Выбрать главу

Kobieta na łóżku znowu spojrzała na doktora Hansena.

– Jak się czuje Sofia Magdalena?

Pani Vagen, która czekała w pokoju obok, natychmiast wzięła dziecko i podeszła z nim do łóżka.

– Jak ona się rozgląda! Jakby rozumiała – powiedziała Karin i wyciągnęła palec w stronę rączki dziecka. – Moja dziecinka, moja dziecinka! Czy możecie mi pomóc się ubrać? Doktorze Hansen, proszę… proszę poczekać w sąsiednim pokoju. Chciałabym, żeby pan pojechał z nami do lasu!

Kiedy Vemund zobaczył nadchodzącą Karin, pospiesznie wstał.

– Karin! Ty chodzisz?

Elisabet i doktor czekali wśród drzew, w odpowiedniej odległości, by spieszyć z pomocą w razie potrzeby.

– Co ja słyszę? – rzekła Karin, kładąc mu ręce na ramionach. – Czy ty wiesz, jak to jest, kiedy się na zawsze traci swoją młodzieńczą miłość? Czy jesteś w stanie wyobrazić sobie tę pustkę, jaka człowieka ogarnia?

– Bardzo dobrze rozumiem, ca czujesz, Karin – odpowiedział ciepłym głosem.

– Ja teraz nie mówię o sobie. Przemyślałam wszystko i doszłam do wniosku, że jest mnóstwo spraw, dla których powinnam żyć, że mam wiele pożytecznych rzeczy do zrobienia na świecie. Nie mam czasu być obciążeniem dla innych, na leżenie w szpitalu czy u kogoś w domu. Ja chcę żyć! Ale teraz mówię o Elisabet!

Vemund zesztywniał.

– O Elisabet?

– Tak. Jesteś na najlepszej drodze do tego, by skazać ją na tę samą pustkę, z powodu której ja cierpiałam przez tyle lat. Czy chcesz, żeby utraciła słońce swego życia, przyszłość, nadzieje, marzenia?

– Chcesz powiedzieć…?

– Ja nie wierzę, Vemundzie, że ty ją kochasz.

– Ja? Ależ ona jest jedyną osobą, której pragnę! Ale czy myślisz, że mogę ją mieć, ja, który zraniłem cię tak boleśnie? Jak będę mógł żyć z niesmakiem na wspomnienie, w jak odpychający sposób zostałem poczęty?

– Vemundzie, Vemundzie, mój dzielny, mały braciszku! Czy to już nie najwyższy czas, byśmy pogrzebali te stare wspomnienia? Co my z tego mamy? Nic. Ty, mój najdroższy przyjacielu, stworzyłeś mi możliwość normalnego życia! Czyż miałabym z niej nie skorzystać? Czy tamtych dwoje ludzi naprawdę zasługuje, byśmy się na zawsze pogrążyli w rozpaczy? Człowiek nie ma obowiązku kochania swoich rodziców, to nie są moje słowa. Doktor Hansen mi to wytłumaczył po drodze tutaj. Zapomnijmy więc o nich, Vemundzie! Spróbujmy doprowadzić do tego, by Braciszek też o nich zapomniał.

Wtedy Vemund objął ją mocno i nie robił nic, by powstrzymać łzy. Po chwili Elisabet i doktor Hansen podeszli do nich.

– No, Vemund – powiedziała Elisabet i nagle znowu ogarnęła ją jej dawna nieśmiałość. – No i co, nadal chcesz uciekać?

Uśmiechnął się do niej.

– Nie, Elisabet! Zamierzałem właśnie zapytać, czy nie przydałby ci się w Elistrand biedny jak mysz kościelna, sentymentalny flisak.

– Zastanowię się nad tym – obiecała łaskawie.

Sofia Magdalena została ochrzczona z przepychem, niezwykle uroczyście. Elisabet zaprosiła całą rodzinę, także dwoje starych trolli z Grastensholm. Po wszystkim odbyło się przyjęcie w domu Karin.

Vemund został na chwilę sam na sam z Elisabet w kuchni. Przyciągnął ją wtedy do siebie i przytulił czule. Oboje zdawali sobie sprawę z tego, że w życiu małżeńskim czekają ich kłopoty. Długo nie zapomną tej sceny, której świadkami były Karin i panna Spitze. To wspomnienie miało na długo odebrać Vemundowi i Elisabet wiele z urody miłosnego aktu. Z czasem jednak pamięć o tym powinna zblednąć, Elisabet i Vemund będą mieli do wspominania własne miłosne uniesienia.

Do kuchni przyszła Ingrid z Ulvhedinem.

– Kochana Elisabet – powiedziała Ingrid z promiennym uśmiechem. – Lepiej wybrać nie mogłaś. Pamiętasz, jak cię ostrzegałam?

– Wybór nie był taki trudny.

Oboje starsi państwo wyglądali na niebywale zadowolonych.

– Ingrid – rzekła Elisabet karcącym tonem. – Ty byłaś w Lekenes. Tak, powiedziałam Vemundowi, że to ty.

Stara piękna czarownica zrobiła niewinną minę. Nie bardzo jej się to udawało.

Vemund uśmiechał się smutno.

– Sam się przez jakiś czas zastanawiałem, czy to jakiś diabeł nie pociągał za sznurki, że się tego dnia wszyscy, którzy mieli cokolwiek z tą sprawą wspólnego, zebrali w Lekenes. Nie wiedziałem, jak bliski jestem prawdy!

Dwa „diabły” z przeklętego rodu Ludzi Lodu uśmiechały się do siebie wzruszone. Przyjęli słowa Vemunda jako komplement!

– Bardzośmy się dobrze bawili, kiedy przygotowywaliśmy napój – powiedziała Ingrid. – A wszystkie kło…

– Chyba już dość o tym – przerwał Ulvhedin surowo, choć nie mogło być wątpliwości, że on także bawił się znakomicie.

– Naprawdę, to bardzo dobrze, że nie będzie już w rodzinie więcej takich jak wy – oświadczyła Elisabet. Ulvhedin spoważniał

– A jednak zęby smoka… smocze nasienie już zostało posiane – powiedział cicho.

– Zamilcz, ty stary, przesądny dziadu! – skarciła go Ingrid. – Syn Orjana w Skanii jest wzorem wszelkich cnót. Moje wnuki, Solve i Ingela, przyjadą tu na lato. Sami zobaczycie, oboje są tak układni i grzeczni, że wprost słów brak. Same wzory cnót w pokoleniu Elisabet!

– No, skoro tak myślisz… – mruknął Ulvhedin, ale słyszał go tylko Vemund.

Margit Sandemo

***