Выбрать главу

— Fiuuu — zagwizdał Mueller. — Nic dziwnego, że opancerzył to jak fortecę.

— To wszystko amunicja? — spytała cicho Cally.

— Aha. — Tommy ściągnął z góry skrzynię i otworzył ją. — To żyła złota; to standardowa amunicja do karabinów grawitacyjnych z inicjatorami antymaterii. Gdyby któraś z tych skrzyń wybuchła, nie byłoby już tej góry. — Spojrzał na tysiące ładunków w skrzyni i pokręcił głową. — McEvoy, przywlecz tu dupę i zobaczmy, co my tu mamy.

* * *

Zawartość skrytki częściowo przeniesiono do zewnętrznej jaskini, gdzie materiały posortowano według przydatności. Pierwszorzędne znaczenie miały power packi z antymaterią. Według specyfikacji, każdy z nich powinien wystarczyć kompanii piechoty mobilnej na pełne cztery dni działania w standardowym terenie. Biorąc pod uwagę moc pobieraną przez broń, pozostałym pancerzom powinno wystarczyć energii na jakieś sześć dni.

Druga w kolejności była standardowa amunicja do karabinów. To był „dobry towar”, produkcja Indowy, z systemem zasilania każdego pocisku, co oznaczało,. że przy prowadzeniu ognia pancerze nie będą musiały czerpać z własnych zasobów energii.

Na końcu była amunicja dla Kosiarzy. Kosiarze, tak samo jak MetalStormy, zużywali olbrzymie ilości amunicji.

Tommy uznał, że stosując klamry, każdy pancerz będzie w stanie zabrać po trzy pakiety antymaterii (wielkości sporej walizki) i dwie skrzynie amunicji. Nie opancerzeni ludzie prawdopodobnie będą mogli unieść po jednym pakiecie amunicji, co razem dawało dwadzieścia sztuk. On sam postanowił zabrać osiemnaście zwykłych pakietów i dwa dla Kosiarzy, oba z fleszetkami.

W składzie leżała też duża skrzynia z oznaczeniami broni. Tommy popatrzył na nią i uśmiechnął się.

— Przekaźnik? — powiedział.

— Tak, Tommy? — odparło urządzenie głosem Wendy.

— Czy możesz… skasować część informacji o tym składzie? Albo zmodyfikować informację o tym, co będziemy ze sobą zabierać?

— Mogę — odparł przekaźnik — ale już załadowałam dane.

Tommy zmarszczył czoło.

— Dobrze, więc zmień spis tego, co zabieramy. Zamiast tej rzeczy wstaw skrzynię amunicji dla Kosiarzy.

— Dobrze, Tommy. A powiesz mi, dlaczego?

— Bo nie chcę, żeby Posleeni wiedzieli, że to mamy. — Porucznik wyszczerzył w uśmiechu zęby. — Dopilnuj, żeby inne przekaźniki też tego nie pokazały.

— Spróbuję.

— McEvoy, mam dla ciebie specjalne zadanie — powiedział Sunday.

* * *

— McEvoy, razem z Pickersgillem przeniesiecie pakiety na szczyt wzgórza. Sczepcie je po prostu klamrami i zawleczcie tam.

Kiedy dwaj żołnierze wzięli się do roboty, Tommy odwrócił się do grupy uciekinierów.

— Każdy dorosły musi zabrać jeden pakiet.

— Da się zrobić — powiedziała Elgars. — Dokąd?

— To będzie kawałek drogi — przyznał Sunday. — Musimy przenieść je na drugą stronę doliny, na zbocze Lookout Mountain.

Wywołał mapę i oznaczył punkt docelowy.

— Rozumiem, że nie mówi pan o tej górze w Tennessee — powiedziała ostro Shari.

— Nie, to popularna nazwa gór — odparł tym samym tonem Tommy. — Nie podoba się pani, że zostawiamy dzieci?

— Bardzo. Nie po to zabrałam je z tamtego domu wariatów i ciągnęłam przez góry, żeby teraz zabił je jakiś zabłąkany Posleen.

— Shari, najpierw musiałby mnie zabić — powiedziała Cally. — Jestem silna, ale nie tak silna, żeby nieść taką skrzynię, więc zostanę. — Poklepała Billy’ego po ramieniu i wyszczerzyła w uśmiechu zęby. — A Billy będzie mnie bronił.

