Выбрать главу

– To znaczy tak – zaczął Wład, kierując wzrok na kolorową ceratę na stole. – Chodzi o to, że powinni państwo przenieść syna do innej szkoły. Ale naprawdę, nie mogę powiedzieć, dlaczego...

– Nie Wład, musisz nam powiedzieć, jak nie nam, to komu? Chociaż spróbuj... – delikatnie namawiał ojciec. – Znamy ciebie od dawna, zawsze byłeś miłym, uprzejmym, dobrym chłopcem... Jak już zacząłeś mówić, to mów całą prawdę, bez ogródek, nie bój się, wysłuchamy cię...

– Przykro mi, ale naprawdę nie mogę powiedzieć – powtórzył z uporem Wład.

– Czy ktoś Dymkowi groził? – nerwowo spytała mama. – Czy tu chodzi o jakieś wasze porachunki z kimś... powiedz?

– Nie, to nie to – odparł Wład. – Po prostu, Dymek nie może spotykać się...

I zamilkł.

– Z kim? – spytał ojciec. – Podaj mi chociaż imię tego chuligana. To jego pewnie trzeba przenieść do innej szkoły.

„Hm, to też jest wyjście – zamyślił się Wład. – Spakować się i wynieść, wyprowadzić stąd... Ale najgorsze, że tam, w nowej szkole, wszystko może zacząć się od początku...”

Nie wiadomo czemu, przypomniał mu się teraz Kukułka i przeszedł go gwałtowny dreszcz.

– No? – nie dawał za wygraną ojciec. – Z kim Dymek nie powinien się spotykać? Co?

I tak niczego nie zrozumieją, pomyślał Wład. To było jasne od samego początku. Chyba niepotrzebnie tu przyszedł, zmarnował tylko czas, skomplikował całą sytuację. Teraz zaczną czegoś się domyślać, coś podejrzewać...

– Przepraszam – powiedział w końcu Wład, z trudem odrywając wzrok od serwety. – Pójdę już...

– Poczekaj – stanowczo rzucił ojciec. – Musisz powiedzieć nam całą prawdę. Kto wygraża Dymkowi?

– Nikt, proszę mi wierzyć.

– Wład...

– Naprawdę nie mogę. Ale... Jeżeli Dymek zostanie przeniesiony do innej szkoły...

Mama Dymka załamała ręce. Tylko tego brakowało. Ledwo udało się wyleczyć syna z jakiejś tajemniczej choroby, która zwaliła się na niego tak niespodziewanie, a już pojawiają się nowe problemy, jakieś niedomówienia, groźby, blady Wład z rozbieganymi oczami, na dobrą sprawę też czymś zmartwiony i zaniepokojony. Może Dymkowi naprawdę coś grozi?!

– No to teraz już nie mam wyjścia, będę musiał porozmawiać z twoją mamą, Wład – powiedział ojciec Dymka.

– Nie warto, ona i tak nic nie wie.

– Poproszę ją, żeby jednak czegoś się dowiedziała. W ostateczności, pójdę do szkoły do pani dyrektor... Lepiej, jakbyś sam wszystko wyjaśnił, masz jeszcze czas...

– Naprawdę nie mogę nic powiedzieć, przykro mi.

* * *

Wszystko się pozmieniało i skomplikowało. Mama była u kresu sił:

– Głos mu zwyczajnie drżał w słuchawce, łamał się... Co ty im tam naopowiadałeś, Wład? Przyznaj się?

Wład milczał.

– Jeśli coś złego z tego wyniknie, ty będziesz za to odpowiadał – cicho powiedziała mama. – Zacząłeś mówić, to mów do końca, wszystko!

– On nie może się ze mną spotykać! – wybuchnął Wład. – Nie możemy chodzić razem do jednej klasy!

Mama długo wpatrywała się w niego. Po chwili podeszła i dotknęła jego ramienia:

– Władek, co się z tobą dzieje? Źle się czujesz? Co ty ostatnio wygadywałeś o chorobach dziedzicznych?

Wład milczał.

– Proszę – cicho poprosiła mama – zaufaj mi... Cokolwiek by się miało stać... Nawet, nie daj Boże, coś z tobą... Ze wszystkim sobie poradzimy, nie obawiaj się... Masz przecież mnie...

Mama mówiła i mówiła, a Wład stał bezradny. Czuł, jak pieką go policzki ze wstydu i próbował pozbyć się nieprzyjemnego uczucia pieczenia w gardle, jakby mu tam coś utknęło.

