Выбрать главу

Mitchell westchnął.

— Miałem nadzieję na coś lepszego, ale… — Popatrzył na górę metalu, która przez ostatnie kilka dni była ich domem, i pokręcił głową. — Co teraz?

— Odpoczynek — zaproponował Garcia.

— Zrobi się — odparł Mitchell. Spojrzał na Indy i Chan, po czym wzruszył ramionami. — Drogie panie, przypuszczam, że w Asheville jest klub oficerski, który właśnie nas wzywa. Czy mogę postawić paniom drinka? Na pewno znajdziemy sobie jakiś transport.

— Hej, a co z nami? — spytał Pruitt, wskazując Reevesa. — Odjedzie pan sobie w kierunku zachodzącego słońca, zabierze dziewczyny i zostawi nas na środku radioaktywnej pustyni?

— Pruitt, pierwszym obowiązkiem oficera jest zadbać o swoich ludzi — odparł poważnie Mitchell, obejmując ramionami chorążego i panią major. — Ty i Reeves macie czterodniową przepustkę. Zameldujecie się w kadrach sto czterdziestej siódmej za cztery dni. Nie jeździjcie po pijanemu. To wszystko, jeśli chodzi o omówienie warunków bezpieczeństwa na przepustce. Bawcie się dobrze.

Odwrócił się i ruszył w stronę pobliskiego parku pojazdów.

— No to kicha — warknął Reeves. — Gdzie się mamy podziać, do cholery?

— Za nimi — powiedział Pruitt, widząc wchodzącą na wzgórze major LeBlanc. — I to jak najszybciej!

Kilzer zauważył ją mniej więcej w tej samej chwili i rozejrzał się w panice. Znajdowała się w połowie drogi między nim i pojazdami, a powrót do SheVy bez kombinezonu antyradiacyjnego byłby samobójstwem. Ale i tak przyszło mu to na myśl. Podejrzewał, że straci jaja, więc równie dobrze mogło się to stać na skutek stosunkowo bezbolesnego napromieniowania.

— Aaa, pan Kilzer — powiedziała major, podchodząc i biorąc się pod boki. — Poświęci mi pan chwilkę?

— Tak, proszę pani — odparł Paul.

LeBlanc spojrzała na jego dłonie odruchowo zasłaniające krocze.

— Nie zamierzam kopać pana w jaja — powiedziała, kręcąc głową, a potem, kiedy się uśmiechnął i opuścił ręce, kopnęła go.

— Och! — zawołała, kopiąc go jeszcze raz, kiedy już leżał na ziemi. — Przepraszam! Pomyliłam się! Chciałam powiedzieć „Zamierzam kopać pana w jaja!”. Nie wiem, skąd się tam wzięło to „nie”! Może to uboczny skutek napromieniowania?

— Aaa! Przepraszam! To była pomyłka!

— Tak, wiem, że pan przeprasza. — LeBlanc odsunęła się i pokręciła głową. — Niech pan wstaje, wygląda pan jak dziecko, skamląc tak i ściskając się za jaja.

— A nie kopnie mnie pani znowu? — jęknął Kilzer.

— A nie będzie pan aroganckim dupkiem?

— O cholera:

— Wstawaj, postawię ci drinka.

— Naprawdę, mnie już pani nie kopnie? — spytał Kilzer, podnosząc się z trudem na jedno kolano. — Obiecuje pani?

— Tak, chyba że znów coś spieprzysz.

— Cholera.

* * *

— Musimy przestać tak się spotykać — powiedziała cicho Wendy.

— Ile razy widziałaś mnie na warsztacie, raz? — spytał Tommy z wnętrza zbiornika. Był cały zanurzony w czerwonym roztworze, a wokół ust i nosa tworzyła mu się banka powietrza. Uśmiechnął się i wskazał swój bark otoczony ciemniejszą, mniej przejrzystą chmurą. — Szkoda, że nie mogą mi powiększyć fiuta!

— Nie potrzeba — powiedziała Wendy, nagle postrzegając zbiornik jako przestarzałą technologię. Dla większości ludzi była to magia zdolna do regenerowania kończyn i leczenia wszystkich ran, oprócz śmiertelnych, ale ona widziała prawdziwą magię, dla której nawet śmierć nie była barierą nie do przebycia.

— Wyjdę stąd za parę dni — powiedział Tommy. — Szykuje mi się przepustka, ale potem, skoro Flota wróciła, nie wiem, co z nami zrobią. Tak czy inaczej, tak sobie myślałem… Chcesz za mnie wyjść?

Wendy spojrzała na chłopaka i pokręciła głową.

