Выбрать главу

— Indy!

* * *

— Święta Mario, matko Boża — szepnęła mechanik, kiedy lewa przednia strona komory reaktorów została przebita i powietrze natychmiast wypełnił czarny pył. Ale to nie był pył, tylko paliwo reaktora: radioaktywne granulki o średnicy poniżej jednego milimetra.

Indy odwróciła się i uciekła. Niewiele więcej mogła zrobić.

— Wyciek z reaktora w maszynowni! — zawołała przez radio. — Trafiło w granulki!

* * *

Major Chan odruchowo się skuliła, kiedy nawała plazmy i rakiet uderzyła w górny pokład SheVy. Większość ognia była skierowana w podstawę działa, ale przynajmniej jeden Wszechwład — ca celował w MetalStormy. Odpowiedzieli ogniem ze wszystkich skierowanych do przodu działek, ale ponieważ nie mogli odwrócić głównej wieży, musieli przeładować działka, zanim udało im się znacząco uszczuplić masę Posleenów.

Teraz Posleeni odpowiedzieli ogniem.

— Nie jest dobrze — powiedziała Glenn, kiedy ładunki plazmy zabębniły o wieżą. Została przebudowana tak samo jak A4, ale nawet nadprzewodniki mają swoją wydolność i wnętrze wieży zaczynało przypominać piekarnik. Nagle Glenn poczuła szarpnięcie, a potem pojawiło się dziwne wrażenie, że wieżyczka się przesuwa.

— Co to jest, ma’am? — spytała, odwracając się.

— Chyba puszczają pierścienie wieży. — Chan mówiła całkowicie opanowanym głosem, choć wieżyczka znów przesunęła się w stronę sześćdziesięciometrowej przepaści.

* * *

— Mamy też uszkodzoną gąsienicę po lewej stronie — powiedział Mitchell, kiedy SheVa w końcu wycofała się za wzgórze, obrywając jeszcze w maszynownię. Noc wciąż jaśniała plazmowym ogniem, wskazując, że stojąca po drugiej stronie zbocza kompania piechoty ma pełne ręce roboty. To zdumiewające, że w ogóle jeszcze się trzymali; powietrze nad ich pozycjami dochodziło do setek stopni ciepła.

— Jestem z powrotem w komorze reaktorów — powiedziała Indy głosem stłumionym przez galtechowski kombinezon radiacyjny. — Dostaliśmy w dwa reaktory. Jeden jest tylko dziurawy, ale z drugiego granulki wysypały się na całą komorę; wszystko jest gorące jak cholera.

— Tu Kilzer — powiedział cywil na tym samym obwodzie. — To po lewej to nie jest gąsienica, to silniki; jeden z siłowników koła jest usmażony. Odciąłem go, ale będziemy musieli wolno się poruszać, dopóki tego nie naprawimy.

— Niedobrze — rzekł Mitchell. — Kilzer, wieża Chan zsunęła się z pierścienia albo pierścień został przestrzelony. Dostaję zupełnie sprzeczne meldunki, więc idź tam i zobacz, co się da zrobić. Pruitt, obróć wieżą, żeby tylne Stormy mogły strzelać ponad wzgórzami. Reeves, zaparkuj za kompanią Bravo. Mam nadzieję, że wytrzymają.

* * *

Bazzett kulił się w pospiesznie wydrapanym okopie i strzelał ze zdalnie sterowanego AIW. Musiał wystawić rękę na ostrzał, ale za to mógł wykorzystać połączenie ze swoim monokularem, żeby celować w kierunku nacierającej hordy. To szczęście w nieszczęściu, że centaurów było tak dużo, iż trudno było któregoś nie trafić. Bradleye strzelały ze swoich dwudziesto-pięciomilimętrówek w trybie pośrednim, zza szczytu wzgórza, i zaliczały sporo trafień, a abramsy dzielnie stawiały czoła huraganowi plazmy i jechały do przodu, by bezpośrednio zaatakować wroga. SheVa również kosiła tłumy Posleenów ogniem swoich MetalStormów, ale to nie zatrzymywało niemal ciągłego potoku plazmy, pocisków i rakiet.

W stroną Bazzetta leciało więcej plazmy niż widział przez całe swoje życie. A zdążył się już przekonać, że o ile bliskie trafienie hiperszybkiej rakiety bywa nieprzyjemne, o tyle bliskie trafienie ładunku plazmy jest niemal tym samym, co bezpośrednie trafienie: żar zabija w promieniu czterech metrów.

