Выбрать главу

— SKURWYSYNY! — krzyknął Sunday, widząc, jak major wspina się z powrotem na krawędź okopu, gdzie tnie i rozrywa obcych na kawałki. — Wracaj, majorze!

Tommy zabił jeszcze dwóch Posleenów, zanim pierwszy miecz trafił go w ramię. Niemal tego nie zauważył, ale potem spadł następny, i następny, i poczuł, że już nie może ciąć i tłuc na wszystkie strony naraz. Kosiarze opierali się plecami o tył okopu i walili Posleenów pięściami, Stewart i McEvoy zniknęli pod masą ciał, majora nie było widać, a…

Nagle niebo zajaśniało ogniem. W ułamku sekundy Tommy zobaczył, jak źrenice żółtych ślepiów Posleenów kurczą się do rozmiarów łebka od szpilki, a w ich tęczówkach odbija się Żarówka Boga. Padł na ziemię.

I wtedy poczuł na plecach uderzenia olbrzymiego młota, który raz za razem podrywał go w górę i ciskał nim o ziemię. Potem jakaś siła rzuciła go na ścianę okopu, boleśnie wykręcając w tył rękę. Wiedział, że jest złamana, ale konstrukcja pancerza wytrzymała. Gdyby nie to, z pewnością by zginął. Czekał i czekał, przez chwilę, przez całą wieczność, aż w końcu wszystko ucichło i mógł się rozejrzeć.

Przez jakiś czas żaden z systemów pancerza nie potrafił niczego ustalić, ale potem sensory powoli ożyły i Sunday mógł się zorientować, co się wokół niego dzieje. Pierwsza wróciła telemetria pancerzy. Nie było ich wielu. Jeden tu, jeden tam…

Tommy szukał ikony swojego dowódcy, ale nigdzie nie było jej widać.

* * *

Kiedy wystrzelony przez SheVę pocisk z antymaterią wybuchł, Mike był, w przeciwieństwie do Sundaya, poza okopem, w masie Posleenów. Po raz drugi w życiu znalazł się. na drodze jądrowej eksplozji. Tym razem przynajmniej miał chwilę, aby się przygotować, więc zamiast chwytać się ziemi, co prawdopodobnie i tak byłoby daremne, skoczył w górę i zwinął się w kłębek, zastanawiając się, gdzie wyląduje.

Fala uderzeniowa porwała go i uniosła na południe. Otarł się o coś bardzo twardego — uderzenie zabolało go, pomimo żelowej wyściółki i kompensatorów inercyjnych — ale potem było już tylko powietrze.

Sensory pancerza wciąż nie działały, ale mimo to Mike wyczuł, że fala słabnie, więc na wypadek gdyby spadał prosto w dół, przybrał pozycję spadochroniarską. Udało mu się w pewnym stopniu zapanować nad kompensatorami i wykorzystać to, żeby ustabilizować swój lot.

W końcu siła jądrowego wybuchu zaczęła słabnąć i nadeszła fala powrotna, która pochwyciła go i rzuciła z powrotem.

W sumie był w powietrzu niecałe piętnaście sekund, chociaż zdawało mu się, że to trwało całą wieczność.

Kiedy powietrze się oczyściło, spojrzał w dół i wybuchnął histerycznym śmiechem. Leciał siedemset metrów nad ziemią, prosto na ruiny swojego liceum, w których roili się wciąż żywi Posleeni.

— Zawsze chciałem tutaj wrócić w wielkim stylu…

* * *

— Sunday!

— Majorze?

Sunday przejrzał mapę, ale nigdzie nie widać było ikony dowódcy. Stewart i Duncan byli ciężko ranni, pozostali oficerowie nie żyli. Mimo złamanego ramienia, Tommy był w najlepszej ze wszystkich formie. Został mu niecały pluton żołnierzy, więc brzemię dowodzenia nie było zbyt ciężkie.

— Tak, żyję. Za moje grzechy. Opuszczam właśnie Clayton. Skontaktowałem się z SheVą jest gotowa do ostrzału na wezwanie do momentu, aż Posleeni ją zaleją albo ktoś inny przyjedzie, aby uratować nam wszystkim tyłki. Wygląda na to, że u was już jest czysto.

— Tak, sir. Nie widać żadnych Posleenów.

— Zbierają się pod Clayton. Wzywam ogień, ale nie powinien objąć waszej pozycji. W najbliższej przyszłości powinniście mieć spokój.

