Znów ten bezbarwny ton. Mike zauważył już, że kiedy przekaźnik napotykał na jakieś trudności, niesłychanie ochoczo zamieniał się w zupełnie niekomunikatywne urządzenie.
— Ile sprawnych osób jest w schronie? I czy jest tam jakiś naziemny transport? — spytał.
— Pięcioro dorosłych. Nie, wszystko zostało zniszczone przez wybuch.
— Hmmm… — Mike spojrzał na wykres zasilania i pokręcił głową. — Daj mi generała Hornera.
— Jack, mówi Mike.
Znajomość majora i generała datowała się od niepamiętnych czasów, ale taka poufałość wcale nie była oznaką szacunku. Mike O’Neal nie wybaczył jeszcze generałowi, że dał mu zadanie, którego wykonanie z każdą chwilą wyglądało coraz bardziej beznadziejnie.
— Tak, majorze?
Jack Horner był wysokim, szczupłym mężczyzną o zimnych niebieskich oczach. Kazał przekaźnikowi włączyć hologram bitwy pod Rabun Gap i pokręcił głową z niezadowoleniem; zobaczył zwartą, nie kończącą się falę czerwieni.
— Mamy mały problem — powiedział Mike.
— Widzę.
— Nie chodzi mi o samych Posleenów. Na początku spróbowali kilku chytrych sztuczek, ale teraz atakują nas po staremu, a my ich po staremu powstrzymujemy. Mamy straty, ale głównie w systemach broni. Problem w tym, że mamy zapas mocy na jakieś trzy godziny.
— Co?
— Moim zdaniem to przez Gunny’ego Thompsona.
Chwilę trwało, zanim Jack przypomniał sobie, o kim mówi Mike. Gunny Thompson był, wraz z niedawno powołanym z powrotem do służby projektantem sieci, Michaelem O’Nealem, i generałem Jackiem Hornerem, członkiem zespołu projektującego systemy uzbrojenia pancerzy wspomaganych.
— Dlaczego przez Gunny’ego Thompsona, skoro, jak słyszałem, ostatnio był na Barwhon?
— Cóż — westchnął Mike. — Chciał mieć promienniki, a najlepsze, co mogłem zrobić, to działko grawitacyjne, które strzela tak szybko, że wygląda jak promiennik. Problem oczywiście w tym, że w ten sposób pożera dzikie ilości energii.
— Używacie tak wielu karabinów? — Nawet w najbardziej zażartych starciach Posleeni wytrzymywali tylko około godziny rzezi, a potem się wycofywali.
— Nie mamy artylerii, żeby ich spowolnić, Jack. Usypujemy dosłownie wał trupów, a mimo to oni wciąż posuwają się do przodu i padają. To… to szaleństwo, nawet jak na Posleenów.
— Może…
— Może wiedzą, że mamy problemy z zasilaniem? — dokończył Mike. — Czyżbyś o czymś mi nie powiedział?
— Cóż, dostałem niedawno raport wywiadu, z którego wynika, że Posleeni być może, powtarzam: być może, są w stanie spenetrować sieć przekaźników.
— A więc… słuchają tej rozmowy? — spytał Mike. — To by wyjaśniało zasadzkę.
— Jaką zasadzkę?
— Kiedy wylądowaliśmy, Posleeni jakby na nas czekali i skupili ogień na promach transportowych. Właśnie wtedy nasze zapasy zasilania poszły z dymem.
— To kolejny dowód — odparł Jack, przeczesując dłońmi włosy. Po odmłodzeniu były czarne, ale teraz znów zaczynały bieleć na skroniach, choć fizycznie wciąż był około dwudziestki. Dowodzenie to istne piekło.
— A więc jeśli Posleeni mogą podsłuchiwać sieć przekaźników, co, do cholery, zrobimy? Nie mogę odłączyć swojego przekaźnika, on kieruje moim zasranym pancerzem!
— Pomyślę. Na razie powiedz mi, jak chcesz rozwiązać problem zasilania.
— Niedaleko stąd jest ukryty skład, taki, którego nie ma w sieci — powiedział Mike. — Jest tam amunicja i power packi, standardowa amunicja z własnym napędem.
— To z czasów, kiedy zakładałeś własne składy? — spytał Horner.
— Zgadza się. Teraz mam pytanie: czy jest dostępna jeszcze jakaś ciężka broń? Czy SheVa jest w zasięgu?
— Chcesz usłyszeć prawdę?
— Tak.
