Выбрать главу

Liam poszedł do samochodu i wrócił z czarną aktówką.

– Wytrychy – wyjaśnił. – Skończyłem kiedyś kurs ślusarski, bo miałem iść w ślady ojca, ale po paru robotach dla agentów handlu nieruchomościami dotarło do mnie, że zarabiają dziesięć razy tyle. – Przez chwilę manipulował przy zamkach i nagle drzwi się otworzyły. Pchnął stertę leżących za nimi papierzysk i wszedł do środka. – Trochę tu wilgotno – stwierdził. – Przydałoby się przewietrzyć tę chałupę.

John czekał w progu. Dom wyraźnie mu się nie podobał. Ze środka zalatywało nie tylko wilgocią, ale także zgnilizną – zmurszałym drewnem, kurzem i czymś innym… tak nieprzyjemnym jak zatkana rura wodociągowa czy gnijące wodorosty, może jeszcze zdechła ryba.

– Nie wiem, Liam… – powiedział niepewnie.

– W końcu to był twój pomysł – oświadczył Liam. – Ale zgadzam się z tobą… odkąd pracuję dla pana Vane’a, mam wrażenie, że robi coś dziwnego. Teraz możemy się dowiedzieć, co to takiego.

John jeszcze przez chwilę się wahał, w końcu jednak wszedł do środka. Dom był w rozpaczliwym stanie. Tapety łuszczyły się jak martwa skóra, sufit był upstrzony plamami i poprzecinany smugami pleśni. Wyniesiono wszystkie meble i dywany i kiedy szli wąskim korytarzem w kierunku znajdującej się z tyłu domu kuchni, ich kroki odbijały się bezbarwnym echem od gołych ścian.

Okno kuchni wyglądało na niewielki, ciemnawy ogródek, zarośnięty chwastami. Liam otworzył drzwi spiżarni, ale nie było w niej nic poza antyczną paczką płatków owsianych i śladami mysich odchodów. John odkręcił kran nad zlewozmywakiem z nierdzewnej stali, jednak okazało się, że odłączono wodę.

– To czego szukamy? – spytał Liam, kiedy wracali do salonu. Na ścianach, w miejscach, gdzie kiedyś wisiały obrazy, widać było wyraźne prostokąty. – Pan Vane coś kombinuje z tymi domami, tylko co?

– Nie wiem, ale przy Mountjoy Avenue sześćdziesiąt sześć było podobnie – odparł John. – Panowała tam taka sama atmosfera grozy.

– W większości pustych domów panuje atmosfera grozy. Nie mury tworzą dom, a mieszkający w nich ludzie. Budynki jako takie są martwe.

Rozejrzeli się po niewielkiej jadalni. Na podłodze leżał samotny widelec, jakby ktoś rzucił go wiele lat temu i pożałował wysiłku, by się schylić i go podnieść.

Wspięli się na strome, gołe schody.

– Pewnie nigdy byś na to nie wpadł, ale to porządna nieruchomość – powiedział Liam. – Wystarczy naprawić dach, pomalować ściany i można dostać za to niezłą sumę.

– Nie wziąłbym jej, nawet gdybyś mi dopłacił – mruknął John. Zaczynał żałować, że tu przyjechali.

Zajrzeli do łazienki i wszystkich sypialni. Pomieszczenia stały puste, nagie ściany były upstrzone plamami i dziurami po gwoździach. W jednym z najmniejszych pokoi na boku pieca wisiało wycięte i jakiegoś czasopisma zdjęcie przedstawiające niedźwiedzia.

– No cóż – powiedział Liam. – To by chyba było wszystko. Na moje oko niczego podejrzanego tu nie ma.

Właśnie zamierzali wracać na dół, kiedy Johnowi wydało się, że usłyszał w którymś z pokoi odgłos kroków.

– Stój! – zawołał do Liama. – Słyszałeś?

– Co miałem słyszeć?

Zatrzymali się na chwilę, by posłuchać. Usłyszeli stąpnięcie, potem jeszcze jedno. Nie było wątpliwości – ktoś chodził po gołym parkiecie.

– Zaczekaj tu – powiedział Liam i zaczął się skradać na palcach wzdłuż poręczy schodów. Podszedł do drzwi pierwszej sypialni z brzegu i pchnął je lekko. John nie widział wnętrza sypialni, jedynie okno i rosnący na zewnątrz orzech. Liam wszedł do środka i drzwi zamknęły się za nim.

John czekał przez dłuższą chwilę, po czym zawołał:

– Liam! Co się dzieje? – Nie było odpowiedzi. – Liam? Daj spokój, nie wygłupiaj się. Wychodź! – W dalszym ciągu nie było odpowiedzi. John podszedł do drzwi i pchnął je. – Liam?!

