Выбрать главу

Dla podkreślenia tych słów postukała w pancerz, a potem ruszyła w dół szlakiem prowadzącym w głąb doliny.

— Miła dziewczyna. Rozumiem, dlaczego chce się pan żenić.

Tommy nawet nie zauważył, kiedy major stanął za nim. Od wrócił się i spojrzał na oficera.

— Tak, sir — odparł. — Naprawdę ją kocham. To miłość jeszcze z czasów liceum. Jak w filmie.

— Rozumiem. Ja poznałem Sharon na studiach, i kiedy sobie uświadomiłem, że ona coś we mnie widzi… wydawało mi się, że umarłem i trafiłem do nieba.

— Ona… nie żyje, sir? — zapytał ostrożnie Tommy.

— Tak. Była poza swoim okrętem — pracowała przy klamrze, która się zacięła — kiedy z hiperprzestrzeni wyszedł B-Dek. Okręt próbował odpalić system, nad którym pracowała. Rakiety, klamra, okręt i moja żona, wszystko zniknęło w chmurze promieniowania i światła. Przy okazji, to było mniej więcej wtedy, kiedy pan zakopywał się pod Fredericksburgiem. — Major przerwał i poklepał Tommy’ego po plecach. — Dlatego powiedziałem, żeby pan korzystał, póki może, synu. Nie ma żadnej gwarancji, że ona nigdy pana nie zostawi. I nie ma gwarancji, że pan nie zostawi jej.

— Nic się jej nie stanie? — spytał Sunday. — To… to kurewsko duża bomba, przepraszam za wyrażenie, sir.

— Skład, w którym był sprzęt, wytrzyma prawie wszystko — odparł O’Neal. — Nic jej nie będzie. Zamkną drzwi, wezmą hiberzynę i pójdą spać, aż ktoś ich wykopie. Przecież sam pan tak robił, prawda?

— Tak, to prawda. A co z nami?

— Słyszałem, że żyje pan po to, żeby zabijać Posleenów — parsknął O’Neal. — Wobec tego mam dla pana dobrą wiadomość: nie zabraknie panu celów.

— Zgadza się, żyję po to, żeby zabijać Posleenów, ale nie będę mógł ich zabijać, jeśli oni mnie zabiją.

— Cóż, jesteśmy przezbrojeni. I doładowani. A Kosiarze mają więcej amunicji. Wrócimy i zrobimy to, co zawsze: będziemy się trzymać dotąd, aż nadejdą posiłki.

— Jak długo? — spytał cicho Tommy.

— Dobre pytanie. Mam nadzieję, że ta cholerna SheVa porządnie depnie na gaz.

* * *

Cally oparła karabin o ramię i wzięła głęboki oddech.

Trzymała steyra AUG II, wersję 7.62x59 pospolitego AUG Bullpup. Broń miała wejść do powszechnego użycia przed pierwszymi masowymi lądowaniami i kilka sztuk pojawiło się u żołnierzy sił specjalnych Stanów Zjednoczonych na chwilę przed tym, jak inwazja zahamowała wszelki normalny handel. Dzięki swoim znajomościom O’Nealowi udało się załatwić jedną sztukę dla Cally i dziewczynka była bardzo zadowolona, że tak się stało. Karabin był niniejszy i krótszy niż większość broni o kalibrze 7.62, więc przy jej drobnej budowie ciała łatwiej jej było się nim posługiwać, a wbudowany bufor redukował odrzut do poziomu karabinka 9 mm. Cally strzelała więc z niego dość celnie, zwłaszcza kiedy miała lunetę o zmiennym zoomie 3-9x.

Z rozmów z tatą i dziadkiem wiedziała, że najważniejszym celem w posleeńskiej kompanii jest Wszechwładca. Ma on wszystkie sensory, więc kiedy się go „zdejmie”, reszta kompanii może polegać tylko na czujniku Gałka Oczna Mkl. Poza tym w odpowiedzi na śmierć Wszechwładcy i zburzenie zwykłego porządku duża część normalsów po prostu rozłazi się po okolicy, gdzie dziczeją. A więc pierwszym celem ataku musi być Wszechwładca.

Z drugiej jednak strony Posleeni byli bardzo twardzi; jeśli zostali ranni, przestawiali się po prostu na układ rezerwowy i walczyli dalej. Żeby ich zabić, trzeba było trafić w serce albo mózg.