— Nie, jest poza zasięgiem i tak będzie jeszcze przez kilka godzin. Nic mi nie wiadomo o niczym innym. — Horner uśmiechnął się szeroko; to był pewny znak, że coś go rozwścieczyło. — Chętnie zapytałbym swój przekaźnik, dlaczego nasi wrogowie wiedzą o nas więcej niż my sami.
— Może rzeczywiście spenetrowali naszą sieć.
— Chyba tak. — Horner rozejrzał się po tymczasowej kwaterze głównej i nagle uświadomił sobie, że jego przekaźnik widzi i słyszy to samo co on.
— A więc kto przyjdzie nam z odsieczą? — spytał Mike. — Obiecałeś mi, zdaje się, że Dziesięć Tysięcy natychmiast ruszy w drogę, a ja widzę, że oni ciągle są w Wirginii.
Horner uśmiechnął się zaciśniętymi ustami.
— W drodze są inne siły. Umocnienia zostały przebite na całej długości wschodniego wybrzeża, majorze. Musiałem wysłać Dziesięć Tysięcy do powstrzymania poważnego natarcia w Shenandoah. Wiem, że według ciebie twój batalion jest najważniejszy, ale ja tu mam ofensywę na sześć prawie ukończonych czołgów SheVa i dwa Podmieścia. W tym wypadku Dziesięć Tysięcy ma zająć pozycję między Posleenami a Podmieściami, majorze. Jest jednak światełko w tunelu: poinformowano mnie, że z floty Barwhon wydzielono siły rozpoznawcze. Nie wiem, jak duże ani jakie będą ich priorytety, ale być może dostaniemy od nich jakieś wsparcie.
— A więc kto do nas idzie, generale, oprócz bliżej nieokreślonych „sił zwiadowczych”?
— Widzi pan odczyty przekaźnika, majorze.
— Ma pan pod sobą jedną beznadziejną dywizję, która nie wzięłaby Balsam Gap nawet z łatwiejszej strony. A SheVa ma być naprawiana przez pięć dni. Może więc pan mi powie, kto tu będzie kawalerią, generale?!
— Przyjadą — wycedził przez zęby Horner. — Nie później niż w dwadzieścia cztery godziny od chwili, kiedy SheVa zostanie naprawiona. A to będzie chyba jutro…
— Miło mi to słyszeć, generale, ale „chyba jutro” to o wiele za późno. Zrobimy tak. Za mniej więcej trzy godziny będę musiał oderwać się od przeciwnika i opuścić te pozycje.
— Nie może pan tego zrobić, majorze — warknął z furią Horner.
— Mogę i zrobię. Za trzy godziny pozostanie mi tylko rzucanie kamieniami. Zdarzyło mi się już rzucać w Posleenów kamieniami, ale to nie była główna metoda walki. Z tego, co widzą moi zwiadowcy, siły Posleenów wcale nie maleją. Jeśli uda nam się zająć skład, a to wielka niewiadoma, i jeśli panu uda się znaleźć dla nas jakieś wsparcie ogniowe, a to także wielka niewiadoma, będziemy w stanie odbić Gap. Z tymi zapasami, które mamy, będziemy w stanie utrzymać je przez następne, powiedzmy, dwanaście godzin i zabić w przybliżeniu sześć milionów Posleenów, zanim nasza skuteczność bojowa spadnie do zera i zostaniemy zmieceni. Co, jak sądzę, powinno wystarczyć nawet panu.
— Jeśli wam się nie uda zająć składu, bo jest tam pełno Posleenów, albo jeśli nie będziecie mogli odbić przełęczy, całe wschodnie wybrzeże upadnie.
— Aha. Więc lepiej będzie, jeśli znajdzie pan dla nas jakieś wsparcie, prawda, generale?
— Major O’Neal rozłączył się — poinformował przekaźnik generała.
Horner pokiwał głową, szeroko się uśmiechając. Podczas rozmowy w kwaterze głównej zrobiło się zupełnie cicho; teraz cisza trwała dalej, bo wszyscy dobrze wiedzieli, co oznacza ten wyraz twarzy.
— Pułkowniku Nix — odezwał się generał.
— Tak jest, sir. — Pułkownik był drobnym, łysiejącym okularnikiem, który nie osiągnął jeszcze wieku dopuszczającego go do odmłodzenia. Jego mundur był trochę wymięty, a wszystkie kieszenie miał wypchane różnymi różnościami. Każdy, kto na niego spojrzał, uważał go za komputerowego mola. I miał rację, chociaż nie do końca. Pułkownik Nix nie był bowiem zwykłym molem, on był supermolem.