— Znajdował się blisko centrum wybuchu, który zniszczył oolt’poslenar — powiedział oficer, machając grzebieniem. — Uważa się, że ochronił go toroid plazmy, który wytworzył się wokół jego pancerza. Odrzuciło go wiele kilometrów w głąb morza, ale przeżył.
— To niemożliwe! Nawet metalowy threshkreen nie oparłby się broni, która wypatroszyła okręt Az’al’endaia!
— Ale zapisy takie jak ten rzadko kłamią. Ludzie uważają go za niepokonanego, nieśmiertelnego.
— Będziemy musieli ich rozczarować — powiedział Tulo’stenaloor, gładząc zdobienie swojego grzebienia. — Esthree, pchnij grupę miejscowych trasą, której użył Gamataraal, i zacznij ładować oolt Po’osol oolt. Polecimy naokoło i wysadzimy ich na tyłach, żeby wesprzeć natarcie.
— Tak jest, estanaarze — powiedział oficer operacyjny. — Wydawało mi się jednak, że powiedziałeś, iż największym błędem tej wojny było przypuszczenie pospiesznego szturmu.
— Jeśli nam się powiedzie, szybko oczyścimy drogę. Jeśli nie, stracimy tylko kilka niewiele wartych oddziałów. Dopilnuj, żeby jednostki zwiadowcze nie szły przodem; ich uzbrojenie nawet nie zadraśnie metalowych threshkreen.
— Tak jest, estanaarze. Tak uczynię.
— Przygotować oolt’poslenar — dodał wódz. — Jeszcze zobaczymy, kto kogo otoczy.
— Straciliśmy kapitana Holdera — powiedział Gunny Pappas. W tle słychać było słaby huk odpalanego ładunku kopiącego.
— Zauważyłem — odparł Mike. — My straciliśmy łącznie dwudziestu dwóch ludzi. Szczerze mówiąc, dostaliśmy w dupę.
— Czekali na nas — powiedział Stewart. — To jedyne możliwe wyjaśnienie tego wszystkiego, co się stało. Ponadto wiedzieli, na których promach będą zasobniki z paliwem.
— Przy okazji, w tej materii jakoś się trzymamy — powiedział Duncan. — Zebraliśmy pięć akumulatorów, w tym dwa z pierwszego promu. Na wzgórzach nadaje też kilka radiolatarni; może jeszcze uda nam się je zgarnąć. Ta gówniana amunicja szybko wyczerpie nasze zapasy energii, jeśli będziemy musieli prowadzić ciągły ogień.
— Są pewne możliwości w kwestii uzupełnień; zobaczymy, jak to będzie — stwierdził Mike. — Stewart, zacznij rozpracowywać, skąd oni mogli się dowiedzieć, gdzie i kiedy będziemy. Nie ograniczaj się tylko do jednej możliwości, zbadaj wszystkie.
— W tej chwili przychodzi mi do głowy tylko jakiś kret — przyznał Stewart. — Nic innego nie pasuje.
— Tak, jak powiedziałem — powtórzył Mike; w jego głosie słychać było złość. — Nie skupiaj się na jednym, choć raz zrób użytek ze swojej paranoi. Pappas, musimy szybko skończyć umocnienia; niedługo możemy się spodziewać ataku. Chcę mieć okopy, bunkry i transzeje do poruszania się. Kontynuować budowę, dopóki znowu nie uderzą, a my się nie połączymy.
— Tak jest, sir — odparł sierżant. — Siedzimy na skale; kiedy już się w nią wgryziemy, niełatwo będzie nas stąd wykopać.
— Dlatego spodziewam się szybkiego ataku — powiedział Mike. — On spróbuje nas odepchnąć, zanim się okopiemy. A więc do roboty.
— „On”? — spytał Stewart. — Zataja pan coś przed swoim oficerem wywiadu?
