— Bo jeśli utrzymacie się jeszcze przez kilka godzin, SheVa dojedzie do was — powiedział Mosovich, rozwijając mapę. — Ale nie dojedzie, jeśli napotka ciężki opór.
— Właśnie — odparł Mike. — Jeśli SheVa zatka przełęcz, a zrobi to, burząc ją, a potem parkując w samym środku, będziemy mogli przelecieć do następnej beznadziejnej bitwy. Ale nie zrobimy tego, jeśli nie będziemy mieli tej atomówki, i to szybko, zanim Posleeni ruszą przeciwko SheVie. Dlatego nie opóźnię jej o godzinę ani o czterdzieści pięć minut, ani nawet o pięć minut, tylko z tego powodu, że wy będziecie szukać jednego cywila.
— Tym cywilem jest pana córka — powiedział zimno Mosovich.
— Co ty powiesz, Sherlocku — odparł z furią O’Neal. — Bardzo chciałbym martwić się losem swojej córki, sierżancie, ale mam do uratowania cały jebany świat. A jeśli to oznacza, że Cally ma umrzeć, to umrze — dokończył.
W tej wściekłej odpowiedzi Mosovich usłyszał cierpienie.
— Tak jest, sir.
— Ładujcie się do składu, sierżancie, i zamknijcie drzwi. Macie dwadzieścia minut.
— Tak po prostu ją skreślił? — spytała Shari. — Nie może tego zrobić!
— Właśnie to zrobił — odparł Mueller, zamykając wrota.
— Szefie, nie możemy tego po prostu przeczekać — powiedział Stewart.
— Wiem. — O’Neal spojrzał na niedobitki batalionu. — Będziemy kopać. — Nachylił się i zaczął rozgarniać ziemię na zboczu góry. — Zakopać zaopatrzenie, a potem ryć najgłębiej jak się da i zasypywać za sobą tunel. Kopać, aż spadną bomby.
Już po chwili cały batalion był zajęty zagrzebywaniem się w ziemi.
— Billy, musisz wziąć hiberzynę — powiedziała cicho Shari.
— Nie wezmę! — Chłopiec cofnął się pod ścianę składu. — Nie zrobię tego jeszcze raz!
— Synu, wszyscy to zrobimy — powiedział łagodnym tonem Mosovich. Pozostałe dzieci, Wendy, Elgars i Mueller już leżeli nieprzytomni na rozłożonych na skrzyniach materacach. Jeśli ściany składu nie wytrzymają, to i tak nic ich nie uratuje, ale jeśli przeżyją i w pomieszczeniu pozostanie ktoś nie zahibemowany, tlen szybko się skończy; Mosovich już czuł, że powietrze robi się duszne i cuchnące. — Mamy za mało powietrza, żeby nie spać.
— Nie zrobię tego — powtórzył z uporem chłopiec.
Shari miała napiętą i zmęczoną twarz, ale była zdecydowana.
— Tym razem wszyscy idą spać, Billy, nawet ja. — Rozłożyła szeroko ręce, pokazując, że są puste. — Musisz mi zaufać. Ktoś po nas przyjdzie.
— Nie chcę — powtórzył Billy. — Nie mogę.
Mosovich przesunął się tak, że znalazł się poza zasięgiem, wzroku chłopca, a wtedy podskoczył i błyskawicznie zrobił mu zastrzyk w bok szyi. Potem złapał osuwającego się na ziemię BiIly’ego i ostrożnie ułożył go na skrzyniach.
— Jeszcze tylko my — powiedział.
— Na to wygląda. — Shari położyła się i przytuliła Billy’ego i Susie. — Nie podoba mi się to tak samo, jak jemu — dodała ze ściągniętą twarzą.
— Nikomu z nas to się nie podoba — mruknął Mosovich i zrobił jej zastrzyk w szyję. Kiedy kobieta zapadła w sen, szybko wymienił jednorazowy pojemniczek iniektora i położył się obok Elgars. Potem spojrzał na zegarek.
— No dobra, leci.
Po chwili w składzie zapadła cisza.
— Doktorze Castanuelo, jest pan pewien, że to nie wybuchnie?
