Выбрать главу

Nie wiedziała, jak długo przyjdzie jej maszerować, musiała więc zabrać dużo jedzenia, a ponieważ noce robiły się coraz zimniejsze, potrzebowała również obozowego sprzętu. Papa O’Neal pewnie dałby sobie radę tylko z kocem, ale Cally nie była tak wytrzymała na zimno, jak stary żołnierz, więc spakowała śpiwór, zapas wody, podpałkę, amunicję… Było tego o wiele za dużo, ale nawet gdyby to wszystko zabrała, po pięciu dniach przebywania w lesie zrobiłoby się krucho.

Patrzyła na stos sprzętu, zastanawiając się, co zabrać, a co zostawić, gdy nagle podłoga podskoczyła w górę i rąbnęła ją w twarz.

2

Mówią mi Tommy to, Tommy tamto, „Tommy, co z twoją duszą?”. Lecz to jest tylko „cienka czerwona linia bohaterów”, gdy bębny warcząc ruszą, gdy bębny warcząc ruszą, chłopcy, gdy bębny warcząc ruszą. Tak, to tylko „cienka czerwona linia bohaterów”, gdy bębny warcząc ruszą.
Rudyard Kipling, Tommy
Rabun Gap, Stany Zjednoczone Ameryki, Sol III
02:42 czasu wschodnioamerykańskiego letniego, poniedziałek, 28 września 2009

Zewnętrzne kamery rozświetliły noc. Zalesione wzgórza były ciemne i chłodne pod niepełnym księżycem, a kiedy promy przelatywały nad grzbietami wzniesień, co jakiś czas w oddali migała dolina Gap.

Potem wszystko spowiła biel.

Tylko uzbrojenie przetrwało potężną salwę wystrzeloną z północnej części tego, co pozostało jeszcze ze Stanów Zjednoczonych. Posleeńska inwazja na ziemię zniszczyła niemal wszystkie uprzemysłowione kraje; tylko Stanom Zjednoczonym udało się utrzymać obszar wschodniego Środkowego Zachodu, który otrzymał nazwę „Cumberlandzkiego Saka”. Składały się na niego: większa część Tennessee, Kentucky, Illinois, Ohio, Iowa i Michigan. Do tego dochodziły północne stany — Minnesota, Północna Dakota, Wyoming i Montana — znajdujące się poza granicą temperatur, w których Posleeni byli w stanie skutecznie prowadzić działania wojenne.

To właśnie stamtąd odpalono większość pocisków jądrowych.

Rakiety z silosów rozsianych po całym Środkowym Zachodzie zostały wydobyte i przeniesione w bezpieczne miejsca przed nadejściem posleeńskich hord. Łamiąc liczne traktaty, przerobiono je na ruchome wyrzutnie, a potem umieszczono w północnych stanach, pozostających w większości w ludzkich rękach, a nawet w Kanadzie. Poza tym gdy większość okrętów podwodnych wyposażonych w jądrowe pociski balistyczne przerabiano na jednostki transportowe, kilka z nich zachowało swoje rakiety. Wszystkie te wyrzutnie — w liczbie wystarczającej do rozbicia dowolnego ziemskiego państwa — były gotowe wesprzeć desant pancerzy wspomaganych.

Ale posleeńskie systemy przeciwrakietowe były niesłychanie skuteczne; praktycznie wszystko, co wysunęło się ponad linię horyzontu i co miało zasilanie albo układ sterowania, ulegało zniszczeniu. Jedynym realnym wyjściem było więc przeciążenie systemów obrony. Rakiety mogły jednak zostać namierzone nie tylko przez niezliczone spodki Wszechwładców; kiedy osiągały apogeum lotu, stawały się widoczne również dla tysięcy lądowników, wciąż rozrzuconych nad Północną Ameryką. Tak więc z tysięcy wystrzelonych pocisków jądrowych tylko garstce udało się wejść na trajektorie balistyczne i w tajemniczy sposób stać się niewidzialnymi dla posleeńskich systemów celowniczych.

Ale ta garstka w zupełności wystarczyła.

Salwa pocisków spadła prosto na Mountain City Gap oraz na przełęcze na północy i południu kraju. Każda eksplozja miała siłę stu kiloton, a więc prawie sto razy większą niż bomba, która spadła na Hiroszimę, i niszczyła wszystko w promieniu trzech kilometrów; miażdżyła drzewa i krzaki, podpalała je i wyrzucała w górę w słupie ognia, który sięgał niebios, zdzierała ziemię do gołej skały aż po same wierzchołki wzgórz.

