— Reeves, szybko cofaj — powiedział Mitchell, patrząc na mapę. — Jedź na północny zachód. Major Chan! Przełączcie się na stopiątki, mogą się przydać!
— Co jest na północnym zachodzie? — spytał Pruitt. Miał poważny problem: czy najpierw „zdjąć” zewnętrzne statki, czy zacząć od środka? O, do cholery z tym, poleci od prawej do lewej. — Ceclass="underline" C-Dek, dwanaście trzydzieści.
— Potwierdzam — odparł Mitchell, włączając odpowiedni ekran. Posleeński okręt przelatywał właśnie nad Pendergrass Mountain, niecałe osiem kilometrów dalej. Inne były bliżej; SheVa znów zakołysała się po trafieniu z ciężkiego działa. — Przy Windy Gap jest kilka wzgórz. Pewnie nie dojedziemy aż tak daleko, ale jeśli dojedziemy, wpadniemy na ich siły naziemne. Ale tym będziemy się martwić później.
— Poszłooo! — zawołał Pruitt, śledząc na wizji lot pocisku. — Cel! — krzyknął, kiedy z włazów okrętu buchnął srebrny ogień. Lądownik zaczął spadać, a potem wybuchł, ale nie była to eksplozja antymaterii. Szczątki runęły na zbocze góry i tocząc się w dół, zniknęły z pola widzenia.
— Tym razem chyba trafiłem w magazyn amunicji — mruknął Pruitt, przesuwając armatę w lewo. — Bun-Bun wstąpił na WOJENNĄ ŚCIEŻKĘ!
— Piekło i szatani! — warknął Kilzer, kiedy coś obryzgało plecy jego kombinezonu. Obejrzał się na gigantyczny amortyzator armaty i pokręcił głową. — Pułkowniku Mitchell, poprosimy o czas dla drużyny!
— Szefie, hydraulika na czerwonym! — zawołał Pruitt.
— Niedobrze — mruknął Mitchell. — Kilzer, Indy, meldować. Jest bardzo źle?
— Tu Indy — odparła chorąży, wychodząc przez właz z pokładu maszynowni. — Cała komora działa jest zachlapana płynem hydraulicznym, ale nie widzę dziury.
— Bo nie ma dziury — powiedział Kilzer, trąc dłońmi ścianę amortyzatora. — Płyn przeszedł przez spawy. Powinniśmy to w miarę szybko zatkać.
— Jak szybko? — warknął Mitchell, patrząc na zbliżające się C-Deki. — Jesteśmy pod ostrzałem, gdybyście nie wiedzieli!
— Szybko. — Indy przywołała jednego z wypożyczonych techników brygady naprawczej z wężem. — Nie więcej niż dwie minuty!
— Niedobrze — mruknął Pruitt. Jakby dla podkreślenia jego słów SheVa zatrzęsła się od bliskiej eksplozji.
— Pracujemy nad tym — powiedziała Indy.
— Reeves, cały czas cofaj — rozkazał Mitchell. — Nie zbliżają się zbyt szybko.
— Nie, ale są coraz bliżej. — Pruitt włączył wskaźnik poziomu płynu hydraulicznego i patrzył, jak ten wchodzi na żółte, a potem na zielone pole. — Sir…
— Gotowe — przerwała mu Indy. — Niech Bóg ma nas w swojej opiece, jeśli skończy nam się płyn!
— Zaraz komuś każę się tym zająć — odparł Mitchell. — Pruitt?
— Ceclass="underline" C-Dek!
— Strzelaj sam — powiedział pułkownik. Nagle SheVa zadrżała przy wtórze tytanicznego huku, który wstrząsnął całą konstrukcją. — SUKINSYN!
Indy zdążyła się uchylić, kiedy nad jej głową przeleciał kabel pod napięciem. Trafił w jednego z techników, rzucając nim po całym pokładzie. Pomieszczenie wypełniła fala przegrzanego powietrza. W końcu wstrząsy ustały i powietrze oczyściło się, lecz zbyt szybko. Indy spojrzała w górę i tam, gdzie przedtem były cztery MetalStormy, zobaczyła gwiazdy.
— O mój Boże — jęknęła, włączając radio.
— Panie pułkowniku, dostaliśmy — powiedziała. — Właśnie straciliśmy górną lewą część osłony działa. Razem z trzema wieżami MetalStormów.
Mitchell zamknął oczy i pokręcił głową.