— Bez przerwy — odparł Mike z niewidocznym uśmiechem. — Ale w tym przypadku to tylko domysły. Wszystko to nosi znamiona dobrze zaplanowanej operacji, i to od jakiegoś czasu. Spójrz tylko na te latające czołgi i współdziałanie lądowników. Mamy do czynienia z bardzo cwanym Wszechwładcą, na tyle cwanym, że zebrał także innych cwanych Posleenów. To nasz prawdziwy wróg. Spróbuj się wgryźć w darhelskie dane wywiadu; czasami udaje im się odróżnić jednego Posleena od drugiego. Chcę wiedzieć, z kim mamy do czynienia. Bardzo mi na tym zależy.
— Do cholery z wywiadem — mruknął Pappas. — Mnie tam zależy na wsparciu ogniowym.
4
Sterowiec, długi na niemal dwieście metrów, miał przyczepiony pod spodem olbrzymi kontener. Kiedy tylko płozy kontenera dotknęły ziemi, sterowiec odczepił go, skoczył w górę i odleciał. Jeden Posleen w niewłaściwym miejscu mógłby go „zdjąć” w sekundę, ale jądrowy ostrzał SheVy najwyraźniej oczyścił całą dolinę, i dopóki sterowce trzymały się nisko, pozostawały poza polem widzenia wroga.
Tył kontenera otworzył się i w ostrym świetle reflektorów zaczął się z niego wylewać strumień ciężkiego sprzętu i ludzi w czarnych kombinezonach. Połowa grupy ruszyła w stronę SheVy, druga zaś zaczęła poszerzać strefę lądowania.
Na czele kolumny zmierzającej w stronę SheVy jechał na czterokołowcu mężczyzna. Przed samym czołgiem zahamował z poślizgiem.
— Maj… podpułkownik Robert Mitchell — zasalutował Mitchell.
— Pułkownik William Garcia — odparł mężczyzna. Miał na sobie czarny kombinezon, tak samo jak reszta jego oddziału; na ramieniu nosił dużą odznakę HC4, oznaczającą, że należy do Czwartej Ciężkiej Brygady Konstrukcyjnej. Odpowiedział sprężyście na salut, a potem sięgnął do kieszeni kombinezonu i rzucił Mitchellowi małą paczuszkę. — Ja pierwszy pogratuluję panu awansu. Należy się sześć pięćdziesiąt. Zapłaci pan, jak pan przeżyje.
— Dzięki — powiedział Mitchell, patrząc na srebrne listki podpułkownika. — Co teraz?
— Moi ludzie zrobią kompletny przegląd — powiedział Garcia, odwracając się do Indy. — Pani jest tu mechanikiem?
— Tak jest, sir — odparła. — Mam wyniki wstępnego przeglądu. — Wyciągnęła swojego palmtopa.
— Dzięki. — Pułkownik wziął urządzenie i przeniósł dane. — Czy tam, na górze, to są pakiety MetalStorm?
Przeciwlądownikowy system MetalStorm był w ciągu minionych lat jednym z mniej udanych projektów. W bardzo krótkim czasie wystrzeliwał tysiące pocisków; zasadniczo składał się z lufy pełnej kul. Każdą kulę wystrzeliwał ładunek elektryczny.
Stupięciomilimetrowe dwunastolufowe urządzenie montowano na podwoziu czołgu abrams. W każdej lufie znajdowało się sto pocisków. Należały do tego samego typu pocisków, jakie abramsy woziły ze sobą jako pociski przeciwczołgowe, ale w systemie MetalStorm wszystkie tysiąc dwieście sztuk amunicji można było wystrzelać w czasie poniżej dwudziestu sekund. Było to wyjątkowo przykre dla załogi; opisywano to jako przebywanie w metalowej beczce, którą potrząsa jakiś olbrzym. Przy tym wszystkim system okazał się raczej nieskuteczny w walce z lądownikami.
— Tak jest, sir — przyznał niechętnie Mitchell. — Podwozia zostały… zużyte z mojego rozkazu.
— Jestem pewien, że kryje się za tym jakaś fascynująca opowieść — powiedział Garcia z lekkim uśmiechem. — Nie odpalaliście ich tam na górze, prawda?
— Nie, sir — powiedział Pruitt. — Są tylko przymocowane łańcuchami.
— Dobra, ściągniemy je i zabierzemy jednym ze sterowców — stwierdził Garcia.