Выбрать главу

– Chodźmy – zarządził Indianin.

– Musimy jednak uważać – ostrzegł Jupe. – Nancarrow może być w pobliżu.

Pochyleni, pobiegli cicho do samochodu. Zatrzymali się przy nim i zajrzeli przez okna do środka. Wewnątrz znajdowały się dwie postacie. Pete siedział przywiązany do metalowego, kuchennego krzesła, w ustach miał knebel. Towarzyszył mu drugi skrępowany osobnik.

– Tata! – wrzasnął Bob.

ROZDZIAŁ 15. ŚMIERTELNA PUŁAPKA

Jupiter i Bob zdjęli kneble z ust pana Andrewsa i Pete’a.

– Tato, dobrze się czujesz? – zapytał z przejęciem Bob.

– Teraz już tak – odparł wzruszony pan Andrews. Guz na jego czole nadal był ogromny, a rana paskudnie zaczerwieniona. Potrzebował doktora. Bob przyrzekł sobie, że natychmiast go poszukają, kiedy stąd uciekną. Mimo wszystko miał nadzieję, że to nastąpi.

– Jak cię pojmali, Pete? – dopytywał się Jupiter, rozwiązując więzy krępujące przyjaciela. Drugi Detektyw był bardzo wyczerpany.

– Byłem zmęczony. Zgłupiałem i dałem się schwytać – odparł Pete, upraszczając znacznie sytuację. – Biff znał szlak przez las. Dotarł przede mną do drogi i wziął swój samochód.

Oswobodzeni więźniowie wstali, poruszając zesztywniałymi ramionami i nogami.

– Dzięki, chłopcze. – Uradowany pan Andrews ściągnął swoją niebieską baseballową czapeczkę z głowy syna.

– Cała przyjemność po mojej stronie. – Bob uśmiechnął się szeroko, po czym przypomniał sobie, że należałoby przedstawić ojcu Daniela.

Pete szybko doszedł do siebie, zrobił kilka pompek i ruszył do samochodowej lodówki.

– Jestem głodny – oznajmił, wyjmując masło kokosowe, chleb i karton soku. Pozostali również sięgnęli po jedzenie.

Pan Andrews chodził tam i z powrotem po ciasnym wnętrzu, przytrzymując się półek i oparć krzeseł.

– Dzięki Bogu, że nic wam się nie stało. Opowiedzcie mi, co się działo, kiedy siedziałem tu związany jak prosię.

Bob zrelacjonował przygody i doniósł, jakich odkryć dokonali wciągu minionych dwóch dni.

– Mark MacKeir nie żyje – zakończył. – Nancarrow go zabił.

– Przypuszczam, że brudną robotę wykonał Biff – powiedział pan Andrews. – Chodził za Markiem krok w krok i wiedział, że zamierza spotkać się ze mną. George, który miał dostęp do naszych samolotów, uszkodził system elektryczny cessny, żeby się mnie pozbyć. Umieścił maleńki ładunek wybuchowy na ważnym kablu za tylną ścianką kabiny.

– Musiał także zainstalować elektroniczny detonator. – Jupiter mówił z pełnymi ustami. – Dzięki temu Nancarrow mógł odpalić ładunek z ziemi.

– W polu swego widzenia – potwierdził pan Andrews. – Nancarrow chciał, żeby samolot spadł w takim miejscu, w którym on mógłby sprawdzić, że nie żyję. Przedstawiłem plan lotu, wiedział więc, gdzie mnie oczekiwać. Gdybym jednak przeżył, tym lepiej. Wyciągnąłby ze mnie, czy opowiedziałem komuś całą historię. Kiedy zobaczył was, zorientował się, że więcej osób jest zaplątanych w całą aferę. Przeraził się. Nielegalny interes, który tutaj prowadził, znakomicie prosperował, więc nie mógł sobie pozwolić na żadne dochodzenia. W końcu wyciągał z tego rocznie dobre pół miliona dolarów.

– Tyle forsy za składowanie odpadów? – zapytał zdziwiony Pete.