Centrum sterowania eksperymentalnym działem wyglądało jak rodem z NASA. Było tu co najmniej piętnastu operatorów; każdy był zajęty monitorowaniem różnych aspektów działania broni. Samo działo było zamontowane w budynku wielkości dużego obserwatorium, mieszczącym się na skraju campusu Uniwersytetu Stanu Tennessee i otoczonym ogrodzeniem niedopuszczającym ciekawskich i samobójców. W końcu je załadowano, a teraz, kiedy batalion pancerzy wspomaganych dostał uzupełnienia, nadeszła pora, aby się przekonać, czy to Knoxville zniknie, czy Północna Georgia.
— Tak, sir — odparł naukowiec. — Prawie na pewno.
— Jakie to pocieszające — powiedział złośliwie rektor Carson. — Panie generale, jeśli da nam pan jeszcze godzinę, ewakuujemy większość okolicy.
— Za godzinę sto tysięcy Posleenów przeleje się przez Gap, panie Carson — odparł Homer. — Doktorze Castanuelo, ma pan dość odwagi, żeby wcisnąć przycisk odpalania?
— Tak, sir.
— A więc proszę to zrobić.
Mickey odrzucił pokrywę mechanizmu spustowego.
— Przygotowanie do wystrzału — oznajmił przez interkom. Potem uruchomił przepływ płynnego materiału miotającego i przekręcił kluczyk, aktywując system. Na koniec zatrzymał dłoń nad guzikiem odpalania, zmrużył oczy i nacisnął.
Homer, odwrócony do monitorujących wydarzenie kamer wideo, obserwował to wszystko z rozbawieniem. Doszedł do wniosku, że jeśli coś pójdzie nie tak, on nigdy się o tym nie dowie.
Kotlina, przez którą przejeżdżali, była tak wąska, że SheVa wzięła drogę między gąsienice, jadąc prawie trzy metry w powietrzu.
— To niedobrze dla ramy — stwierdziła Indy, kiedy SheVa ze skrzypieniem i jękiem gramoliła się z jednego wzgórza na drugie.
— Wytrzyma — odparł Kilzer. — Puszczaliśmy ją po czymś takim na testach.
Wszyscy starali się nie myśleć o tym, co ich czeka. Błyski ładunków plazmy i hiperszybkich rakiet wzdłuż całego grzbietu wskazywały, że mimo ognia MetalStormów i artyleryjskiej nawały, po drugiej stronie jest masa Posleenów. Kiedy tylko SheVa minie szczyt, stanie się największym celem w zasięgu wzroku.
— Sir, nie mogę schować kadłuba — powiedział Reeves. — Zbocze jest nachylone pod złym kątem.
— Zrób, co możesz — odparł Mitchell.
Reeves kiwnął głową i ruszył olbrzymią maszyną na skraj grzbietu. Widział piechotę wycofującą się z tamtejszych umocnień. Część z nich połączona była okopami, jednak większość to były pojedyncze dołki i obrońcy musieli się czołgać pod wrogim ostrzałem. Niektórym to się nie udawało.
— Będzie ciężko — mruknął Mitchell, kiedy pierwszy MetalStorm otworzył ogień. Większość pocisków przelatywała nad kalenicą i spadała za nią. — Cholera, tego się bałem.
Ze względu na wysokość czołgu pociski 40 mm miały zasięg około tysiąca metrów, a ponieważ działka MetalStormów mogły obniżyć lufy zaledwie o kilka stopni pod poziom horyzontu, wokół SheVy była strefa sięgająca od pięciuset do tysiąca metrów, której nie można było przykryć ogniem.
— Pułkowniku, mówi Chan. — Dowódca MetalStormów mówiła bezbarwnym głosem dobrze wyszkolonego zawodowca, który znalazł się w bardzo trudnej sytuacji. — Ta dolina jest… Sir, to psalm dwudziesty trzeci. To właśnie jest Ciemna Dolina.
— Bez obaw — mruknął Kilzer, kiedy wieża SheVy wyłoniła się znad wzgórza i pierwsze ładunki plazmy oraz rakiety zaczęły bębnić o pancerz. — Jesteśmy na to przygotowani, bo Bun-Bun jest najgorszym skurwysynem w tej dolinie.
— Co? — spytał Pruitt. Po raz pierwszy czul się całkowicie bezużyteczny. Jego jedynym zadaniem była obsługa działa, a w tych okolicznościach nie miał do czego strzelać.
— Niech podejdą bliżej — powiedział cywil. — Na większą odległość nic nie zrobię, ale z bliska jesteśmy kryci.