— Zrobi się — odparł Billy.
— Cześć — rzuciła i wyszła na półkę. Posleeni byli w połowie kalenicy. Jeśli chce zająć dobrą pozycję, musi się pospieszyć.
Pogwizdując cicho, zaczęła schodzić wąskim parapetem. Nie znała tytułu piosenki, którą gwizdała, ale gdyby jej dziadek mógł ją usłyszeć, natychmiast by ją rozpoznał.
— „Walcz z hordą” — zaśpiewała, zsuwając się po zboczu w stronę niższego grzbietu — „śpiewaj i krzycz, Valhalla, ja idę”.
— System składa się z pięćdziesięciu pięciu podpocisków, z inicjatorem Indowy w każdym z nich — powiedział doktor Castanuelo, wskazując wyświetlony na ekranie schemat. — Po odpaleniu dociera do punktu docelowego i zaczyna rozrzucać pociski, ale żeby nie było olbrzymiego pola rażenia, zaczyna je rozkładać już w czasie lotu. Każdy pocisk ma lotki spowalniające; udowodniono, że nie uruchamiają one posleeńskich systemów obronnych. Na zaprogramowanej wysokości nad ziemią, ustalanej przez wysokościomierze radarowe w każdym pocisku, pole utrzymujące uwalnia wiązkę antyprotonów do matrycy fulerenowej, która od tego momentu podtrzymuje szybko postępującą reakcję łańcuchową.
Jack Homer patrzył, jak kasety wypadają z pocisku artyleryjskiego i rozpraszają się nad dużym obszarem. Przypominało to działanie bomby kasetowej, dopóki człowiek nie uświadomił sobie, że te parowy i małe wzgórza w tle to Góry Skaliste.
— Jaki jest obszar rażenia? — spytał. Przyleciał promem na uniwersytet, kiedy tylko dowiedział się o odkryciu. Wciąż nie wiedział, czy to odpowiedź na jego modlitwy, czy najgorszy koszmar od czasu wieści o inwazji.
Doktor Castanuelo nerwowo odchrząknął.
— Pięćdziesiąt pięć kilometrów długości, dwadzieścia pięć szerokości. To odpowiednik studziesięciokilotonowej bomby, ale przy znacząco różnym efekcie ogólnym. Na przykład impuls cieplny równa się dwóm megatonom.
— I pan to sam zbudował? — spytał cicho Jack. — Bez autoryzacji? Bez mówienia o tym komukolwiek? Sto dziesięć megaron?!
— Miałem pod ręką hiperfuleren i inicjatory, leżały i się kurzyły — odparł doktor Castanuelo. — Pomyślałem, że mogą się przydać.
— Pomyślał pan, że mogą się przydać. Ile tego… hiperfulerenu pan wyprodukował?
— Kiedy opracowaliśmy już model produkcji, lepiej było jej nie przerywać. To znaczy mieliśmy zasilanie i materiały. Potem już łatwo poszło.
— Ile? — powtórzył generał, lekko się uśmiechając. Pytanie zostało zadane prawie szeptem.
— Cóż, nie licząc materiałów w bombie, około stu czterdziestu kilogramów.
— Hiperfulerenu? — Jack wziął głęboki oddech.
— Nie, generalnie określamy to jako antywodorową masę atomową…
— Ma pan sto czterdzieści kilogramów antymaterii?!
— Pomyślałem, że może się przydać — powiedział bezradnie doktor.
— Jasne, na paliwo dla Dziewiątej Floty! — wrzasnął Jack. — Niech mi pan powie, jaki ta bomba ma efekt radioaktywny.
— Jest bardzo gorąca, obawiam się. — westchnął naukowiec. — To jeden z powodów, dla których nie nadaje się na źródło energii. Ale za to promieniowanie utrzymuje się bardzo krótko. Za dzień czy dwa teren będzie miał już tylko wysokie promieniowanie tła, a za miesiąc trzeba będzie czułych sensorów, żeby stwierdzić, że w ogóle doszło tam do wybuchu. Ale na szczęście da się to łatwo wykryć.
— Jasne, licznikiem Geigera! — powiedział rektor Carson.
— Ależ nie, dodaliśmy chemiczny składnik wizualny. To była propozycja jednego z moich magistrantów, bardzo sensowna. Te naprawdę „gorące” rejony będzie łatwo rozpoznać wizualnie, a stopień zabarwienia będzie słabł w miarę słabnięcia promieniowania.
