Marina i Siergiej Diaczenko
CZĘŚĆ PIERWSZA
Jestem potworem.
Na pozór w niczym nie różnię się od innych ludzi. Mam pełną twarz, czarne oczy, ciemne włosy, wąskie usta i małe, delikatne uszy. W kwietniu na policzkach wysypują mi się piegi. Wcale nie wyglądam groźnie. Często wzbudzam sympatię.
Posłuchaj! Tak bardzo jest mi potrzebny ktoś, kto pozna całą prawdę o mnie... Pozwól mi, będę do ciebie pisał, dobrze? Tylko pisał. Jeżeli nie chcesz, nie odpowiadaj...
A przecież nie zawsze taki byłem.
To się zaczęło, kiedy miałem dwanaście albo trzynaście lat.
Potem jakoś... poczekaj, opowiem ci...
1. Chłopaki
Wład nie zamierzał kłócić się z Kukułką.
Przyjaźnić się z nim również nie zamierzał. Jego ideałem było nie mieć nic wspólnego z Kukułką, ale ideał ten był na razie nieosiągalny. Wspólna była przestrzeń, nauczyciele i przerwy – zwłaszcza przerwy, z jednej strony potrzebne i pożądane, ale z drugiej, zatrute obecnością Kukułki. Kiedyś, dawno temu, chyba w drugiej klasie, pobili się. To była całkiem dziecinna bójka, ze łzami, zasmarkanymi nosami, kuksańcami i podstawianiem sobie nóg. Teraz Władowi wydawało się to śmieszne, ta pamiętna bójka. Ale właśnie po niej, Kukułka przestał mówić do Włada tym słowem, które tak zatruło mu pierwszy rok w szkole. Mówiąc po ludzku, było to krótkie, przykre słowo, które oznaczało: ”niepotrzebny syn wystającej pod latarniami kobiety, podrzucony pod obce drzwi”.
I jeszcze jedno, po tej bójce, Wład wyzbył się nienawiści do Kukułki i nie zamierzał się z nim przyjaźnić. Cenił swoją niezależność i nie miał zamiaru ryzykować jej utraty, doskonale wiedząc, że teraz przyjdzie mu walczyć zupełnie z kim innym. A tak naprawdę, to żadnej bójki pewnie w ogóle już nie będzie, ale będzie za to życie, życie, jako codzienne piekło, tak jak u Żdana...
A właściwie, to z powodu Żdana wszystko się wydarzyło. Z powodu jego urodzin.
Zastraszeni i lekceważeni też miewają urodziny. I najbardziej naiwni z nich, mają niekiedy nadzieję, że nagle odmieni się ich życie, właśnie tego dnia. Żdan pojawił się w szkole w białej i czystej, dziwna sprawa, koszuli i w nienowym, ale zupełnie przyzwoitym ubraniu. Przyniósł torebkę z czekoladowymi cukierkami i gitarę; zarówno jedno, jak i drugie, z jakąś uroczystą tajemniczością schował za wieszakiem. Kukułka obserwował to z uśmiechem na twarzy. Dzień zaczął się jak zwykle – Gasnący Gleb, przysiadłszy się do Żdana z własnej woli, zaraz na początku lekcji podniósł rękę:
– Chciałbym się przesiąść, można?
Kukułka przyglądał się ironicznie. Dziewczyny chichotały. Gleb wymamrotał przepraszającym tonem:
– Nie mogę już, naprawdę, od tego chłopaka znowu tak nie przyjemnie pachnie..
– Wiecznie to samo – w gniewie rzucił matematyk. Gleb jednak przesiadł się – siedział teraz razem z Władem. Żdan jakoś to wytrzymał. Przecież nie takie rzeczy w życiu znosił; możliwe, że cieszył się wtedy myślą, że było to po raz ostatni. Wcale nie był słabeuszem, a już na pewno nie był durniem. Jeżeli był temu winien, to tylko trochę. Po prostu nie zdążył zaprzyjaźnić się na czas z Kukułką i zapłacił za to cenę najwyższą z możliwych – miał jedną nieszczęsną przypadłość: nieprzyjemnie pachniał. Jego pot miał chyba jakiś specyficzny skład. Pewnie musiał się też częściej myć. Im był starszy, tym bardziej wyczuwalny stawał się zapach, który roztaczał wokół siebie i tym bardziej żartowali i śmiali się z niego przyjaciele Kukułki, tym bardziej demonstracyjnie krzywiły się dziewczyny.