— Tak, sir.

— O’Neal. Bez odbioru.

* * *

— SheVa Dziewięć?

— Słucham, majorze.

— Jeden rażenia powierzchniowego, UTM północ 386187, wschód 280579.

— Przyjąłem. Jaka jest pana pozycja? Odbiór.

Mike tkwił po pachy w ziemi i kamieniach.

— Zabezpieczona. Proszę, strzelajcie.

— Strzał. Odbiór.

— Strzał. Bez odbioru.

Chwila ciszy.

— Kontakt. Odbiór.

— Kontakt. Bez odbioru.

Mike uśmiechnął się, kiedy atomowa kula ognia pochłonęła jego dawne zagłębie rozrywki.

— Tak naprawdę nigdy nie lubiłem Clayton.

Zaczekał, aż kurz z grubsza opadnie, a potem rozejrzał się w poszukiwaniu następnego celu.

— Największy problem z atomówkami to znaleźć dobre miejsce do kierowania ostrzałem — powiedział sam do siebie. Włączył powiększenie i pokręcił głową. — SheVa, dacie radę sięgnąć UTM północ 385846, wschód 278994? Przysiągłbym, że zbierają się przy Tiger.

— Eee, nie, wciąż są poza zasięgiem. Poza tym… znowu utknęliśmy. Ale chrupki już jadą. Kiedy tylko wymyślą, jak przedostać się przez strefę promieniowania, pomogą nam.

— Tu dowódca pięćset pięćdziesiątej piątej dywizji. My mamy zasięg na ten cel. I będziemy tam szybciej.

Mężczyzna mówił po angielsku z niemieckim akcentem, a w tle grała jakaś muzyka, ale za cicho, żeby Mike mógł rozpoznać melodią. Nagle z nieba spadła przypominająca meteor smuga ognia i nad Tiger wybuchła kula płomieni, a potem wzbił się w powietrze nuklearny grzyb.

W oddali zobaczył skaczące w niebo promienie światła i inne, liczniejsze, strzelające w dół. Rozejrzał się; to samo widać było ze wszystkich stron.

— Tu Dowództwo Obrony Ameryki, trzymajcie się — odezwał się w sieci nowy głos. Przypuszczalnie we wszystkich sieciach. — Tu wiceadmirał Huber, dowódca siedemdziesiątej siódmej grupy uderzeniowej. Przygotujcie się na ciężki ostrzał.

W oddali widać było podnoszącą się z ziemi falę ognia i na niebie jedna po drugiej zaczęły rozkwitać kule płomieni. Broń kinetyczna niszczyła wszystkie posleeńskie okręty w zasięgu wzroku, i nie tylko. Na całej planecie.

Potem na niebie pojawiły się promy — statki wyglądały tak, jakby w połowie składały się z powietrza — i spadający na słupach ognia żołnierze. Ich pancerze, podobnie jak okręty, wydawały się niemal nierzeczywiste; stapiały się z ziemią i niebem, a na czujnikach w ogóle nie było ich widać. Powietrze wypełniła muzyka; Mike znów zaśmiał się histerycznie, kiedy rozpoznał Jazdą Walkirii.

Jeden z promów ruszył w jego stronę i na zabarwioną na pomarańczowo ziemię opadła pancerna sylwetka. Zaczekał, aż nieznajomy się zbliży, a potem na widok podwójnych gwiazdek generała majora sił uderzeniowych Floty zasalutował.

— Panie generale — powiedział, opuszczając rękę, kiedy salut został odwzajemniony.

— Panie pułkowniku — odparł generał, zdejmując hełm. Jego twarz miała twarde, teutońskie, dobrze znane rysy.

— O cholera — zaśmiał się Mike. — Niech to szlag, Steuben, wszystko tu świeci jak cholera. Załóż z powrotem ten pieprzony hełm, z łaski swojej, panie generale.

— Przepraszam, że tak długo to trwało, ale musieliśmy czymś się zająć po drodze — powiedział generał, a potem zamknął pancerz Mike’a w mocnym uścisku.

EPILOG

— Sir, jest tu generał Steuben.

Mike opierał się o skałę i patrzył na dolinę, która kiedyś była jego domem. Kiedy ujrzał wyciągniętych z jaskini uciekinierów i zwiadowców, wśród których nie było Cally, odwrócił się i odszedł. Ten bunkier został zbudowany tylko w jednym celu — miał utrzymać przy życiu jego córką.