* * *

— Panie sierżancie. — Przekaźnik Jake’a wciąż mówił pozbawionym barwy tenorem, przypisanym mu „fabrycznie”. Jake’owi nigdy nie chciało się go personalizować. Przekaźnik był galaksjańskim wytworem, małym, czarnym, elastycznym kawałkiem czegoś, co wyglądało jak plastik, w rzeczywistości jednak było jednostką obliczeniową. Urządzenia te były wyposażone w SI i tworzyły bezprzewodową sieć danych, która rozciągała się na całą planetę. Tym razem przekaźnik odebrał strzęp informacji z sieci i po nanosekundowym namyśle uznał, że jego człowiek powinien o tym wiedzieć.

— Wykryto liczne pociski jądrowe wycelowane w Rabun Gap. Jednostka jest poza strefą bezpośredniego zagrożenia, ale każdy, kto będzie patrzył w tamtą stronę, zostanie oślepiony błyskiem.

— Jasna cholera — mruknął Mueller. Właśnie szli jednym z niezliczonych górskich grzbietów, śliskich od deszczu.

— Na dół — warknął Jake, wskazując na dość strome zbocze.

— Jak?! — krzyknęła Shari, podrzucając Kelly na plecach i uwalniając jedną rękę, żeby odgarnąć włosy z czoła. Miała wrażenie, że wystarczy jeden krok i poleci razem z dziewczynką kilkadziesiąt metrów w dół.

— Ostrożnie — odparł Mueller i sam zaczął się zsuwać po zboczu z Tommym i Amber na plecach. Po chwili jednak zatrzymał się i pokręcił głową. — Jake, to się nie uda.

— Dlaczego? — spytał Mosovich i zaklął.

— Damy radę zejść na dół, ale…

— Wybuch strąci nas ze zbocza. — Mosovich rozejrzał się dookoła. Okoliczne grzbiety były dość łagodne; mieli pecha, że znajdowali się akurat na ostrej jak nóż krawędzi.

— Przekaźnik, ile mamy czasu?

— Pięć minut — odparł komputer. — Wiele pocisków zostało zniszczonych, ale od trzech do dwunastu prawdopodobnie uderzy. Żaden z nich nie spadnie na obszar między naszą obecną pozycją a Gap.

Jake spojrzał na wijącą się po kalenicy wąską ścieżkę. Po jakichś stu metrach zaczynała zakręcać na południe.

— Ma’am, moja rada brzmi: biegiem!

* * *

— Fajowo — szepnął Sunday, patrząc na rosnący grzyb, w kierunku którego zmierzał prom.

— Aha — potwierdził Blatt. — Wreszcie mamy wsparcie, na jakie zasługujemy.

— Trzy minuty. Przygotować się do lądowania — powiedziała kapitan Slight na częstotliwości kompanii. — Mam cholerną nadzieję, że nikt nie śpi. Jeśli śpi, to go obudzimy.

— Uwaga wszyscy — powiedział major O’Neal. — Przygotować się do lądowania.

Zbliżając się do ostatniego wzgórza, promy nagle przyspieszyły, przekraczając prędkość dźwięku z ledwie odczuwalnymi grzmotami. Kiedy uderzyły w pierwszą falę nuklearnych eksplozji, zaczęły wyraźnie kolebać się w turbulencjach.

— IIIHAAA! — wrzasnął Blatt. — Wchodzimy!

Kiedy tylko promy przeleciały nad wierzchołkiem Oakey Mountain, zaczęły wystrzeliwać na ziemię pancerze, poczynając od rufy statku, a na dziobie kończąc.

* * *

Tommy poczuł uderzenie katapulty i ugiął kolana, zbliżając się do ziemi z prędkością blisko półtora tysiąca kilometrów na godzinę. Wbudowane w kombinezon kompensatory i pakiet inercyjny spowodowały, że zwolnił do prędkości nieco poniżej prędkości dźwięku, zanim wszedł w strefę przyziemną, gdzie dołączony do inercyjnego zestawu ziemski pakiet skokowy jeszcze bardziej go wyhamował.