Bazzett był pewien, że w ciągu tej bitwy przynajmniej dwa razy znalazł się w „śmiertelnej” strefie. Na szczęście nowe ubiory na zimę, w tym rękawice, miały zewnętrzną powłokę Nomexu, dzięki czemu nie zamienił się jeszcze w skwarkę.

Usłyszał strzał ze snajperskiego barretta kaliber .50 i pokręcił głową; Caprano nigdy nie wie, kiedy sobie odpuścić.

— Cap, stary, rozwalą cię! — wrzasnął. Aby strzelić z wielkiego karabinu, trzeba było przyłożyć go do ramienia, a to znaczyło, że snajper musi wychylić się z dołka. Bazzett wyjrzał zza osłony i w świetle płomieni zobaczył sylwetkę kolegi.

— Gówno stąd widzę! — odkrzyknął snajper i jego karabin zagrzmiał. Potem szybko schował się, kiedy ładunek plazmy uderzył tuż przed nimi obsypał ich obu parującą ziemią. — Ale i tak go dostałem!

— Daj sobie spokój, stary! — krzyknął Bazzett i widząc jakiś ruch u podstawy wzgórza, wystrzelił w tamtą stronę kilka pocisków. Przez monokular nie było mowy o porządnym celowaniu; przypominało to trochę patrzenie przez słomkę. — Chowaj dupę!

— Nie o dupę się martwię! — odkrzyknął ze śmiechem Caprano i podniósł się, a zaraz potem wrzasnął i padł, obmyty przez falę plazmy.

Bazzett też znalazł się na skraju wybuchu; poczuł, że jego dłoń zamieniła się w pieczeń. Tymczasem snajper podniósł się na kolana, wrzeszcząc z bólu. Jego twarz wyglądała jak czerwono-czarna plama z błyskającymi pośrodku zębami. I wtedy trafił go kolejny ładunek. Do jamy wpadły już tylko dymiące nogi i biodra ze sterczącymi kawałkami kości.

Bazzett wrzasnął z przerażenia i wściekłości i opróżnił cały magazynek w kierunku obcych.

Teraz nie było mu już zimno.

W odpowiedzi Posleeni ruszyli przed siebie w typowej samobójczej szarży; jeśli ktoś czegoś szybko nie zrobi, za parę chwil zaczną się wspinać na wzgórze.

* * *

Kilzer załomotał we właz dowódcy, ale był na stałe zaspawany. To samo było z włazem działonowego.

Wieża była niebezpiecznie nachylona do przodu, a przednia krawędź jej pierścienia wystawała już poza krawędź pokładu SheVy. Żar buchający niczym z pieca był odczuwalny nawet przez kombinezon radiacyjny. Kilzer słyszał szum systemu podtrzymywania życia, który próbował wydalić nadmiar ciepła, ale było to prawie niemożliwe.

Załomotał jeszcze raz.

— Żyje tam ktoś?

Odpowiedział mu stukot, który uznał za potwierdzenie. Wiedział, że jeśli nie wyciągnie ich stamtąd, i to szybko, wszyscy się upieką.

— Trzymajcie się! — krzyknął i włączył radio.

— Pułkowniku Mitchell, Chan jest uwięziona w swojej wieży. Potrzebny mi jest tutaj Pruitt, i to już. Niech przyniesie trochę materiałów wybuchowych, kilka pasów Nomexu, żaroodporny klej i detonatory.

Ciekawe, z jak mocnym spawem będą mieli do czynienia.

* * *

Pruitt patrzył ze sterowni dźwigu, jak Kilzer rozkłada ładunki wokół krawędzi włazu. Nie był pewien, po co to robi. Klocki C-4 nie mogły rozerwać pancerza wieży, a gdyby nawet to zrobiły, pozabijałyby załogę.

Cywil pomachał do niego i włączył radio.

— Ciągnij — powiedział, kiedy zaczepił linę o osłonę włazu.

Pruitt uruchomił wciągarkę i ciągnął linę tak długo, aż poczuł opór.

— Więcej nie dam rady — powiedział przez radio.

— Tak trzymaj. — Kilzer podszedł do podstawy dźwigu i wcisnął przycisk detonatora.

C-4 rozbłysło purpurowo-pomarańczowym ogniem i właz z głośnym szczękiem odskoczył. Hak dźwigu poleciał po paraboli w górę, a kiedy spadł w dół, silnik wciągarki zawył i zaczął go wciągać.