Problem polegał jednak na tym, że Wszechwładca, z którym miała do czynienia, najwyraźniej przyswoił sobie koncepcję posleeńskich tarcz i przez cały czas był otoczony przez normalsów, tak więc nie było nawet cienia szansy na trafienie go w serce. Mózg Posleena zaś, podobnie jak u ludzi, mieścił się w głowie umieszczonej na długiej, ruchliwej szyi. A trafić w głowę było ciężko jak diabli.

Niestety, wszystko wskazywało na to, że był to jedyny dostępny cel. Cally wypuściła więc wolno powietrze i dotknęła spustu.

* * *

Cholosta’an obserwował swoje sensory. Wskazywały, że gdzieś na kalenicy nad nim znajduje się jakieś elektroniczne urządzenie. Mógł to być jeden z losowo rozrzuconych czujników, które pozwalały ludziom śledzić ruchy Posleenów. Jeśli tak, nie trzeba się nim przejmować; w okolicy nie ma żadnych ludzi, którzy mogliby zareagować.

Mógł to jednak być człowiek albo wielu ludzi z aktywną elektroniką, na przykład z radiem albo noktowizorem.

Sensory nie potrafiły dokładnie określić położenia sygnału; był tuż poza ich zasięgiem. Cholosta’an zerkał co chwila w górę, próbując wypatrzyć cel, dlatego wcale nie był zaskoczony, kiedy sensory zawyły, ostrzegając przed nadlatującym pociskiem, i oolt’os po lewej stronie jęknął, trafiony w szyję.

Napastnik stał się teraz wyraźnie widoczny; był to człowiek uzbrojony w chemiczny karabin. Cholosta’an obrócił swoje działko plazmowe na właściwy wektor i wypalił, wiedząc, że reszta jego oolt zrobi to samo.

* * *

Cally wcisnęła się w wąską, szczelinę w skale i zaklęła pod nosem. Słyszała o tyra, jak Posleeni reagują na ostrzał, ale słyszeć a być celem to dwie zupełnie różne rzeczy.

Otaczające ją skały na szczęście wytrzymały. Oczywiście dymiły i pękały od trafiających je pocisków, ale większość ognia szła dołem i w lewo. Cally nie wiedziała, co przeszkadzało Posleenom celnie strzelać, ale cokolwiek to było, ocaliło jej tyłek. I była za to wdzięczna.

Ale nie aż tak bardzo, żeby jeszcze raz strzelać z tego samego miejsca. Kiedy ostrzał zelżał, przeczołgała się, ukryta pod płaszczem maskującym, za duży głaz, aby zejść Posleenom z linii ognia.

Pora znaleźć sobie inne miejsce.

* * *

Cholosta’an wysłał jednego z oolt’os na wzgórze, żeby sprawdził, czy znajdzie jakiś ślad snajpera, ale zanim normals dotarł do połowy drogi, rozległ się następny strzał i kolejny oolt’os został trafiony, tym razem prosto w serce.

— To się robi nie do zniesienia — mruknął Cholosta’an i znów namierzył snajpera. Nie wiedział, dlaczego chybia, choć miał szczery zamiar wyśledzić natręta i go zniszczyć.

— Na górę! — krzyknął, wskazując ikonę celowniczą. — Brać go!

Ten człowiek nie może uciec; trzeba go zabić, zanim zacznie wzywać artylerię.

* * *

Aatrenadar prychnął, kiedy kolejna salwa artylerii przeorała jego ool’ondar. Ludzie byli głęboko okopani, a więc nawet przy zmasowanym ogniu tysięcy Posleenów trzymali się, stawiając ścianę zaporowego ognia z karabinów i karabinów maszynowych, podczas gdy ich przeklęta artyleria grzmiała z góry.

Ludzie szybko zareagowali na nuklearny ostrzał, który zdziesiątkował hordę; natarli w niepowstrzymanej szarży, wycinając po drodze wszystkich ocalałych obcych. Wielu z nich było tak zaskoczonych, że nie zobaczyli nawet ludzkich czołgów ani piechoty, dopóki nie wsiadła im na karki.

Natarcie zepchnęło niedobitki hordy do saka na południe od miasta Green’s Creek. Było tam za mało miejsca, żeby rozwinąć szyk i zmasować ostrzał, a prowadząca tutaj wąska, kręta droga była tak zapchana oolt’os i kessentaiami, że Posleeni z trudem uzupełniali na bieżąco straty. Jeśli jeszcze dodać do tego ostrzał artyleryjski gdzieś w głębi przełęczy, Posleeni chociaż raz mogli użyć terminu „opały”, by opisać własną sytuację.