* * *

Dymka wypisali ze szpitala tuż przed rozpoczęciem roku szkolnego. Oczywiście, do szkoły ze wszystkimi razem nie poszedł – musiał jeszcze dwa tygodnie przesiedzieć w domu. W odwiedziny do niego zwaliło się prawie pół klasy. „Przyjaciele” wyjaśnili mu, że Wład nigdzie nie wyjeżdżał, wcale nie jest chory, po prostu nie miał ochoty przyjść. W tym okresie Dymek odbył niejedną poważną rozmowę z rodzicami. Ma się rozumieć, wszystkiemu zaprzeczał. Wcale nikt nie próbował mu grozić, a przeniesienie do innej szkoły nie wchodziło w rachubę. Co ten Wład za brednie naopowiadał...

Dymek wiedział, że Wład chodzi do szkoły codziennie. Telefony nie były popsute, ale Wład i tak ani razu nie zadzwonił. Dymek także, pamiętając o wyrządzonej krzywdzie i niezrozumieniu, nie odzywał się.

Kiedyś, jeszcze przed tym, jak przyjaciele mieli się na długo rozstać, Dymek pierwszy przybiegał do Włada. Wład tak się do tego przyzwyczaił, że uważał to za normalne, naturalne. Teraz, po wyjściu ze szpitala, Dymek stał się bardziej powściągliwy, zamknięty, natomiast chłód i obojętność Włada wyglądały bardzo dziwnie i niepokojąco.

Pogodzić obu, wspaniałomyślnie i z własnej woli, próbował Żdan.

– Może chociaż coś powiesz, jakoś się wytłumaczysz?! – wykrzykiwał patetycznie. Spróbuj, tak na chłopski rozum... Czemu takie niestworzone rzeczy o nim wygadywałeś?!

Policzki mu się zaczerwieniły, pod cienką kurtką widać było, jak niespokojnie drżą naprężone mięśnie. Na wszystkie strony rozchodził się ostry zapach dezodorantu. „Jeszcze mi zaraz w mordę da” – pomyślał Wład. Nie chciało się wierzyć, że ten młody ogier jeszcze parę lat temu był w klasie niemym chłopcem do bicia, workiem treningowym, że to z jego pleców Wład odlepił kiedyś kartkę z obraźliwym napisem...

– A tak w ogóle, to nie twoja sprawa – powiedział Wład, patrząc w szmaragdowo-zielone oczy Żdana. – Tylko nasza, osobista, więc nie mieszaj się. Siedź lepiej cicho, rozumiesz?

Żdan wysłuchał gróźb i więcej nie próbował już interweniować.

Wład patrzył na obrzucone obelgami plecy Żdana i podejrzewał, że po paru dniach wyobcowania, ten znowu zbliży się do niego. Najpierw jakby od niechcenia, przez przypadek zapyta o coś, potem dotknie jego ramienia, poprosi o zadanie domowe. Dla samego Żdana będzie to nieprzyjemne i dziwne, ale postara się uśpić jakoś swój egoizm. Wytłumaczy sobie, że wykorzystuje po prostu tego samoluba, że wcale się z nim nie chce znowu zaprzyjaźnić, że zadanie domowe jest mu zwyczajnie potrzebne, a to, na przykład, żeby się do niego dosiąść, wymusiła na nim też zwykła okoliczność... Od okna strasznie ciągnie... A miesiąc później zapomni już o całej kłótni i zacznie znowu gadać z Władem na przerwach, jakby nie było między nimi żadnego nieporozumienia...

Ale Wład nie doceniał Żdana. Pewny siebie młody bokser, jeszcze nie tak dawno wykpiwany, teraz sam zdecydował się przygotować koledze pełnowartościową, niemiłą niespodziankę. Już na drugi dzień, po przyjściu do szkoły, Wład zauważył w klasie wyniosłe twarze, demonstracyjne odwracanie głowy i inne zachowania świadczące o zmowie.

Na początku przestraszył się, ale zaraz wyraźnie oburzył. Pierwszym jego pragnieniem było dorwać Żdana albo nie, jeszcze lepiej, cofnąć się o dwa i pół roku wstecz, powstrzymać własną rękę i nie zrywać z jego pleców kartki z obraźliwym napisem.

Rozpoczęły się lekcje. Monotonny głos historyczki trochę Włada uspokoił. O zmowie prawie już nie pamiętał. Pozostawała tylko ciekawość. No i jak mogą żyć beze mnie?

Przez dwa dni klasa była pochłonięta bez reszty nową grą. Ale trzeciego dnia dziewczyny zbuntowały się: dlaczego to one muszą brać udział w tym bojkocie Płonącego, skoro to on sam poróżnił się z Szydłem? Czy to ich sprawa, że ktoś nie może się ze sobą dogadać?