– Cóż to za okropna myśl! – wtrąciłem z przekonaniem. – Ja zawsze żądam zwrotu kosztów i wypłaty honorarium, nawet jeśli śledztwo mi się nie powiedzie.
– …ale jeśli wykryje złodziei i wyjaśni, w jaki sposób wynosili łupy ze skarbca, wówczas Rampsynitos ma jej dać tyle srebra, ile muł udźwignie, a na dodatek spełni jej jedno życzenie. Królowi z początku cena wydała się wygórowana, ale im dłużej o tym myślał, tym bardziej się z nią godził. W końcu stracił już więcej niż ładunek jednego muła, a kradzieże przecież się nie skończą, dopóki złodziej nie zostanie pojmany. Poza tym cóż za życzenie może mieć młoda kurtyzana, którego król nie mógłby spełnić jednym skinieniem dłoni? Zresztą nie wydawało mu się prawdopodobne, aby ktoś taki potrafił rozwiązać zagadkę, która zapędziła w kozi róg i jego samego, i wszystkich królewskich doradców. Zgodził się więc na jej warunki. Naja popytała tu i ówdzie; nie zajęło jej wiele czasu ustalenie nazwiska podejrzanego i jego miejsca zamieszkania. Posłała sługę, by go śledził i natychmiast ją zaalarmował, kiedy pojawi się przy jej domu. Kilka dni później zdyszany sługa przypędził do Nai i poprosił, by wyjrzała przez okno. Wyłożonym przed sklepem kosztownym dywanom przyglądał się jakiś młodzieniec w nowym ubraniu i sandałach. Naja zasiadła u okna i wysłała sługę z wiadomością dla nieznajomego.
– I zaraz rzuciła mu w oczy oskarżenie?
– Oczywiście, że nie. Sługa powiedział młodzieńcowi, że jego pani spostrzegła go przez okno i uznała za mężczyznę o dobrym smaku i odpowiednich środkach, pragnie więc zaprosić go do siebie na górę. Kiedy zaciekawiony podniósł głowę, zobaczył Naję w takiej pozie, że niewielu facetów nie przyjęłoby takiego zaproszenia.
– Ta Naja… – rzekłem w udawanym zamyśleniu -…zaczyna mi przywodzić na myśl pewną inną Egipcjankę, którą znam.
– Młody człowiek poszedł prosto do jej pokoju. Sługa podał chłodne wino i świeże owoce, po czym przysiadł za drzwiami i zaczął grać na flecie. Naja przez chwilę rozmawiała z gościem, który nie ukrywał swego pożądania. Ona jednak uparła się, że najpierw w coś zagrają. Rozleniwiony ciepłem dnia, rozluźniony przez wino i powodowany żądzą młodzieniec z łatwością się zgodził. Gra miała polegać na tym, że każde z nich zdradzi drugiemu dwa swoje sekrety, on, oczywiście, pierwszy. Zapytała go, jakie było jego największe przestępstwo i najsprytniejsza sztuczka. Te pytania trochę go otrzeźwiły i przez twarz przebiegł mu cień smutku, w końcu się jednak roześmiał i powiedział: „Nietrudno mi odpowiedzieć, ale nie wiem, co jest czym. Moim największym przestępstwem było obcięcie głowy memu bratu, a najsprytniejszą sztuczką połączenie jej ponownie z ciałem. A może na odwrót?” Uśmiechnął się smutno i spojrzał na Naję pożądliwie. „A twoje sekrety?” – zapytał. Naja westchnęła i rzekła: „Podobnie jak ty, nie jestem pewna, co jest czym. Myślę, że moją najsprytniejszą sztuczką było wykrycie złodzieja srebra króla Rampsynitosa, a największą zbrodnią będzie wydanie go w ręce władcy. A może na odwrót?” Młodzieniec drgnął i w jednej chwili otrzeźwiał zupełnie. Zerwał się na równe nogi i rzucił się do okna, ale w tej samej chwili wielka żelazna klatka, podobna jak ta, która uwięziła jego brata, opadła nań z sufitu. Nie było już dla niego ucieczki, a Naja posłała sługę po straż królewską. „A teraz”, mówi, „kiedy tak sobie czekamy, może wyjaśnisz mi to, czego dotąd nie wiem na temat kradzieży królewskiego srebra”. Młody człowiek był z początku wściekły, ale wkrótce jego gniew zamienił się w rozpacz, gdy uzmysłowił sobie, co go czeka. Śmierć była najłagodniejszą karą, na jaką mógł liczyć. Najprawdopodobniej ucięto by mu dłonie i stopy i pozostawiono własnemu losowi jako kalekę i żebraka. „Przecież ty już wszystko musisz wiedzieć!”, krzyknął. „Jak mnie rozszyfrowałaś?” Naja