– Właśnie – odparł pan Andrews. – Wiedział, że czasu ma już niewiele. Jak myślisz, dlaczego Agencja Ochrony Środowiska nakłada grzywny na różne firmy w całym kraju? Legalne pozbywanie się odpadów przemysłowych jest konieczne, ale kosztowne. Wiele przedsiębiorstw zrobi wszystko, by oszczędzić sobie pieniędzy i kłopotów. Kilka miesięcy temu Agencja nakryła w Los Angeles przedsiębiorców, wlewających śmiercionośne płyny prosto do miejskiej kanalizacji.

– O rany! Przecież pracownicy oczyszczalni ścieków mogli się zatruć! A woda pitna! – zawołał Jupe.

– Dokładnie – odparł pan Andrews. – Po tym incydencie wydawca polecił mi zająć się sprawą niebezpiecznych odpadów. Zbiegło się to z telefonem od Marka MacKeira. Zadzwonił do redakcji i prosił o rozmowę z reporterem. Początkowo był tak wystraszony perspektywą tego, co się może zdarzyć, jeśli opowie mi o wszystkim, że nawet nie podał swojego nazwiska. Zdradził tylko, że pracował dla sieci sklepów samochodowych i odkrył, że ich właściciel obniżał koszty, płacąc jakimś podejrzanym osobnikom za wywóz odpadów. Nikt nikomu nie zadawał zbędnych pytań. Chodziło o płyny hamulcowe i akumulatorowe, zużyty olej silnikowy, rozcieńczalniki do farb. MacKeir porozmawiał z właścicielem i poprosił go, by zainteresował się całą sprawą, jednakże on nie tylko kontynuował proceder, ale jeszcze zagroził niewygodnemu pracownikowi, że go wyleje z roboty. Wtedy Mark zaczął śledzić owego przewoźnika odpadów – a był nim Nancarrow – i zdemaskował jego działalność. MacKeir był uczciwym człowiekiem, który pragnął, by przedstawić opinii publicznej prawdę o nielegalnych śmietniskach i zagrożeniach, jakie niosą ze sobą toksyczne odpady. Dlatego zgodził się poinformować mnie dokładnie o wszystkim, co się dzieje.

Oparty o drzwi Daniel przysłuchiwał się spokojnie wywodom pana Andrewsa.

– Zatruwają naszą dolinę – odezwał się w końcu. – Ziemię, wodę, zwierzęta, nawet powietrze, którym oddychamy. Sprowadzili na nas wszystkich chorobę, a być może zabili także mojego wujka.

– Rząd ma duże doświadczenie w likwidowaniu skutków toksycznych zanieczyszczeń. Zrobią, co będą mogli, by wam pomóc – pocieszył chłopca pan Andrews. – Przykro mi z powodu śmierci twojego wujka. Nie słyszałem, żeby któryś z bandytów o nim wspominał, więc nie wiem, co naprawdę się wydarzyło i czy oni maczali w tym palce.

Jupiter przesunął się do przodu i usiadł na fotelu kierowcy.

– Czy wystarczy panu materiału do napisania reportażu? – spytał ojca Boba.

– Mam świetny początek – odparł pan Andrews. – W biurku leży wiele notatek Nancarrowa, tylko czekają, żeby je przeczytać. Ten samochód był jego biurem. Dzięki temu, że Nancarrow przez cały czas jest w ruchu, trudniej go schwytać.

– No to zmywajmy się stąd – zaproponował Pete. – Biuro zabieramy ze sobą. Jupe, przesuń się. Ja poprowadzę – oświadczył, idąc w stronę miejsca kierowcy.

– Nie, ja to zrobię – zaprotestował ojciec Boba.

– Pan jest chory – przypomniał Pete.

– On ma rację, tato – poparł przyjaciela Bob.

– Świetnie się czuję – zaoponował pan Andrews. Nagle zakręciło mu się w głowie i musiał chwycić się oparcia krzesła. Opadł na nie ciężko. – No cóż, chyba jednak wam ustąpię – przyznał.