W pokoju niczego nie zauważył, ale kiedy zajrzał za drzwi, zobaczył coś dziwnego. Nie od razu pojął, co widzi, jednak po kilku sekundach poczuł, że jego żołądek kurczy się do wielkości piłeczki tenisowej.

– Liam…?

Liam klęczał na podłodze, ale lewa połowa jego głowy zniknęła w ścianie i widać było jedynie jego prawe oko, prawe nozdrze i prawą połowę ust, otwartych w krzyku przerażenia i bólu. Lewej ręki nie było, nie było też części klatki piersiowej. Zniknęło również lewe kolano, choć stopa pozostała wolna – drgała jednak spazmatycznie, jak kopyto postrzelonego jelenia.

John stał i wpatrywał się w Liama z przerażeniem. Po chwili podbiegł do niego, ukląkł obok i zawołał:

– Liam! Co się dzieje? Jak ci pomóc?

Liam wyciągnął drżące palce ku dłoni Johna.

– Pomóż mi… – wychrypiał. – Pomóż mi, John, na miłość boską… Coś wciąga mnie do środka.

John złapał go za rękę, ale Liama wciągało w kwiecistą tapetę z tak wielką siłą, że nie dał rady. Oparł stopę o deskę przypodłogową, by móc mocniej ciągnąć, i przez sekundę sądził, że udało mu się powstrzymać wsysanie Liama w ścianę.

– Wyciągnij mnie stąd, John… – błagał Liam. – Musisz mnie stąd wyciągnąć…

Ale jego głowa zapadała się coraz głębiej i wkrótce usta Liama zniknęły w ścianie. John widział już tylko prawe oko kolegi, zielone jak szkło, wpatrujące się w niego z przerażeniem. Potem i ono zniknęło.

– Liam! – zawył John. – Liam! Pociągnął za czarną koszulkę, jednak oderwał tylko kołnierzyk. Szarpał i ciągnął, ale wkrótce w ścianie zniknęła klatka piersiowa, bark i nogi Liama. W końcu John mógł trzymać znikające ciało jedynie za rękę, zagłębioną w ścianie po nadgarstek. Jeszcze przez jakiś czas dłoń wystawała ze ściany, a palce rozcapierzały się, jakby Liam prosił o ratunek, potem i ona zniknęła. Pozostała naga ściana.

John wstał. Był przerażony i tak dygotał, że musiał się oprzeć o ścianę, by utrzymać równowagę. Poczuł pod dłonią ruch – jakby coś próbowało wypełznąć spod tapety.

Pobiegł w dół schodami. W połowie potknął się i gdyby nie chwycił się poręczy, poleciałby w dół. Wybiegł na ulicę, zaraz jednak stanął, kręcąc się w przerażeniu wokół własnej osi i oddychając spazmatycznie. Co robić? Co robić? W zasięgu wzroku nie było nikogo – jakby mieszkańcy doskonale wiedzieli, co się stało, i woleli trzymać się z daleka.

Ruszył w górę ulicy, ale po chwili zawrócił i zbiegł z powrotem. Stanął przed drzwiami numeru 93, był jednak zbyt przerażony, by wejść do środka. Co powinien robić? Zadzwonić na policję? Ale kto mu uwierzy, że Liam zniknął w ścianie? Policja najprawdopodobniej uzna, że zamordował kolegę.

Nie przychodził mu do głowy nikt, do kogo mógłby zadzwonić. Nie powinni się włamywać do tego domu, więc nie miał co oczekiwać pomocy od pana Cleata. Pozostawało jedynie jak najszybciej zniknąć z Brighton i wracać do domu.

Mógłby wrócić golfem Liama, ale Liam – bez względu na to, gdzie teraz się znajdował – miał przy sobie kluczyki, a John nie wiedział, jak spiąć auto na krótko. Chodził więc tam i z powrotem przed domem. Jedno wiedział na pewno: nie chciał ponownie wchodzić do tego budynku. To, co porwało Liama, mogło tak samo wciągnąć i jego.

Ruszył pod górę, ku stacji kolejowej. Kiedy znalazł się na szczycie Madeira Terrace, zaczął biec i przestał dopiero wtedy, gdy zobaczył budynek stacji.

Rozdział 9

Zadzwonił do Lucy.

– Liam zniknął – powiedział.

– Jak to „zniknął”?

– Stało się coś okropnego. Muszę się z tobą natychmiast zobaczyć.

– Nie mogę teraz. Jestem o ósmej umówiona z moim chłopakiem.

– Lucy, muszę się z tobą spotkać! Muszę!