Выбрать главу
* * *

Mike zerwał się na nogi, kiedy tylko jego czujniki ożyły.

— Na nich! — rozkazał. — Co wy, do cholery, robicie, leżycie sobie? Mamy Posleenów do zabicia! Kosiarze, na zachodzie ciągle są Minogi! Wszystkie jednostki, otoczyć ocalały prom i UTRZYMAĆ GO PRZY ŻYCIU!

Poderwał z ziemi Stewarta i rzucił się do ataku na północ.

— Dobre wiadomości — powiedział Stewart — są takie, że zdmuchnęło nasz komitet powitalny.

— Złe wiadomości są takie, że straciliśmy połowę mocy — zauważył Duncan, przeglądając wykres zasilania batalionu. — I zużyliśmy na tę jedną okazję całą dzienną dawkę.

— A będzie więcej takich okazji — powiedział Mike. — No, chodź do tatusia, malutki. Prosto przez chmurę. Szybko.

— Promy nie przelecą przez tysiącstopniowy grzyb, panie majorze — zauważył Duncan.

— Nie, ale power packi wytrzymają.

* * *

Drugi prom zgodnie z rozkazem wleciał wprost w rosnący grzyb. Promy były opancerzone, ale nie aż tak, żeby przetrwać takie warunki; transporter szybko zaczął się rozpadać, rozrzucając swój ładunek ciężko opancerzonych power packów i skrzyń z amunicją po całej strefie lądowania. Oczywiście doszło przy tym do kilku wypadków, ale to było nie do uniknięcia.

* * *

McEvoy wrzasnął ze złości, kiedy coś ciężkiego rąbnęło go w plecy. Przeturlał się na bok, spojrzał na pakiet antymaterii, który go trafił, i znów wrzasnął, tym razem ze strachu.

— To było ładne — powiedział Sunday.

— Skąd się to wzięło, do cholery? — spytał Kosiarz, wstając i odsuwając się od power packa, jakby to był olbrzymi pająk. Albo mordercza broń jądrowa.

— Och, podnieś to, mazgaju — powiedział porucznik; słychać było, że się szeroko uśmiecha. — Stary skierował prom prosto w środek grzyba. To go osłoniło od ognia, bo nawet Posleeni nie widzą przez coś takiego. Jednocześnie zrzucił power packi.

— Odbiło mu! — rzucił Blatt, przebiegając obok nich. — Wszystkim to powtarzam, Stary to czubek!

— Zgadza się — powiedział Sunday. — Całkowity czubek. To draństwo jest tak opancerzone, że wytrzymuje nawet bezpośrednie trafienie plazmą, nie mogło więc wybuchnąć z powodu takiego drobiazgu. Zresztą nieważne, zapomnijcie o tym, chociaż może lepiej trochę się odsuńcie. Kosiarze, zrzucić ładunek i śledzić mój cel. Niedźwiedź idzie zza góry.

* * *

— Mamy trzy ocalałe lance — zauważył Duncan. — Użyjemy ich?

— Nie od razu — powiedział O’Neal. — Co się stało z czwartą?

— Wyrzutnia samorzutnie eksplodowała — odparł Stewart. — Leci na Atlantę.

— Będę musiał zwrócić uwagę produkującemu klanowi — powiedział poważnie O’Neal. — Taki drobiazg jak dwustukilotonowa eksplozja nie powinien ich uszkodzić!

— Spodziewałem się tego! — zaśmiał się Stewart. — Ale po co pan je oszczędza? Już tu lecą Minogi.

— Minogi ze swoim uzbrojeniem kosmicznym nie mogą strzelać w dół — przypomniał Mike. — Zostawimy sobie lance na C-Deki.

— Większość packów została zebrana — powiedział Duncan. — Ale część zabrali Kosiarze, a oni szykują się na przyjęcie kawalerii.

— Niech natychmiast przekażą packi jednostkom karabinowym — warknął Mike. — Wszyscy biegiem do Muru. Kosiarze mogą iść za nami, ale muszą być przygotowani na powitanie dużych chłopców.

* * *

— Właśnie dla takich chwil żyję — powiedział z przekąsem Blatt, kiedy reszta batalionu wystartowała pełnym pędem.

— Idziemy, idziemy — mruknął McEvoy.