Chłopiec pokiwał głową i odpowiedział uśmiechem. Po pierwszym lądowaniu Posleenów we Fredericksburgu doznał poważnej blokady mowy. Ostatnio zaczęło mu to przechodzić, ale wciąż nie odzywał się, jeśli nie musiał.

— Cieszę się, że tu będziesz, ale…

— Shari — przerwała jej Wendy. — Ja też tam byłam i także nie chcę, żeby dzieciom coś się stało. Ale gdybym miała do wyboru zostawić ciebie albo Cally…

— Zostawiłabyś Cally — dokończyła Shari. — Rozumiem. Ale nie sądzę, że Cally powinna tu zostać sama. A jeśli Posleeni naprawdę przyjdą? Niech zostanie jeszcze Mueller albo Mosovich.

— Proszę pani, ja panią rozumiem — powiedział Tommy, — ale musimy to wszystko zanieść batalionowi. I to jak najszybciej. — Odsunął się na bok, gdyż wysuwające się z jaskini szare skrzynie zrzuciły kawał mokrej ziemi na półkę przed wejściem.

— Musimy zabrać tyle, ile się da; jest tam ku… dużo Posleenów do zabicia. Jeśli my ich nie zatrzymamy, nie będzie miało znaczenia, w jakiej jaskini się schowacie, i tak przyjdą…

— We Fredericksburgu chowanie się wystarczyło — powiedziała Shari.

— Tylko dlatego, że piechota mobilna nas wyciągnęła — wyjaśniła jej Wendy. — Ten sam oddział, skoro o tym mowa, który teraz jest w Gap.

— A to już niesamowity zbieg okoliczności — wyszczerzył zęby Mueller. — Shari, nie możemy zostać. A ty naprawdę niewiele pomożesz Cally, jeśli z nią zostaniesz. Musisz nam pomóc nieść skrzynie.

Shari westchnęła i spojrzała na dzieci. Pomimo ich zdolności regeneracji sił, jeszcze przez jakiś czas nie będą mogły się porywać na dalszą wyprawę.

— Dobrze, już nie będę marudzić — powiedziała do Tommy’ ego. — Ale jeśli spadnie im choćby włos z głowy…

— Nie spadnie — powiedziała cicho Cally. — Już ja się o to postaram, Shari. Obiecuję.

— Słyszałam w życiu już wiele obietnic. — Shari znów westchnęła. — Wiem, że się postarasz, ale to wcale nie znaczy, że ci się uda.

— Zwycięstwo nie zawsze oznacza przeżycie — odparła Cally, wzruszając ramionami. — Dam sobie radę.

8

Zdrowie twoje i naszego Korpusu W którym z dumą służymy; W wielu potyczkach walczyliśmy o życie I nigdy nie straciliśmy zimnej krwi; Jeśli Armia i Marynarka Kiedykolwiek spojrzą na krainę Niebios; Zobaczą, że ulic strzegą tam MARINES STANÓW ZJEDNOCZONYCH.
Hymn piechoty morskiej
Ratom Gap, Georgia, Stany Zjednoczone Ameryki, Sol III
14: 53 czasu wschodnioamerykańskiego letniego, poniedziałek, 28 września 2009

Gunny Pappas zsunął się do okopu i rozejrzał. Przed sobą miał do połowy wykopaną jamę; celna hiperszybka rakieta zabiła kopiącego ją żołnierza. Jego pancerz był gdzieś z tyłu, na stosie zbroi pozostałych pechowców, którzy tego dnia zginali.

Pappas nie sądził, żeby udało mu się dobiec do jamy.

— Batalion, ogień ciągły.

Posleeni wciąż przelewali się przez wąską szczelinę, ale już wolniej, a batalion zmniejszył natężenie ognia, żeby oszczędzać amunicję i energię. Teraz jednak wszystkie karabiny odezwały się pełnym głosem, wypełniając wąskie przejście strugami srebra.

Posleeni usypali już wał z ciał swoich zabitych, gdzieniegdzie wysokości człowieka. Od czasu do czasu wyciągali z niego działającą broń i wydzierali strzępy ciała jako racje polowe. Kiedy stało się jasne, że coś ma się wydarzyć, ruszyli w stronę okopów piechoty, wdrapując się na stos trupów.