Było to wspaniałe widowisko.
W momencie kiedy Pruitt to pomyślał, jasny rozbłysk po prawej stronie, za górami, oderwał jego wzrok od monitorów. Zanim zdążył podnieść głowę, cały horyzont za górami rozbłysnął jaskrawą bielą, jakby ktoś włączył na kilka sekund i wyłączył stroboskop wielkości całego stanu.
Pruitt poderwał rękę, żeby zasłonić oczy, ale było już za późno. W serii rozbłysków widać było wznoszące się w powietrze atomowe grzyby. Wyglądało to tak, jakby świat na południu został pożarty przez słońce, a potem na powrót sczerniał.
— Jasna cholera — mruknął, kiedy SheVa zakołysała się w tę i z powrotem. — Muszę zmienić definicję wspaniałego widowiska.
Jeszcze przez jakiś czas potrząsał głową, żeby odzyskać wzrok, a potem się poddał.
— Jasna cholera.
Cally przestała się śmiać dopiero, kiedy grzmot ucichł.
— Są w tej balii jakieś karty? — zapytała.
— Jakby tego wszystkiego było mało, jeszcze mam tracić forsę — wyszczerzył się w odpowiedzi Papa O’Neal. — Niech to szlag, wnusiu, jak to dobrze znów cię widzieć.
Wstrząs szarpnął składem i sprawił, że Billy wyśliznął się z objęć Shari. Potem znów zapadła grobowa cisza.
— NAPRZÓD! — ryknął O’Neal na częstotliwości batalionu.
— Naprzód, na Gap!
I wprowadził własne słowa w czyn, drąc ziemią nad sobą i udeptując ją stopami. Do powierzchni ziemi mieli tylko pięć metrów, ale mimo to kopanie wymagało czasu, czasu, którego mogli nie mieć. W końcu gdy zobaczył nad sobą otwór, wytknął głowę i rozejrzał się wokół.
Jak okiem sięgnąć widać było tylko przeoraną ziemię. Nie ocalało ani jedno drzewo, ani jeden dom, ani jedno źdźbło trawy; tytaniczny ogień zdarł wszystko aż do gołej ziemi.
O’Neal pokręcił głową, sprawdził monitory promieniowania i zbladł. Pancerze bez problemu wytrzymywały czterysta rem na godzinę, ale taka dawka zabijała każdego człowieka. Co więcej, zabijała większość karaluchów.
Pył powoli opadał. W świetle księżyca wszystko było czarne i szare, mimo że systemy pancerzy rozjaśniały wszystko tak, jakby to był dzień.
Mike wcisnął przełącznik i skierował reflektor pancerza na odarty z ziemi granit pod stopami, a potem odszedł od swojej jamy, znowu spojrzał na ziemię i zaklął.
— Generale Homer, tu O’Neal.
— Dobrze cię słyszeć, stary przyjacielu — powiedział generał. — Jak poszło?
— Byliśmy pod ziemią — odparł O’Neal. Horner niemal widział, jak wzrusza ramionami. — Generale, skąd była ta bomba, która właśnie wybuchła?
— Z Knoxville — odpowiedział zdziwiony Horner. — Czemu pytasz?
— To znaczy gdzie ją zbudowano?
— W Oak Ridge. I na Uniwersytecie Stanu Tennessee.
— To wszystko tłumaczy. Pomyślałem, że powinien pan wiedzieć, iż całe hrabstwo Rabun jest teraz w pomarańczowym kolorze.
— Co? Gleba w tamtym rejonie…
— Nie, generale. Gleba, skały, jebane góry. Wszystko jest pomarańczowe. I to nie jest pomarańczowy z „międzynarodowego sygnału niebezpieczeństwa”, szefie. Ten jest o wiele bardziej czerwony.
Homer uśmiechnął się od ucha do ucha, kiedy spojrzał na doktora Castanuelo. Doktor właśnie wyjął z kieszeni puszką tytoniu do żucia i zaglądał jednemu z techników przez ramię. Miał na sobie czapkę Uniwersytetu Stanu Tennessee i wiatrówkę Ochotników. Obie były jaskrawopomarańczowe.
— Tak się właśnie dzieje, kiedy pozwala się wieśniakom na zabawę z antymaterią, szefie — powiedział O’Neal.
