Выбрать главу

– Mam to więc traktować jako komplement?

– Oczywiście!

– Wobec tego dziękuję.

– Elisabet, jestem oburzona twoim zachowaniem – oświadczyła pani Tora. – Naprawdę byłam przekonana, że wychowałam cię dużo lepiej. Natychmiast idź do swego pokoju!

Elisabet szukała psychicznego wsparcia u ojca, ale on nie mógł sprzeciwić się żonie w obecności obcego człowieka. Był poza tym oszołomiony i zmartwiony, że jego jedyne dziecko ma opuścić dom.

Elisabet natomiast nie mogła powstrzymać protestów przeciwko takiemu traktowaniu.

– Obiecałam cioci Ingrid, że przyjdę do niej, jak tylko będę mogła. Czy mam złamać obietnicę?

– Oczywiście, że nie – odparła Tora zirytowana. – Ale wiesz, jak ja nie lubię tych twoich wizyt w Grastensholm. Ingrid uczy cię zbyt wielu rzeczy, których nie powinnaś umieć.

Vemund Tark sprawiał wrażenie zdumionego.

Ulf uśmiechał się krzywo.

– Nasza ciotka Ingrid bywa nazywana wiedźmą.

– I jest nią – powiedziała Tora gwałtownie. – A jak myślisz, kto inny rzucił urok na nasze krowy, żeby cieliły się przed czasem?

– To była zwyczajna zaraza – mruknął Ulf, ale najwyraźniej dyskutowali już na ten temat wiele razy, więc nie chciał się kłócić.

– Pożegnaj się teraz i podziękuj panu Tarkowi, Elisabet – rzekła Tora, jakby rozmawiała z ośmiolatką. – Podziękuj za wspaniałomyślną propozycję! I możesz iść. Omówimy twoją przyszłość sami.

Dziewczyna posłusznie zbliżyła się do Vemunda i podała mu rękę.

– Dziękuję – szepnęła i dygnęła jak dobrze wychowana panienka. Ta okropna nieśmiałość, która pojawiała się zawsze w najmniej oczekiwanej porze, nie pozwalała jej patrzeć na niego dłużej niż przez moment, ale nawet moment wystarczył, by dostrzegła znowu ten trudny do pojęcia wyraz w jego pociągającej twarzy. Natychmiast potem wybiegła z pokoju.

Ingrid przyglądała się z uwagą Elisabet, która opowiedziała jej wszystko jednym tchem. Ingrid miała siedemdziesiąt dwa lata i sama siebie nazywała wiedźmą.

I była nią, ale trzeba przyznać, była to wiedźma z klasą!

Trudno by się doszukać u niej haczykowatego nosa, garbu czy odpychającego wyglądu Baby Jagi z baśni. Ingrid była nadal piękna i z pewnością wciąż jeszcze mogła zawrócić w głowie niejednemu mężczyźnie; oczy pod siwiejącymi włosami pozostały płomiennie żółte, a przeciągły uśmiech wywoływał u patrzących dreszcz. Szeptano, oczywiście, to i owo, co się po nocach dzieje w Grastensholm. Ale dopiero w ostatnim czasie. Długie małżeństwo Ingrid pozostało nieposzlakowane.

– Jesteś pewna, że tego naprawdę chcesz? – zapytała Ingrid. – Wyjechać z domu, na niepewne?

– Oczywiście, że chcę, ciociu Ingrid – odparła Elisabet szczerze. – Czy myślisz…

– Nie mów do mnie ciociu – rzekła tamta z grymasem.

– Nie znam drugiego słowa, które by tak postarzało. Czuję się, jakbym miała sto lat! A ty jesteś już dorosła!

Elisabet uśmiechnęła się pod nosem.

– Czy myślisz, że to zabawne snuć się po domu z kąta w kąt bez żadnego zajęcia? Mama krzyczy na mnie, że się lenię, ale gdy tylko chcę w czymś pomóc, jest jeszcze gorzej. Dziedziczka dworu nie robi tego, dziedziczka dworu nie robi tamtego. Wielki mi dwór! Czy uważasz, że Elistrand jest dużym dworem?

– O ile dobrze rozumiem, to pomagasz nie w tym, co trzeba – roześmiała się Ingrid. – Ale wiem, co czujesz. Mimo wszystko jednak nie jestem pewna, czy postępujesz słusznie. Tak łatwo jest popełnić błąd, wierz mi.

Elisabet przyglądała jej się przez chwilę badawczo. Po czym zawołała spontanicznie:

– Ingrid, czy ty byś mi nie mogła powróżyć?

– Powróżyć? Ja? Przecież ja nie umiem wróżyć!

– Jestem pewna, że umiesz.

