Zniknęła także dziura w ścianie. Nie została jednak zamurowana, ściana po prostu wróciła do poprzedniego stanu – wyblakła tapeta znajdowała się na poprzednim miejscu i nie było na niej śladu rozerwania. Wyglądało to tak, jakby ściana się zregenerowała…
Nagle na strychu coś skrzypnęło. John capnął portfel, wypadł z pokoju, zbiegł pędem po schodach i wyprysnął na dwór tak szybko, że obił sobie ramię o ościeżynę frontowych drzwi.
– Chodź… – wydyszał, szarpiąc Lucy za rękaw. Zaczął biec w górę ulicy i dziewczyna ruszyła za nim.
– John, zatrzymaj się! – zaprotestowała po chwili. – Co się stało? Nie dogonię cię!
John zwolnił do szybkiego marszu.
– Zniknęła! Poszedłem do sypialni i zniknęła!
– Co zniknęło? O czym ty mówisz?
– Czaszka zniknęła. Czaszka Liama. A ściana wygląda, jakbyśmy nie wybijali w niej nigdy dziury.
Lucy musiała podbiec kilka kroków, by go dogonić.
– Czaszka nie mogła zniknąć. Może ktoś ją zabrał, ale kto miałby to zrobić?
– Nie wiem. W każdym razie bardzo mi się to nie podoba.
– Wróćmy do kawiarni i zawiadommy policję.
– Co im powiemy? Nie mamy żadnego dowodu, więc wezmą nas za wariatów. A może naprawdę zwariowaliśmy? Może mieliśmy halucynacje?
– John, wiesz tak samo jak i ja, że weszliśmy do domu, wybiliśmy dziurę w ścianie i znaleźliśmy czaszkę Liama.
– Nie wiem. Naprawdę nic już nie wiem. Muszę się nad tym zastanowić.
– Jak chcesz. Wróćmy do domu i zastanówmy się, ale nie możemy tego tak zostawić. Nie możemy udawać, że nic się nie stało.
Byli już blisko stacji, kiedy John odniósł przedziwne wrażenie, że są śledzeni. Zatrzymał się i odwrócił, ale Queens Road szło tylu ludzi, w tym wielu z parasolami, że nie mógł potwierdzić swojego przeczucia. Zdawało mu się tylko, że zobaczył mężczyznę w ciemnym płaszczu, który schował się do wnęki z drzwiami sklepowymi, jakby nie chciał zostać dostrzeżony.
– Co jest? – spytała Lucy.
– Nie wiem. Chyba nic.
Ruszyli dalej, ale kiedy po kilkudziesięciu metrach John szybko się odwrócił, znów zobaczył tego samego człowieka w ciemnym płaszczu. Mężczyzna schował się jednak niemal natychmiast za parasolem i kiedy John próbował wyłuskać go z tłumu, okazało się to niemożliwe.
Choć widział tę twarz jedynie przez ułamek sekundy, nie miał wątpliwości. Była blada jak kość słoniowa i straszliwie spokojna. Śledzący ich mężczyzna miał twarz rzeźby, którą John znalazł na łóżku w domu przy Mountjoy Avenue sześćdziesiąt sześć.
Rozdział 10
– To niemożliwe – stwierdziła Lucy, kiedy pociąg pędził przez Surrey w kierunku przedmieść Londynu. – Wydawało ci się.
– Nie. To była ta sama twarz. Przysięgam.
Lucy pokręciła głową i znów zaczęła wyglądać przez okno. Oboje byli bardzo zmęczeni i spięci. Zdawali sobie sprawę z tego, że nie uda im się długo ukrywać zniknięcia Liama. Jego współmieszkańcy już musieli się zastanawiać, gdzie się podział, a w poniedziałek rano pan Cleat zażąda wyjaśnień. Dochodził do tego samochód, w dalszym ciągu stojący przy Madeira Terrace 93.
– Musimy zajrzeć do pozostałych domów pana Vane’a – oświadczyła Lucy. – Potrzebujemy mapy, na której zaznaczone będą wszystkie nieruchomości z listy specjalnej.
– Zdążymy obejrzeć jedynie dwa, góra trzy domy.
– Jeśli uda nam się znaleźć dowody, to wystarczy. Następnym razem weźmiemy je ze sobą.
– Jak myślisz, o co w tym wszystkim chodzi? Te krzyki, bieganina i wciąganie ludzi w ściany…
– Czytałam mnóstwo powieści grozy, ale na nic podobnego się nie natknęłam. Nieważne, co Liam mówił o panu Vane, na pewno nie mamy tu do czynienia z wampirami. Może to poltergeist? Pamiętasz film, w którym wciągnęło dziewczynkę do telewizora? Podobno poltergeisty robią mnóstwo hałasu i rzucają rzeczami.