— Ale cały ten system nie został jeszcze przetestowany — zauważył Carson ze spokojem, z jakim chirurg stwierdza, że doszło do wypadku podczas operacji mózgu.
— Wystrzeliliśmy makietę z przekaźnikami — powiedział naukowiec. — Wszystkie ocalały, a to oznacza, że stworzone przez Indowy pola utrzymujące działają. Hiperfuleren przetestowano pod kątem skutków możliwych wstrząsów. Niestety, problemem nie jest przedwczesna detonacja, lecz zmuszenie go, żeby w ogóle detonował.
— I jest uzbrojony — powiedział oskarżycielskim tonem Carson.
— No cóż, jest.
— A blokady działania? — spytał Jack.
— Jeszcze nie ma — przyznał Castanuelo. Innymi słowy, bombę mógł zdetonować każdy, kto miał podstawowe umiejętności techniczne.
— A straże? Elektroniczne zabezpieczenia? Sejf? — pytał z wściekłością generał.
— Trzymamy to w jednej z naszych kopalń — odparł naukowiec, wzruszając ramionami. — Pilnuje tego dwójka moich studentów. Proszę posłuchać, to był ekspresowy projekt!
Jack zerknął na nadgarstek, gdzie zazwyczaj nosił przekaźnik, a potem na swojego adiutanta.
— Jackson, łapcie za telefon. Chcą tu mieć niezależnych ekspertów, jednego od antymaterii, jednego od systemów jej utrzymywania i jednego od dział i amunicji. Chcę mieć nie później niż za godzinę regularną kompanię dookoła miejsca, gdzie jest ta bomba, a przed wieczorem mają ich zastąpić jednostki sił specjalnych.
Spojrzał na naukowca i pokiwał głową.
— Doktorze Castanuelo, ma pan rację, to nam się przyda. Jestem pewien, że właśnie ten fakt uratuje pana skórę. O ile bomba zadziała. Bo jeśli nie,…
— Proszę pana, jeśli nie zadziała, ja się o tym nie dowiem — powiedział Castanuelo. — Jeśli na przykład bomba detonuje przy odpalaniu, nie będzie już Knoxville.
— A jeśli jednocześnie detonuje reszta pana materiałów, będziemy mogli się pożegnać z całym Tennessee!
9
Milce nie musiał patrzeć na odczyty, żeby się zorientować, jak zła jest sytuacja batalionu, Większość pancerzy leżała na zawalonym kłodami zboczu. Częściowo z powodu zmęczenia — nawet w pancerzach udział w walce był morderczo wyczerpujący — głównie jednak dlatego, że doświadczeni żołnierze starali się oszczędzać każdą odrobinę energii. Niektórzy mieli już tylko jeden procent rezerw zasilania; po zejściu do zera pancerz otwierał się i „opróżniał” Protoplazmatyczny Układ Inteligencji. Marna perspektywa.
Do tego dochodziła strata Gunny’ego Pappasa.
Ale na tym problemy się nie kończyły. Mike wciąż miał prawie dwie kompanie żołnierzy, ale stracił przy lądowaniu kapitana Holdera, w rezultacie czego kompania Charlie zaczęła się rozłazić w szwach. Jedynie sztab w miarę dobrze wyglądał. Ale w tym momencie oficer wywiadu tak naprawdę wcale nie był mu potrzebny; wszyscy wiedzieli, gdzie są Posleeni. Nie potrzebował też oficera operacyjnego. Obcy nacierali po staremu, a oni mieli ich po staremu odpierać. Niech to szlag, batalion nie potrzebował nawet dowódcy.
Najlepszym kandydatem na dowódcę, kompanii był prawdopodobnie Stewart. Miał charyzmę, znał się na taktyce i manewrach operacyjnych i nie miał… problemów Duncana.
A więc czemu Mike przez cały czas uważał, że dowodzenie kompanią Charlie powinien powierzyć Duncanowi?
Zdjął hełm i wypluł przeżuty tytoń na ziemię, a potem rozejrzał się po swoich ludziach. Połowa żołnierzy poszła spać, mając gdzieś provigil. Mike sam nie był w lepszej formie, dlatego może rozważał powierzenie dowodzenia kompanią oficerowi, który przeszedł szok bitewny.