Выбрать главу

Kiedy dziewczyny były już daleko za zakrętem, Wład otworzył usta, żeby coś powiedzieć, ale Iza, nie czekając na żaden komentarz, odwróciła się i nic nie mówiąc, zniknęła w ciemnościach.

– Hej, a ty co?! – krzyknął Wład. Żadnej odpowiedzi.

Jeszcze tego samego dnia, wieczorem, Wład zadzwonił do niej. Chciał wytłumaczyć dorosłej, ale chyba trochę głupiej dziewczynie, jak bez sensu jest zadręczać się z powodu tego, co myślą o niej jakieś tam latawice.

– Zamknij się i siedź cicho, smarkaczu – powiedziała Iza, drżącym od złości głosem. – Zostaw mnie w spokoju... i nie dzwoń tutaj więcej, rozumiesz?

* * *

Przyszła wiosna.

Od czasu, jak zaczął topnieć śnieg, Włada nie opuszczały myśli, a nawet przeczucia co do przyszłości. Teraz śniegu już prawie nie było, a spod brudu i śmieci wysypała się wszędzie nieposkromiona zieleń. Wład coraz bardziej uchylał lufcik, żeby wpuścić do mieszkania jak najwięcej wiosennego zapachu.

Wiedział, że nie zostanie w mieście na zawsze: jak tylko skończy szkołę, wyjedzie – możliwe, że daleko stąd, ale możliwe, że całkiem blisko. Nie chodziło o odległość, a raczej, nie o tę odległość, którą można przejechać pociągiem, chodziło raczej o jakiś wewnętrzny dystans, który trzeba by jeszcze przezwyciężyć. Bo kiedy wróci – a wróci na pewno – jego kumple będą mieli twardy orzech do zgryzienia.

A Iza – Iza będzie w ogóle bardzo mocno płakać, najmocniej ze wszystkich. Zazdrosny Zalotnik w skórzanej kurtce jeszcze do dzisiaj nie może złapać powietrza i... Dlaczego dziewczyny są takie głupie? Nawet te, które mają najlepsze stopnie? A może to właśnie one są najgłupsze?

Nie wytrzymał i podzielił się wątpliwościami z Dymkiem. Ten najpierw długo milczał, pocierając palcem o czubek nosa, a potem opowiedział Władowi historię, która przytrafiła mu się tego lata na obozie. Wład w duchu dziękował mu za tę szczerość. A to, że większość szczegółów tej opowieści Dymek pewnie wymyślił, nie miało już takiego znaczenia.

– A może by tak otworzyć klub wszystkich, którzy nie cierpią dziewczyn – zaproponował Dymek.

Wład zamyślił się.

– Wiesz co – powiedział w końcu – to jest takie niesprawiedliwe. Kiedy miałem jedenaście lat rzeczywiście nie mogłem na nie patrzeć... Ale teraz to im współczuję. Jak można tak przeżywać wszystko z powodu jakichś tam trzech chichoczących idiotek.

– A wyobraź sobie – powiedział Dymek – idziesz ze swoją Izą, a ona ma jedną nogę krótszą od drugiej... Idziesz, a tu stoi Kukułka z Klaunem i, zobaczywszy was, zaczynają pękać ze śmiechu... Co byś wtedy zrobił?

– Chyba ty masz jedną nogę krótszą od drugiej – oburzył się Wład.

– No co ty, na żartach się nie znasz, ja tylko tak, dla przykładu...

W nocy Władowi przyśniła się Iza – rzucał się, żeby zmierzyć jej nogi, czy są w porządku, jednakowej długości. A nogi były bardzo długie, zabrakło mu metrówki. Wład zaczynał od pięt i podnosił miarę do góry, coraz wyżej, ale Iza za każdym razem wyślizgiwała mu się, jakby była wysmarowana mydłem i krzyczała, żeby na zawsze zapomniał jej numer telefonu...

Trzy dni później, po przykrym incydencie na skwerku, mama powiedziała do Włada:

– Słuchaj Władziu, ktoś dzwonił i milczał do słuchawki, może to do ciebie?

Wład westchnął i wzruszył ramionami. Może to Marta Czysta w taki sposób przypomina mu o swoim istnieniu...

Minęły kolejne dwa dni i na trzeci dzień, wieczorem, kiedy Wład szykował się już do spania i doczytywał jeszcze w łóżku ostatnią stronę, telefon znowu zadzwonił.

Wład nie lubił późnych telefonów.