– A co z mężczyzną wyglądającym jak rzeźba?
– John, on tylko wyglądał jak tamta rzeźba, ona nie mogła ożyć. Zobaczyłeś mężczyznę o bardzo bladej twarzy, twój umysł podsunął ci obraz rzeźby i PSTRYK – uznałeś, że to ona.
John wzruszył ramionami. Dokładnie wiedział, co zobaczył, był jednak zbyt zmęczony, by się spierać.
Następnego dnia rano Lucy przekazała panu Cleatowi, że Liam dzwonił do niej podczas weekendu i powiedział, że nie przyjdzie do pracy, bo złapał paskudną letnią grypę.
– Chyba nie chciał narażać interesów firmy kichaniem na klientów – mruknął John.
Pan Cleat ściągnął brwi i spojrzał na niego z dezaprobatą.
Przed lunchem John wyszedł z Courtneyem, by pokazać młodemu małżeństwu niewielkie mieszkanko tuż przy linii kolejowej Londyn – Brighton. Kiedy wrócili, Lucy czekała w gotowości, nie mógł jednak od razu wyjść, bo Courtney chciał filiżankę kawy, a pan Cleat – by zszył stertę planów domów.
– Co powinniśmy twoim zdaniem obejrzeć najpierw? – spytał John Lucy, kiedy na chwilę znaleźli się sami w kuchni.
– Najbliżej jest Abingdon Gardens sto dwanaście, w Tooting. Gdyby Cleaty sobie poszedł, wzięlibyśmy klucz…
W tym momencie do kuchenki wszedł pan Cleat.
– John, muszę wyjść na pół godziny. Jeśli ktoś mnie będzie szukał, niech się skontaktuje przez mój telefon komórkowy.
– Oczywiście, panie Cleat.
Lucy ruszyła za szefem do wyjścia, by się upewnić, że sobie poszedł. Po chwili weszli do gabinetu pana Vane’a.
– Co robicie? – spytał Courtney. – Gdyby Cleaty was przyłapał, dostałby ataku.
– Zamierzamy zajrzeć do innych domów pana Vane’a – odparła Lucy. Podeszła do biurka i pociągnęła za uchwyt szuflady, podczas gdy John pilnował drzwi. – Zamknięta – stwierdziła rozczarowana.
– Może pan Cleat się domyślił, co zamierzamy.
– Tak nie wolno – zaprotestował Courtney. – Kiedy nie ma szefa, jestem najstarszym pracownikiem. Nie mogę wam pozwolić dobierać się do biurka pana Vane’a.
– John, daj mi nóż – powiedziała Lucy, jakby tego nie słyszała. – Może uda się wyłamać zamek.
– Nic z tego – upierał się Courtney. – Nawet jeśli pan Vane ma jakieś mroczne tajemnice, nie wolno wam włamywać się do jego biurka. Nie pozwolę na to.
John popatrzył na Lucy. Miał ogromną ochotę powiedzieć Courtneyowi, co się stało z Liamem, zdawał sobie jednak sprawę, że jeszcze na to nie czas.
– Trudno – mruknęła Lucy. – Nie chcesz pomóc, to nie. Mimo to obejrzymy domy.
– Nie wiem, co spodziewacie się tam znaleźć.
– Więcej kości, dalsze szkielety. Więcej dowodów, że pan Vane doskonale wie, co się stanie, kiedy ktoś wprowadzi się do domu z jego listy.
– Nie wierzę w to. Jak mogłoby mu ujść na sucho zabicie tylu ludzi? Nie próbujcie mi wmawiać, że nikt ich nie szukał.
– Szukano ich, jeśli jednak ktoś ginie bez śladu nie wiadomo gdzie, to co na to poradzisz? Nic.
– Mówicie o dziesiątkach ludzi… mężczyznach, kobietach i dzieciach! Popatrzcie na pana Vane’a: jest chudy jak patyk. Nie miałby dość siły, by zadeptać mrówkę.
– Do zabijania nie potrzeba siły fizycznej – wtrącił John. – Potrzeba jedynie sposobu.
– Na przykład jakiego?
Na przykład domu, który wciąga ludzi w ściany, pomyślał John.
– Jeszcze dokładnie nie wiemy – odparła Lucy. – Staramy się dowiedzieć.
– Cóż… bo ja wiem… – zawahał się Courtney. – Niech wam będzie. Jedźcie rzucić okiem na ten dom, skoro macie ochotę. Jeśli Cleaty wróci, powiem, że poszliście na spotkanie z klientem.
– Wierzysz nam?
– Sam nie wiem, ale ponieważ zawsze podejrzewałem, że z panem Vane’em i jego listą specjalną coś jest nie tak, chętnie się dowiem, o co chodzi. Nawet jeśli nie morduje ludzi.