— Moim zdaniem nie dość szybko — zauważył specjalista.

— Musimy jeszcze pozbierać broń — powiedział Sunday. — Będzie nam potrzebna, kiedy dotrzemy na miejsce.

— Sir, myślę, że nic z tego nie będzie — odparł McEvoy. — Najbliższy pakiet leży w połowie zbocza Oakey Mountain. One nie mają naszych systemów utrzymujących je w miejscu podczas wybuchu.

— Ja pierdolę — stwierdził Tommy. — Dobra, pozbieramy je później.

— Jeden pakiet najwyraźniej przerzuciło na drugą stronę Black Rock Mountain, sir — powiedział Blatt. — Może kiedyś uda nam się go zabrać.

— To twoje zadanie, Blatt — powiedział Sunday — kiedy tylko zajmiemy pozycje.

— Pan żartuje, prawda? — spytał Kosiarz.

— Nie. Kiedy uporamy się z pierwszą falą lądowników, bez tych moździerzy i działek nic nie zdziałamy. Odzyskanie ich to zadanie numer dwa. Numer jeden to ostrzelanie lądowników.

— O wilku mowa — powiedział McEvoy, kiedy pierwszy Minóg wychynął zza grzbietu Black Rock Mountain.

— Właśnie — stwierdził Tommy, namierzając jeden z pomniejszych lądowników. — Ognia!

* * *

Długolufowe działka grawitacyjne M-283 miały większą zdolność przyspieszania niż systemy standardowe. Poza tym ich pociski zawierały napędzany antymaterią akcelerator inercyjny i antymateryjny system „rakietowy”, podobny do tego, jaki stosowano w lancach antymaterii i kosmicznych myśliwcach Space Falcon.

Dlatego też w chwili, kiedy siedemdziesięciopięciomilimetrowy pocisk uderzył w burtę okrętu, pędził z prędkością ponad tysiąca kilometrów na sekundę.

Po zderzeniu z pancerzem Minoga pocisk zrobiony z solidnego kompozytu gadolinu i jednocząsteczkowego żelaza z płaszczem węglowym stał się półkulą gotującej się białej plazmy; nawet olbrzymia energia pocisku przeciwpancernego nie mogła się mierzyć z posleeńskim opancerzeniem.

Ale tylko jednego pocisku.

A tymczasem do Minoga strzelało dwunastu Kosiarzy, wysyłając pięć pocisków na sekundę w obszar wielkości ludzkiej dłoni.

Ponadto system celowniczy pocisków burzących był o wiele skuteczniejszy niż zwyczajny. Wyznaczał na burcie okrętu konkretny punkt, wybrany z bazy danych słabych punktów lądowników, i kierował w niego ogień całej broni w okolicy.

Wystrzelone przez dwunastu Kosiarzy tysiąc dwieście pocisków trafiło w zasobnik z bronią na burcie Minoga, przewierciło się do środka i zdetonowało mechanizm podajnika działka plazmowego. Reszta zaczęła we wnętrzu rykoszetować.

Kiedy rzygnęły srebrne i czerwone płomienie, lądownik próbował uciekać, zmieniając kurs i obracając się tak, by zasłonić uszkodzony fragment kadłuba przed ogniem. Ale pilotujący go Wszechwładca najwyraźniej nie należał do elity pilotów, co udowodnił, taranując swoim okrętem zbocze góry Black Rock tuż na południe od wieży radiowej.

Drugi Minóg zaatakował główne siły batalionu, a potem skierował się długimi, posuwistymi ruchami na południowy zachód, w stronę Muru. Widząc jednak, co się stało z jego towarzyszem, okręt zmienił cel i rozpoczął ostrożną rotację, żeby zminimalizować uszkodzenia.

— Robimy unik — powiedział porucznik i wprowadzając własny rozkaz w czyn, rozpoczął powolny trucht na południowy wschód.

Ręczny ostrzał z Minogów nie był na szczęście tak celny, jak ogień automatyczny, ale jednak był ciężki; na burcie lądownika znajdowało się ponad dwanaście średnich gniazd uzbrojenia. Kiedy Kosiarze rozpoczęli manewr, nieprzyjacielski ogień głównie rozdzierał ziemię wokół nich, ale część strzałów jednak trafiała.