracimy tylko kilka niewiele wartych oddziałów. Dopilnuj, żeby jednostki zwiadowcze nie szły przodem; ich uzbrojenie nawet nie zadraśnie metalowych threshkreen.

— Tak jest, estanaarze. Tak uczynię.

— Przygotować oolt’poslenar — dodał wódz. — Jeszcze zobaczymy, kto kogo otoczy.

* * *

— Straciliśmy kapitana Holdera — powiedział Gunny Pappas. W tle słychać było słaby huk odpalanego ładunku kopiącego.

— Zauważyłem — odparł Mike. — My straciliśmy łącznie dwudziestu dwóch ludzi. Szczerze mówiąc, dostaliśmy w dupę.

— Czekali na nas — powiedział Stewart. — To jedyne możliwe wyjaśnienie tego wszystkiego, co się stało. Ponadto wiedzieli, na których promach będą zasobniki z paliwem.

— Przy okazji, w tej materii jakoś się trzymamy — powiedział Duncan. — Zebraliśmy pięć akumulatorów, w tym dwa z pierwszego promu. Na wzgórzach nadaje też kilka radiolatarni; może jeszcze uda nam się je zgarnąć. Ta gówniana amunicja szybko wyczerpie nasze zapasy energii, jeśli będziemy musieli prowadzić ciągły ogień.

— Są pewne możliwości w kwestii uzupełnień; zobaczymy, jak to będzie — stwierdził Mike. — Stewart, zacznij rozpracowywać, skąd oni mogli się dowiedzieć, gdzie i kiedy będziemy. Nie ograniczaj się tylko do jednej możliwości, zbadaj wszystkie.

— W tej chwili przychodzi mi do głowy tylko jakiś kret — przyznał Stewart. — Nic innego nie pasuje.

— Tak, jak powiedziałem — powtórzył Mike; w jego głosie słychać było złość. — Nie skupiaj się na jednym, choć raz zrób użytek ze swojej paranoi. Pappas, musimy szybko skończyć umocnienia; niedługo możemy się spodziewać ataku. Chcę mieć okopy, bunkry i transzeje do poruszania się. Kontynuować budowę, dopóki znowu nie uderzą, a my się nie połączymy.

— Tak jest, sir — odparł sierżant. — Siedzimy na skale; kiedy już się w nią wgryziemy, niełatwo będzie nas stąd wykopać.

— Dlatego spodziewam się szybkiego ataku — powiedział Mike. — On spróbuje nas odepchnąć, zanim się okopiemy. A więc do roboty.

— „On”? — spytał Stewart. — Zataja pan coś przed swoim oficerem wywiadu?

— Bez przerwy — odparł Mike z niewidocznym uśmiechem. — Ale w tym przypadku to tylko domysły. Wszystko to nosi znamiona dobrze zaplanowanej operacji, i to od jakiegoś czasu. Spójrz tylko na te latające czołgi i współdziałanie lądowników. Mamy do czynienia z bardzo cwanym Wszechwładcą, na tyle cwanym, że zebrał także innych cwanych Posleenów. To nasz prawdziwy wróg. Spróbuj się wgryźć w darhelskie dane wywiadu; czasami udaje im się odróżnić jednego Posleena od drugiego. Chcę wiedzieć, z kim mamy do czynienia. Bardzo mi na tym zależy.

— Do cholery z wywiadem — mruknął Pappas. — Mnie tam zależy na wsparciu ogniowym.

4

Nie głoszą nikomu, że Bóg sił im doda Tuż przed tym, jak śruba uparta popuści Nie głoszą, że Jego pozwala im łaska Słać wszystko do diabła, gdy najdzie ich chęć Tak w słońcu i w tłumie, i w świetle, w gromadzie I w mroku wciąż trwają, pośrodku pustkowia I patrzą, i baczą od rana do nocy Czy dzień ich współbraci już dawno nie nastał.
Rudyard Kipling,
Synowie Marty
Niedaleko Willits, Północna Karolina, Stany Zjednoczone Ameryki, Sol III
03:18 czasu wschodnioamerykańskiego letniego, poniedziałek, 28 września 2009

Sterowiec, długi na niemal dwieście metrów, miał przyczepiony pod spodem olbrzymi kontener. Kiedy tylko płozy kontenera dotknęły ziemi, sterowiec odczepił go, skoczył w górę i odleciał. Jeden Posleen w niewłaściwym miejscu mógłby go „zdjąć” w sekundę, ale jądrowy ostrzał SheVy najwyraźniej oczyścił całą dolinę, i dopóki sterowce trzymały się nisko, pozostawały poza polem widzenia wroga.

Tył kontenera otworzył się i w ostrym świetle reflektorów zaczął się z niego wylewać strumień ciężkiego sprzętu i ludzi w czarnych kombinezonach. Połowa grupy ruszyła w stronę SheVy, druga zaś zaczęła poszerzać strefę lądowania.

Na czele kolumny zmierzającej w stronę SheVy jechał na czterokołowcu mężczyzna. Przed samym czołgiem zahamował z poślizgiem.

— Maj… podpułkownik Robert Mitchell — zasalutował Mitchell.

— Pułkownik William Garcia — odparł mężczyzna. Miał na sobie czarny kombinezon, tak samo jak reszta jego oddziału; na ramieniu nosił dużą odznakę HC4, oznaczającą, że należy do Czwartej Ciężkiej Brygady Konstrukcyjnej. Odpowiedział sprężyście na salut, a potem sięgnął do kieszeni kombinezonu i rzucił Mitchellowi małą paczuszkę. — Ja pierwszy pogratuluję panu awansu. Należy się sześć pięćdziesiąt. Zapłaci pan, jak pan przeżyje.

— Dzięki — powiedział Mitchell, patrząc na srebrne listki podpułkownika. — Co teraz?

— Moi ludzie zrobią kompletny przegląd — powiedział Garcia, odwracając się do Indy. — Pani jest tu mechanikiem?

— Tak jest, sir — odparła. — Mam wyniki wstępnego przeglądu. — Wyciągnęła swojego palmtopa.

— Dzięki. — Pułkownik wziął urządzenie i przeniósł dane. — Czy tam, na górze, to są pakiety MetalStorm?

Przeciwlądownikowy system MetalStorm był w ciągu minionych lat jednym z mniej udanych projektów. W bardzo krótkim czasie wystrzeliwał tysiące pocisków; zasadniczo składał się z lufy pełnej kul. Każdą kulę wystrzeliwał ładunek elektryczny.

Stupięciomilimetrowe dwunastolufowe urządzenie montowano na podwoziu czołgu abrams. W każdej lufie znajdowało się sto pocisków. Należały do tego samego typu pocisków, jakie abramsy woziły ze sobą jako pociski przeciwczołgowe, ale w systemie MetalStorm wszystkie tysiąc dwieście sztuk amunicji można było wystrzelać w czasie poniżej dwudziestu sekund. Było to wyjątkowo przykre dla załogi; opisywano to jako przebywanie w metalowej beczce, którą potrząsa jakiś olbrzym. Przy tym wszystkim system okazał się raczej nieskuteczny w walce z lądownikami.

— Tak jest, sir — przyznał niechętnie Mitchell. — Podwozia zostały… zużyte z mojego rozkazu.

— Jestem pewien, że kryje się za tym jakaś fascynująca opowieść — powiedział Garcia z lekkim uśmiechem. — Nie odpalaliście ich tam na górze, prawda?

— Nie, sir — powiedział Pruitt. — Są tylko przymocowane łańcuchami.

— Dobra, ściągniemy je i zabierzemy jednym ze sterowców — stwierdził Garcia.