Oczy Ingrid pociemniały.

– Nie zawsze chciałabym widzieć rzeczy, które mają się stać.

A, więc potrafisz także widzieć, pomyślała Elisabet, ale nie chciała się naprzykrzać. Zmieniła temat.

– Wiesz, pewna sprawa leży mi na sercu. Dziadek Ulvhedin, on się tak nudzi. Czy on nie mógłby się tu sprowadzić? Chociaż na jakiś czas? On potrafi dbać o siebie, więc…

– Kochana Elisabet, ja niczego bardziej nie pragnę i wielokrotnie o tym rozmawialiśmy, ale twoja droga mama, wiesz…

– No, tak, mama – westchnęła Elisabet.

Popatrzyły na siebie i wybuchnęły śmiechem. Ingrid położyła rękę na dłoni dziewczyny.

– Twoja mama jest wspaniałym człowiekiem, my wszyscy bardzo ją lubimy. Popatrz, co ona zrobiła z Elistrand! Wzorcowy dwór! Tylko po prostu ona trochę nie pasuje do Ludzi Lodu.

– Ale czy nie moglibyśmy powiedzieć, że ty źle się czujesz tutaj sama? Może to by ją przekonało?

Ingrid zamyśliła się.

– Masz rację, ja jestem tutaj sama.

– No właśnie, co zrobiłaś ze wszystkimi służącymi i parobkami?

– Zatrzymałam tylko tych, których absolutnie potrzebuję. Widzisz, trzeba oszczędzać na wszystkim.

– Ale jak sobie bez nich radzisz?

– Och, nie potrzebuję wiele służby, mam przecież swój ludek!

Elisabet drgnęła. Słyszała plotki o tym, co się nocami dzieje w Grastensholm, a teraz gdy szła przez hall, sama doznała wrażenia, jakby jakieś cienie umykały w popłochu, by ukryć się na czas. Uznała jednak, że to przywidzenie.

– Cóż, żyłam w naprawdę szczęśliwym małżeństwie – powiedziała Ingrid. – Ale wciąż musiałam się mieć na baczności, bo nie chciałam, by mąż poznał moje nadnaturalne zdolności. Kiedy zmarł parę lat temu, żałowałam go szczerze. Zarazem jednak, pod pewnym względem, poczułam się jak wypuszczona z więzienia.

– Możesz znowu posługiwać się swoją zdolnością czarowania? Bo masz taką zdolność, prawda?

– Oczywiście, że mam! Żeby więc nie przestraszyć moich najbardziej przesądnych służących, zwolniłam ich. Ze wspaniałymi referencjami, rzecz jasna. Zatrzymałam tylko troje, na których w pełni mogę polegać.

– I mówisz, że otrzymujecie pomoc? Nocami, ze strony nadprzyrodzonych istot? Ale mały ludek…? Te cienie, które widziałam idąc tutaj, niekoniecznie były takie małe.

– Cii! – roześmiała się Ingrid i położyła palec na wargach. – O takich rzeczach się nie mówi,

– Matka uważa, że to ty rzuciłaś czary na nasze krowy.

Starsza pani posmutniała.

– Nigdy bym się nie zwróciła przeciwko niewinnym zwierzętom! Nie mam też złych zamiarów w stosunku do twojej matki, Elisabet. Ona po prostu nie jest w stanie mnie zrozumieć.

– Och, dziadek miałby tu wspaniale! On także ukrywa swoje talenty.

– Tak, pomyśl, jak byśmy mogli się tutaj bawić, on i ja! – zawołała Ingrid. – Jakie wywary przyrządzać! Elisabet zaraz jutro rano porozmawiam jeszcze raz z twoimi rodzicami. Powiem im, że boję się samotności, i poproszę, żeby mi dali Ulvhedina do towarzystwa.

Pogrążyła się w czułych wspomnieniach.

– Stary Ulvhedin! O, jak nam dobrze bywało razem w czasach mojej młodości!

– Spróbuję przygotować matkę – obiecała Elisabet. – Opowiem jej, jak bezustannie krążysz samotna po dworze.

Ta myśl niezmiernie Ingrid ubawiła.

– Zrób to, Elisabet – prosiła. – I podkreśl, że zamierzam rozpowiedzieć po całej parafii, że to ja was zmusiłam, byście zrezygnowali z Ulvhedina. Tak że opinia twojej matki pozostanie nieposzlakowana.

– Och, ale się dziadek ucieszy! – zawołała Elisabet podskakując na krześle z przejęcia. – I ojciec także, bo on przecież widzi, jak dziadek cierpi. Po prostu szkoda, że akurat teraz wyjeżdżam. Byłoby ciekawie widzieć, co tu gotujecie oboje.