wzruszyła ramionami. „Myślałam przez chwilę”, powiedziała, „że mogli być w to zamieszani ci dwaj strażnicy, a bezgłowe ciało należało do ich wspólnika, którego zabili, kiedy wpadł w pułapkę, żeby nie mógł ich zdradzić. Strażnicy wiedzieli jednak o klatce i umieliby jej uniknąć; poza tym wątpię, by którykolwiek mężczyzna w Memfis pozwolił sobie pokazać się przed królewskim obliczem z brodą do połowy zgoloną, nawet dla ukrycia własnej winy. Ponadto wszyscy są zgodni co do tego, że wrót skarbca nie da się otworzyć bez złamania pieczęci, musi więc istnieć jakaś inna droga do środka. A skąd by się wzięła, gdyby nie zaplanował jej budowniczy? I kto by wiedział o jakimkolwiek tajnym wejściu, jeśli nie jego dwaj synowie?” Młodzieniec popatrzył na nią i rzekł: „To prawda. Ojciec pokazał je nam przed śmiercią. Tajne wejście do skarbca otwierało się po naciśnięciu jednego z kamieni w pałacowym murze. Nie dałoby się go znaleźć, nie znając odpowiednich wymiarów. Dwaj ludzie, a nawet jeden, mogą otworzyć je jednym pchnięciem, zabrać, ile udźwigną, i zatrzasnąć wejście za sobą, a nikt inny by go nie znalazł. Mówiłem starszemu bratu, że bierzemy za dużo i król może się zorientować. Ale nasz ojciec powiedział nam, że król marnie go opłacił za wszystkie lata jego ciężkiej pracy i dlatego zbudował to wejście, żebyśmy zawsze mogli mieć stały, dodatkowy dochód”. „No i w końcu twój brat został uwięziony w klatce”, westchnęła Naja. „Tak. Mógł przecisnąć głowę między prętami, ale nic ponadto. Błagał mnie, bym mu ją uciął i zabrał ze sobą, bo inaczej ktoś z pałacu mógłby go rozpoznać i całą naszą rodzinę czekałoby nieszczęście i ruina”. „Ty zaś spełniłeś jego żądanie. Jakie to musiało być dla ciebie straszne przeżycie! Jakiej wymagało to odwagi! Ale byłeś dobrym bratem. Odzyskałeś jego ciało i połączyłeś na powrót z głową, umożliwiając mu podróż w zaświaty”. „Może bym się na to nie odważył, ale matka nalegała. Przebrałem się więc i nakłoniłem strażników do wypicia wina z narkotykiem. W ciemności odciąłem ciało mego brata i ukryłem pod bukłakami na wozie. Zanim odjechałem, ogoliłem im brody na połowie twarzy, żeby król nie podejrzewał ich o współudział”. Naja wyjrzała za okno. „Otóż i oni”, oznajmiła, „spieszą tu co sił przez plac”. „Błagam cię”, mówił młodzieniec, wysuwając głowę przez pręty klatki, „zetnij mi głowę! Niech podzielę los brata! Inaczej kto wie, jak straszną karę król mi wymierzy?” Naja wzięła do ręki nóż z długim ostrzem i udawała, że się zastanawia nad jego prośbą. W końcu, kiedy już kroki strażników zadudniły na schodach, powiedziała: „Nie. Myślę, że pozwolę, by sprawiedliwości stało się zadość”. I tak ów młody człowiek stanął przed królewskim obliczem wraz z Nają, która poszła po swoją nagrodę. W domu złodzieja znaleziono sporo skradzionego srebra i zwrócono je do skarbca. Tajne wejście zamurowano, a Naja mogła obładować muła do woli. A co się stało z nieszczęsnym synem architekta? Król Rampsynitos ogłosił, że najpierw pozwoli poszkodowanym przezeń strażnikom wywrzeć zemstę, a na drugi dzień zdecyduje, czy go ściąć, czy puścić wolno bez dłoni i stóp. Kiedy odchodził, Naja zawołała za nim: „Wielki królu, czy pamiętasz o drugiej części naszej umowy?” Rampsynitos obejrzał się na nią ze zdziwieniem. „Powiedziałeś, że spełnisz jedno moje życzenie”, przypomniała. „Ach, tak… Czego więc pragniesz?” – zapytał. „Pragnę, byś wybaczył temu młodzieńcowi jego występek i go uwolnił”. Rampsynitos patrzył na nią zdumiony. Jej prośba była nie do spełnienia… ale czyż mógł jej nie spełnić? Wreszcie się uśmiechnął, mówiąc: „Dlaczego nie? Zagadka jest rozwiązana, srebro odzyskane, tajne wejście zlikwidowane. Myślałem, że ten złodziej jest najsprytniejszym człowiekiem w Egipcie, ale ty, Najo, jesteś od niego jeszcze sprytniejsza!”