Ale dzisiaj Żdan miał urodziny i możliwe, że dzień wcześniej, całe dwie godziny przesiedział w stygnącej stawnicy z rozmiękczonym mydłem w rękach (Wład wiedział, że w dzielnicy, gdzie mieszkała rodzina Żdana, gorąca woda bywa tylko w stawnicach i tylko wtedy, gdy ją przedtem zagrzejesz w kotle, a węgla w tych domach strzegą jak oka w głowie). Tak czy owak, Żdan dzisiaj prawie nie wydzielał nieprzyjemnego zapachu i wystąpienie Gleba na pierwszej lekcji było w sumie tylko popisem dla przypodobania się Kukułce, jak zawsze zresztą...
Na dużej przerwie Żdan chodził po klasie i rozdawał cukierki. Wszyscy dostali po dwa, tylko Kukułce, o dziwo, położył cztery. Potem, uderzając w struny nienaturalnie wykrzywioną ręką, zaczął coś śpiewać – szło mu nawet nieźle. Kukułka słuchał, żując. Patrząc na niego, nie można było nic wyczytać z jego oczu – dziwna obojętność malowała się na twarzy dwunastoletniego chłopca...
Zresztą, swoją drogą, Kukułka miał wtedy ukończone już prawie trzynaście lat.
Reszta klasy także żuła i słuchała, starannie napędzając sobie przy tym na twarz wyraz ogólnego znudzenia. Nie przychodziło im to łatwo, z powodu wymuszanej obojętności, pojawiał się na ich twarzy także nawykowy uśmieszek. Lenka Rybołów, najbliższa przyjaciółka Kukułki, coś szeptała mu z tyłu na ucho. Kukułka kiwał się na krześle. Kiedy Żdan skończył śpiewać, Kukułka wyciągnął z ust białą, przeżutą kulkę, ale palnął nią nie w Żdana, jak większość oczekiwała, a w tablicę na ścianie.
Do przylepionej kulki od razu dołączyło jeszcze z pięć czy sześć innych – tablica zaczęła przypominać gwiaździste niebo, a Żdan od razu rozpromienił się, gest Kukułki oznaczał dla niego amnestię...
W każdym razie, tak mu się zdawało.
Przed samym dzwonkiem dyżurni szybko wytarli tablicę i pozbierali walające się w przejściu śmieci. Pozostałe trzy lekcje upłynęły już bez żadnego echa, może nie licząc tego, że Żdan zabłysnął na geografii, dostając piątkę. Po lekcjach Gasnący Gleb podszedł do Żdana jakby nigdy nic, żeby się z nim pożegnać. I żegnał się długo i gorliwie, tak, że solenizant w końcu zmieszał się. Kiedy Gleb już odchodził, ostatni raz poklepawszy jeszcze Żdana po ramieniu, na plecach tegoż pojawiła się przyklejona taśmą kartka papieru.
Lenka Rybołów schowała się za szafę, zakryła usta rękami i zaniosła się stłumionym, spazmatycznym śmiechem. Pozostali odwracali wzrok. Ktoś zachichotał i od razu zmieszał się pod spojrzeniem Kukułki. Żdan nie czuł się najlepiej, ale od razu zrozumiał, co się święci. Urodzinowy nastrój jeszcze nie prysł, jeszcze wierzył, głupi, że uda mu się przekupić Kukułkę czterema czekoladowymi cukierkami...
Ci, którzy nie chcieli brać udziału w zabawie, z reguły były to dziewczyny, szybko ulotnili się. Pozostali grzebali w torbach, czekając, aż wyjdzie Żdan, żeby pójść jego śladem.
Wład zauważył kartkę na plecach Żdana, kiedy ten był już w drzwiach. Krótkie, brzydkie słowo, oznaczające kogoś, kto pożera pisklęta, zilustrowane było drobnym atramentowym rysunkiem.
Który to już rok Wład chodził z Kukułką do jednej klasy. Potrafił przez to mówić nie tylko zwyczajnie, po ludzku, ale dobrze radził sobie także w zjadliwym języku Kukułki. Jednak teraz prawie zwymiotował. Poznał kreskę Lenki Rybołów – ta nieraz otrzymywała już nagrody na różnych konkursach młodych artystów...
Żdan wlókł się przez długi szkolny korytarz. Wład nagle strasznie zapragnął, żeby Żdan na swojej drodze spotkał któregoś z nauczycieli, aby ten zauważył białą kartkę na czarnej, szkolnej kurtce Żdana i zerwał ją z przygarbionych pleców solenizanta.