Homer nie wyjaśnił mu, gdzie Castanuelo się urodził, ale nie miał wątpliwości, że faceta, który właśnie przemalował połowę północnej Georgii na kolor jednego z ich najbardziej zajadłych futbolowych rywali, można określić „redneckiem”.
— Doktorze Castanuelo — powiedział, uśmiechając się od ucha do ucha — pozwoli pan na chwilkę?
Pruitt wrócił do Wyładowywania pakietów MetalStorm, kiedy tylko odzyskał wzrok. Dysponował reflektorami, w tym wielkim punktowcem, dzięki któremu na pokładzie SheVy byłoby jasno jak w dzień, ale nie chciał z siebie robić lepszego celu niż to było absolutnie konieczne.
Na szczęście system wyładunkowy, który zainstalowali ludzie z brygady naprawczej, był wyjątkowo prosty, a dźwig Dziewiątki miał automatyczny chwytak, który faktycznie działał, w przeciwieństwie do złomu, którego Pruitt używał w czasie szkolenia. Musiał tylko wyciągać pakiety z włazu, przesuwać dźwig i zrzucać je we właściwe uchwyty. Robił to nawet szybciej niż MetalStormy je zużywały.
W końcu wyładował wszystko i postanowił porządnie się rozejrzeć. Dźwig był wyposażony w niezłe systemy wizyjne, a do tego był podłączony do głównych monitorów.
Najlepszy widok dawał monitor siódmy. Kamera była zamontowana tak wysoko, że widać było nawet więcej niż z dźwigu, a ponadto miała tryb podczerwieni, pozwalający dostrzec więcej szczegółów.
W oddali widać było wciąż nadchodzące drogą z Gap strumienie Posleenów, ale były bardziej rozproszone i poruszały się o wiele wolniej. Chyba wreszcie na końcu tunelu pojawiło się światełko.
Przesunął obraz w lewo, tam, gdzie East Branch spływała z gór i rozlewała się szeroko. Zobaczył ślady poprzedniego przejazdu SheVy i westchnął. Człowiek nie powinien być zmuszany do jeżdżenia czymś takim po górach więcej niż raz w życiu.
— „Ponad górami” — zaśpiewał, przesuwając kamerę dalej — „unieś mnie w niebo…”.
Na grzbiecie góry nad East Branch zobaczył grupę Posleenów; Pruitt dał maksymalne zbliżenie, ale dopiero kiedy włączył podczerwień, zorientował się, co widzi.
— Panie pułkowniku — sapnął po chwili. — Niech pan lepiej popatrzy na monitor siódmy.
Mitchell wcisnął odpowiednie przyciski i dał obraz z siódemki na główny ekran.
— O co chodzi, Pruitt?
— Niech pan się przyjrzy grupie na grzbiecie po lewej stronie. — Pruitt mówił martwym głosem, jakby ktoś właśnie wyrwał mu duszę.
— Grzbiet nad East Branch? — spytał pułkownik, powiększając obraz.
— Tak, sir. Niech pan włączy podczerwień.
Mitchell zrobił to i zaklął.
— To są… Czy to są ludzie?
— Major Chan, przeładować broń — powiedział Mitchell. — Przygotować się do bliskiego wsparcia ogniowego. Reeves, wycofaj nas ze wzgórza. Pruitt, zabieraj dupą do włazu jeden.
— Tak jest, sir. — Kierowca sprawdził monitory, a potem obrócił czołg w miejscu i zjechał ze wzniesienia. Podejrzewając, jaki będzie następny rozkaz, cofnął do oporu i wjechał tyłem na wzgórze Savannah Church. Na widok potężnej ściany metalu chrupki na wzgórzu spanikowały, ale on miał ważniejsze rzeczy na głowie. Na przykład jak długo jeszcze będzie żył?
— Romeo Osiem-Sześć, tu SheVa Dziewięć — powiedział pułkownik na dywizyjnej sieci artyleryjskiej. — Potrzebuję ognia brygady na kwadrat UTM 29448 wschód, 39107 północ. Dajcie wszystko, co macie.
— Eee, przyjąłem, SheVa — odpowiedział dyżurny. — Ale to zajmie kilka minut. Poza tym to nie jest nasz priorytet ostrzału.