Выбрать главу

— To wcale nie jest śmieszne! — warknęła Indy. — Major LeBlanc została upokorzona; myślała, że jej życie dobiega końca i… i…

— I została pokryta śliską pianką? — spytał Pruitt — Jej ładowniczy, działonowy i kierowca też tam byli, rozebrani do naga, i trzęśli się na zimnie razem z nią. Jak chcesz się bawić z chłopcami, musisz się bawić w to samo co oni. — Wzruszył ramionami, a potem parsknął śmiechem. — Przynajmniej nie próbowałem ciebie przebrać w biały t-shirt. To by dopiero był widok, można by sprzedawać bilety.

— Wystarczy, Pruitt — powiedział Mitchell, kiedy chorąży głośno wciągnęła powietrze. — Wystarczy, chorąży Indy. Mamy Posleenów do zabicia. O przypadkowe sytuacje z erotycznym podtekstem będziemy się martwić dopiero wtedy, kiedy wyjdziemy stąd cało, zgoda?

— Zgoda, sir — odparła chorąży. — Ja… Nieważne. Cały czas jesteśmy w kiepskim stanie, to znaczy SheVa.

— Zdaję sobie z tego sprawę. Będziemy musieli radzić sobie z tym, co mamy. Pruitt?

— Hydraulika wciąż świeci na żółto — odparł działonowy tonem zawodowca. — Wszystkie pozostałe systemy są sprawne.

— W takim razie jedziemy z tym cyrkiem w trasę. — Mitchell włączył mikrofon na częstotliwości ogólnej. — Wszystkie dodatkowe jednostki, plan bez zmian. Jedziemy.

* * *

Plan dla SheVy zakładał jazdę wzdłuż rzeki, z jednym zestawem gąsienic w radioaktywnej wodzie, a reszta pojazdów miała jechać za nią tym samym brzegiem. Mimo iż wszyscy wiedzieli, że woda nie jest niebezpiecznie gorąca, groza przeprawy zrobiła na nich duże wrażenie. Pojazdy bez problemu nadążały za czołgiem, bo po utracie mocy z trzech reaktorów jego prędkość spadła do zaledwie około czterdziestu kilometrów na godzinę, trudniej jednak było uchronić się od rozbryzgów lekko radioaktywnej wody i błota spod jej gąsienic.

SheVa mogłaby przeżyć atak jedynie ograniczonej liczby Posleenów, dlatego jazda wąską doliną wydawała się najlepszym wyjściem. Wprawdzie góra czołgu wystawała ponad szczytami wzgórz, ale jak się nie ma tego, co się lubi, to się lubi, co się ma.

— Tango Osiem-Dziewięć, tu Quebec Cztery-Sześć. Poprzedniego dnia nastąpiła rotacja kryptonimów i teraz wszyscy musieli od nowa nauczyć się swoich oznaczeń. Powodowało to wiele komicznych sytuacji, tak samo jak polowanie na właściwe częstotliwości.

— Quebek, tu Tango-Papa. Odbiór.

LeBlanc zmarszczyła brew; nie wiedziała, dlaczego Pruitt, któremu wciąż nie wybaczyła, odpowiada za pułkownika. Ale czasem trzeba dogadywać się nawet z radiooperatorem.

— Wysyłam przodem zwiad — powiedziała. — Przesuniemy się do przodu, żeby osłonić waszą zachodnią flankę.

— Dzięki, Quebec. — Teraz odezwał się Mitchell. — Jednostka Mike melduje brak kontaktu wzrokowego z wrogiem. Odbiór.

— Potwierdzam, będziemy musieli go poszukać.

* * *

— Wysiadać! — zawołał dowódca, kiedy w szarym świetle księżyca rampa desantowa opadła z hukiem na ziemię.

Bradley zatrzymał się u podnóża zalesionego wzniesienia; według map za wzgórzem rozciągał się otwarty teren i żołnierze mieli to sprawdzić.

Bazzett poprawił uchwyt na swoim AIW i pobiegł w lewo, w stronę lasu. Gdzieś na zachodzie, może kilometr dalej, była autostrada 28. Posleeni na pewno wykorzystywali ją do przemieszczania się; zadaniem zwiadowców było dowiedzieć się, czy w okolicy są jakieś większe zgrupowania wroga.