– Cześć – cicho powiedziała Iza.

Nie wierzył własnym uszom, a dokładniej lewemu, do którego przyłożona była słuchawka.

– Zostawiłeś u mnie swoje szachy – powiedziała jeszcze ciszej Iza.

– Możesz je sobie wziąć – zakomunikował Wład i zamierzał już odłożyć słuchawkę, ale nie wiadomo czemu nie zrobił tego.

– A tak w ogóle to jestem chora – powiedziała Iza tak cicho, że zwykłe zakłócenia na linii prawie zagłuszyły jej głos. – Coś z ciśnieniem jest u mnie nie w porządku... Być może pojutrze zabiorą mnie do szpitala...

– Z jakim ciśnieniem? – zirytował się Wład. – Co ty, masz sto lat czy co?

Iza tylko westchnęła.

– No to, dobrej nocy – powiedział Wład.

– Dobrej nocy – ledwie dosłyszalnie odezwała się Iza.

* * *

Następnego dnia była niedziela. Cały ranek Wład wylegiwał się w łóżku i rozmyślał.

Co tak naprawdę wie o dziewczynach? Oprócz tego, że noszą sukienki, zaczynają się malować i przeciętnie są wyższe od wszystkich pacanów o pół głowy?

Co podpowiada mu, że telefon od Izy to nonsens, nic takiego? To nieporozumienie? Że nie powinna była dzwonić?

A może jest tak, że niewiele wie o sobie? W historii ludzkości pełno było lowelasów, którzy, zewnętrznie, niczym szczególnym się nie wyróżniali, a poskromili serca najbardziej zadufanych w sobie kobiet – tak zwyczajnie, dla sportu, dla zabawy...

Wład nie wytrzymał i roześmiał się.

– A tobie co? – spytała mama.

– Wyobraź sobie mamo mnie, który nie może opędzić się od dziewczyn, któremu dziewczyny nie dają spokoju.

Mama lekko uśmiechnęła się.

– Popatrz tylko na mnie...

Wład spojrzał.

Wszyscy go lubią. Dziewczyny też. Co w tym dziwnego? Gdyby tak, na przykład, przestali lubić – to by było podejrzane, niebezpieczne. A tak...

Przypomniał sobie smutny głos Izy: „A tak w ogóle to jestem chora...”

Chciała, żeby Wład ją pocieszył? Czy jak?..

„Być może zabiorą mnie pojutrze do szpitala...”

Wład skrzywił się. Może nie tak do końca, ale nie było mu żal Izy. Wiedział, że sumienie trzeba jakoś uspokoić, dostarczyć mu ofiary, a wtedy przestanie się buntować, jeżeli Izę rzeczywiście mają gdzieś tam zabrać.

– Co chcesz na śniadanie? – spytała mama.

– Nie jestem głodny – powiedział Wład. – Wychodzę, wrócę za godzinę.

– Znowu dziewczyny ci w głowie? – zdziwiła się mama. – No, no...

(Mama naprawdę wierzyła, że Wład ma ogromne powodzenie u dziewczyn. Do tego nieporozumienia przyczyniły się także telefony od koleżanek, które spędziwszy w domu parę dni chore na grypę albo przeziębione, obowiązkowo dzwoniły do Włada i wymuszały na nim – dosłownie wymuszały! – żeby przynieść im zeszyty i pomóc odrobić lekcje. A, prawda, jacyś idioci w tym czasie również dzwonili...

Całe szczęście, że wraz z końcem wiosny, zachorowania w klasie należały już do rzadkości).

* * *

Rodzice Izy byli w domu. Jej ojca Wład zobaczył po raz pierwszy, matkę widział już trzeci czy czwarty raz.

Długo zatrzymywali Włada na progu. Oboje nie najlepiej wyglądali. Matka miała rozpalone, czerwone oczy i Władowi od razu zrobiło się jej żal – może nawet bardziej niż Izy.

Najpierw wyjaśnili mu, że ich córka jest bardzo chora i żadnego spotkania z nią nie będzie. Ale po chwili w głębi korytarza usłyszeli głos Izy – głośny, podniecony, tak, że w końcu zgodzili się i matka dała Władowi rozchodzone, domowe pantofle i poprowadziła za sobą.

W pokoju, w którym sypiała Iza, Wład nigdy jeszcze nie był. Na ścianach wisiały plakaty z różnych koncertów, a sama Iza, bardzo blada i jakby drobniejsza, siedziała podparta poduszkami na łóżku.