— W tym stanie nie możesz uklęknąć i wyciągnąć pudełka, a potem założyć mi na palec pierścionka, dlatego w tych okolicznościach przyjmuję takie oświadczyny! — powiedziała z szerokim uśmiechem.

— Świetnie!

— A Flota? Co oni powiedzą?

— Jebać ich. Co mi mogą zrobić, posłać na samobójczą misję?

— Już nie, kochany — powiedziała cicho Wendy. — Już nie.

— No, coś muszą robić — stwierdził Tommy zmartwionym tonem. — Mówi się o cięciach we Flocie, nawet w siłach uderzeniowych. Mogę zostać zwolnionym porucznikiem bez szkolenia i bez przyszłości. Nie byłoby zbyt wesoło mieć kogoś takiego za męża!

— O to będziemy się martwić w swoim czasie — powiedziała Wendy. — Ale prawdę mówiąc, wcale bym nie żałowała, gdybyś nie pracował dla Floty.

— No, coś muszę robić.

* * *

— Cały czas próbuję zrozumieć, czy nosicie białe kapelusze, czy czarne — powiedział Papa O’Neal, upijając łyk kawy.

Sala spotkań mieściła się bardzo głęboko pod ziemią, ale teraz, kiedy O’Neal wiedział już, co himmicki statek może zrobić ze skałą, nie był tym zaskoczony. Był za to zdziwiony osobą swojego rozmówcy.

— Bane Sidhe kwalifikuje się moim zdaniem do białych — powiedział cicho wielebny O’Reilly. — Poznał pan już część naszej historii, dowie się pan jeszcze więcej. Co do reszty, no cóż, jesteśmy ludźmi, którzy pana uratowali. Wyświadczaliśmy też przysługi pana synowi. Ale to leży w naszym własnym interesie, Michael O’Neal jest bowiem jedną z osób, które mogą nam pomóc pokonać naszego prawdziwego wroga. Dlatego pana uratowaliśmy, mając nadzieję, że się pan zaangażuje w to wielkie dzieło.

— Aha — powiedziała Cally. Trzymała w ręku puszkę coli, ale jak dotąd nawet jej nie otworzyła. — A więc kto jest prawdziwym wrogiem?

— Oczywiście Darhelowie — odparł O’Reilly. — To oni czekali do ostatniej chwili z ostrzeżeniem Ziemi o zbliżającym się niebezpieczeństwie. To oni, kiedy stało się jasne, że ludzie są bardziej pomysłowi niż początkowo sądzili, spowolnili produkcję na potrzeby wojny poza planetą i na Ziemi. To oni dostarczali Posleenom istotnych informacji, i to bez ich wiedzy. To oni przeforsowali wybór dowództwa na Diess, przez co omal nie zginął twój ojciec, to oni zhakowali sieć informacyjną dziesiątego korpusu i wysłali do was zabójcę, kiedy miałaś osiem lat, żeby jeszcze bardziej uprzykrzyć wam życie. Jedyną twoją osobistą stratą, z którą Darhelowie nie mieli do czynienia, była śmierć twojej matki. To był przypadek, chociaż… powinna była dowodzić krążownikiem, a nie tkwić na nie dokończonej, kiepsko zaprojektowanej fregacie. A to też można złożyć na karb Darhelów.

— A my możemy w to wszystko wierzyć albo nie — powiedział Papa.

— Damy wam dowody naszej dobrej woli — odparł sucho O’Reilly. — Myślę, że kiedy już nas lepiej poznacie, prawda stanie się oczywista. Pojawienie się Michaela O’Neala seniora czy Cally O’Neal wywołałoby sporo komentarzy, zważywszy na to, że oboje zostaliście uznani za martwych.

— Pewnie powiedzenie prawdy nie byłoby najlepszym pomysłem, co? — spytała Cally.

— Ziemskie władze uznałyby was za wariatów, a Darhelowie bardzo szybko by was uciszyli. Potrzebujemy dobrze wyszkolonych, samodzielnych ekspertów do zadań specjalnych. Pan, panie O’Neal, ma dużo doświadczenia w tych sprawach, a Drużyna Conyers odniosła bardzo korzystne wrażenie podczas swojej krótkiej wizyty.

— Ciekaw byłem, kiedy do tego dojdziemy — powiedział O’Neal, kiwając głową.

— To samo, oczywiście oprócz doświadczenia, dotyczy panny O’Neal. Bane Sidhe od niepamiętnych czasów wierzyło w związki krwi, dlatego ty jesteś najlepszym… surowcem, jaki można sobie wyobrazić. Nie wierzę, że mogłabyś nie okazać się świetnym agentem, a ty?