Od momentu przeprawy przez rzekę nie widzieli żadnych kucyków; może przyczyną była bitwa za rzeką, gdzie reszta sto czterdziestej siódmej dywizji najwyraźniej ich prała.

Kiedy specjalista dotarł na skraj zarośli, padł na zimną ziemię i zaczął się czołgać. Krzaki kończyły się ogrodzeniem. Owce czy krowy, które kiedyś pasły się tutaj na pastwisku, dawno zniknęły, ale po drugiej stronie doliny widać było jakieś poruszenie. Tym razem nawet nie próbował patrzeć przez monokular, tylko podniósł do oka celownik karabinu i przyjrzał się dalekim wzgórzom.

— Kurwa mać — mruknął. — Dlaczego to się zawsze przytrafia właśnie mnie?

* * *

— Tango Osiem-Dziewięć, tu Quebec Cztery-Sześć — powiedziała ze znużeniem LeBlanc. Wzięła provigil, połknęła nawet tabletkę amfy, ale mimo to wciąż była zmęczona. Dlaczego te cholerne kuce nie mogą po prostu się odpieprzyć?

— Tango — odparł Mitchell. On też wydawał się zmęczony.

— Zwiad melduje o dużym skupieniu wroga pod Windy Gap Church — odparła. — Rozstawiam żołnierzy wzdłuż grzbietu, aby stworzyć bazę ogniową, i wezwałam wsparcie artyleryjskie dywizji. Wciąż są w ruchu, więc dostaniemy tylko jedną baterię. Mogę przełączyć wizję. Odbiór.

* * *

Mitchell zerknął na ekran i pokręcił głową. Autostradą 28 posuwała się zwarta masa Posleenów, a duży ich oddział zgromadził się na wzgórzu zajmowanym przez kościół. Być może wykorzystywali też do transportu drogę Windy Gap Road, a to oznacza, że nawet gdyby SheVa i batalion zalali ich ogniem, obcy będą mieli rezerwy do przeprowadzenia kontrnatarcia. A tymczasem SheVa ma już tylko dwie przednie wieże, nie wspominając o tym, że cały przedni pancerz jest mocno poszarpany.

Pułkownik zaczynał już mieć dość tych ciągłych potyczek. Wywołał mapę i przyjrzał się jej. W tej chwili batalion i SheVa były schowane za wzgórzem, ale kiedy tylko zajmą pozycje bojowe, znajdą się na widoku i rozpęta się piekło. Najlepszym rozwiązaniem wydawał się plan LeBlanc: położyć zasłonę ogniową, a potem zaatakować Posleenów czołgami, pośrednim i bezpośrednim ostrzałem.

W ten sposób jednak posuwając się naprzód, zostawiliby wroga na tyłach.

Wzgórze Windy Gap Hill było dosyć strome, ale dzięki drogom Posleeni mogli na nie bez trudu wejść. A MetalStormy mogą je pokryć celnym ogniem dopiero wtedy, kiedy znajdzie się w ich polu widzenia.

Z drugiej strony jednak jest tak odsłonięte…

— Pruitt — powiedział po namyśle Mitchell. — Widziałeś film Poszukiwacze zaginionej Arki?

— Dwa razy — odparł działonowy. — Czemu pan pyta?

— Pamiętasz tę scenę, kiedy wielki, zły facet wychodzi z tłumu, a Indy do niego strzela?

— Tak, sir.

19

We smutku łzy scałowałem z jej twarzy Czule objąłem ramieniem Gdy w uszach nam nagle wystrzał rozbrzmiał wraży Co rozległ się w dzikiej gęstwinie. Kula przeszyła bok mej ukochanej We wczesnej młodości wiośnie. I na mej piersi skonała krwią zlanej Gdy wiatr cicho igrał w owsie. Lecz krew za krew bez fałszywej skruchy; W Oulart Hollow swą pomstę wziąłem. Złożyłem jak lód zimne ciało ukochanej Tam, gdzie wkrótce za nią głowę złożę. I wkoło jej grobu ponury krążyłem W dzień, w noc i o porannej rosie, I serce pękało mi, kiedy słyszałem. Wiatr, co cicho igrał w owsie
Dr Robert Dwyer Joyce,
Wiatr, co igra w owsie
Porter’s Bend, Północna Karolina, Stany Zjednoczone Ameryki, Sol III
06:48 czasu wschodnioamerykańskiego letniego, wtorek, 29 września 2009