— Pruitt, działamy?
— Według przyrządów armata działa, sir.
— Armata nie dostała — wtrąciła Indy — tylko bok osłony. Ale myślę, że nie możemy odpalić MetalStormów, dopóki nie upewnimy się, że konstrukcja się trzyma.
— Pułkowniku Mitchell, tu Kilzer — powiedział przez radio cywil. — Ja też widzę uszkodzenia. Może będziemy mogli strzelać z MetalStormów z tyłu, po prawej, ale wszystkie pozostałe mają za słabe mocowania, żeby wytrzymać wstrząs wystrzału. Przedni pancerz… trochę się sypie. Trafienie obluzowało wsporniki po lewej, widzę zwisające dźwigary. Wszystko tu wygląda tak, jakby do przedziału armaty dostał się skręcacz precelków ze specyficznym poczuciem humoru. Połączenie temperatury i wstrząsów prawdopodobnie zerwało spawy. Mamy dużo uszkodzeń w elektryce.
— Ale ciągle możemy strzelać z głównego działa, prawda? — naciskał Mitchell.
— Dopóki się trzyma, sir — odparła nerwowo Indy.
— Pruitt, „zdejmij” ilu się da i dopóki w ogóle się da.
Działonowy obrócił wieżę i wyszukał następny cel, a tymczasem SheVa mozolnie gramoliła się na północ. Nie było gdzie się schować; można było tylko strzelać i mieć cholerną nadzieję, że kucyki będą pudłować. Na szczęście dotąd tak było.
Pruitt wycelował w trzeciego C-Deka, kiedy nad SheVą przeleciał następny strzał, który trafił w ziemię i zrobił tak duży krater, że mógłby się w nim zmieścić abrams.
— Poszło! — zawołał działonowy, a potem: — Cel!
Tym razem okręt zniknął w srebrnym ogniu, a na jego miejscu wykwitła chmura w kształcie grzyba, ale znajdujący się najbliżej niego C-Dek zakołysał się tylko w podmuchu eksplozji; ani nie został zniszczony, ani nie zmienił kursu.
— Cholera, są za daleko od siebie! — warknął Pruitt. — Czemu akurat teraz musieli się wycwanić?
Namierzył czwarty okręt.
— Chcę być trochę bliżej, sir.
— Dobrze — odparł Mitchell i zerknął na mapę, a potem na zewnętrzne monitory. Większość nie działała, ale kilka na prawej burcie wciąż przekazywało obraz. — Reeves, widzisz tę szczelinę po prawej z tyłu?
— Tak, sir — odparł kierowca, skręcając czołgiem nieco w prawo. — Damy radę tam się schować?
— Prawie.
— Dobra, są bliżej — odezwał się Pruitt. — Hydraulika działa. Poszło!
Pocisk wszedł w sam środek C-Deka; okręt zatoczył się w bok, jakby miał chwilowe problemy z silnikami, a potem spadł do rzeki.
Słysząc potworne chlupnięcie, Pruitt westchnął.
— To by było na tyle, sir. Cztery pociski. Więcej nie ma. — Spojrzał na wskaźniki, a potem na cele. — A może jednak nie. Sir, gdzie są wysunięte oddziały dywizji?
— Generale Simosin, tu SheVa Dziewięć. Odbiór!
— Tu stacja w tej sieci, potwierdź swoją identyfikację!
Mitchell zmarszczył brew; do tej pory za każdym razem, kiedy chciał skontaktować się z generałem, rozmawiał z generałem. Kto, do cholery, siedzi teraz przy radiostacji?
— Słuchajcie, tu SheVa Dziewięć. Nie mam czasu na identyfikację, bo jeśli nie zauważyliście, lecą tu posleeńskie lądowniki. Spróbujemy „zdjąć” ostatnie dwa, ale jest pewien problem: możemy też trafić w dywizję. Gdzie są wasze wysunięte jednostki?
— Dopóki nie potwierdzicie identyfikacji, na pewno nie podam położenia naszych jednostek.
— Dobra, jak chcecie. W takim razie mam cholerną nadzieję, że wszystkie są za pasmem wzgórz wokół Wooten Mountain. Jeśli dojechały do wschodniego Franklin, powiedzcie im, żeby sobie znalazły jakieś kryjówki, bo to nie będzie przyjemne. Bez odbioru. Pruitt, strzelaj, kiedy będziesz gotów.