Выбрать главу

Trzasnęła gałązka, potem druga i następne. Ktoś wchodził w krzaki i posuwał się w naszą stronę.

– Toż to chyba cała armia! – szepnął zaniepokojony Lucjusz, chwytając mnie za ramię.

– Nie, to tylko dwie osoby… jeżeli dobrze odgadłem.

Tuż obok nas przesunęły się dwie ledwo widoczne w ciemnościach sylwetki. Skierowały się do starego cyprysa, za którym schowany był wylot tunelu. Po chwili dobiegł nas gniewny męski głos:

– Ktoś zablokował wejście!

Poznałem go; był to ów olbrzym, strzegący domu na wzgórzu Celius.

– Może tunel się zawalił.

Usłyszawszy ten drugi głos, Lucjusz znowu ścisnął mnie za ramię, choć tym razem ze zdumienia, nie ze strachu.

– Nie – powiedziałem głośno. – Tunel został celowo zasypany, żebyście nie mogli go więcej używać.

Przez chwilę panowała absolutna cisza, po czym znów zatrzeszczały łamane gałązki.

– Zostańcie na miejscu! – krzyknąłem. – Dla waszego własnego dobra nie ruszajcie się i wysłuchajcie mnie!

Hałas ustał, ale słychać było przyspieszone oddechy i niewyraźne szepty.

– Wiem, kim jesteście i po co przyszliście – ciągnąłem. – Nie chcę waszej krzywdy, ale musimy porozmawiać. Zgadzasz się na to, Furio?

– Furio? – powtórzył zaskoczony Lucjusz.

Mżawka ustała i zza chmur wychynął księżyc, oświetlając jego wysoko uniesione brwi i otwarte usta. Przez długą chwilę nie było odpowiedzi na moje pytanie, z ich strony dochodziły tylko gorączkowe szepty; olbrzym usiłował do czegoś przekonać swoją panią. Wreszcie odkrzyknęła:

– Kim jesteś?

– Nazywam się Gordianus. Nie znasz mnie, ale ja wiem, że ty i twoja rodzina wiele wycierpieliście. Wyrządzono wam zło i niesprawiedliwość. Być może twoja zemsta na Tytusie i Kornelii w oczach bogów jest słuszna… nie mnie o tym sądzić. Ale zostałaś odkryta i nadszedł czas, by skończyć z tą maskaradą. Za chwilę do was podejdę. Jest nas dwóch i nie mamy broni. Powiedz swojemu niewolnikowi, że nie mamy złych zamiarów i że nic nie zyskacie, atakując nas.

Ruszyłem wolno ku cyprysowi rysującemu się wielką, nieregularną plamą, czarniejszą od ogólnie ciemnego otoczenia. Stały pod nim dwie postacie, duża i drobna. Furia gestem poleciła niewolnikowi pozostać na miejscu, po czym wyszła nam na spotkanie. Promień księżyca padł na jej twarz i Lucjusz niemal krzyknął, cofając się odruchowo. Mimo że spodziewałem się czegoś podobnego, ten widok zmroził mi krew w żyłach.

Przede mną stał młody człowiek w poszarpanym płaszczu. Krótkie włosy pozlepiane miał krwią, obficie też posmarował nią szyję; wyglądało to tak, jakby ucięto mu głowę, a potem jakimś cudem na powrót połączono ją z tułowiem. Oczy miał ciemne i zapadnięte, skórę trupio bladą i pokrytą okropnymi guzami, usta spierzchnięte i spękane. Kiedy Furia przemówiła, jej słodki, łagodny głos stanowił niesamowity kontrast z upiornym wyglądem.

– A więc zdemaskowałeś mnie.

– Tak.

– Czy to ty byłeś dziś rano pod naszym domem?

– Tak.

– Kto mnie zdradził? Przecież nie Kleton – szepnęła, zerkając na swego ochroniarza.

– Nikt cię nie zdradził. Odkryliśmy tunel dziś po południu.

– Ach! Mój brat kazał go zbudować podczas najgorszych lat wojny domowej, żebyśmy mieli drogę ucieczki na wypadek nagłego niebezpieczeństwa. Oczywiście kiedy ten potwór został dyktatorem, nikt nie miał już dokąd uciekać.

– Czy twój brat był rzeczywiście wrogiem Sulli?

– Nie w jakikolwiek aktywny sposób. Znaleźli się jednak tacy, którzy go w takich barwach odmalowali. Ci, którzy pożądali tego, co posiadał.

– Furiusz został więc proskrybowany bez powodu?

– Bez żadnego powodu poza chciwością tej suki! – wybuchnęła.

Jej głos był twardy i gorzki. Spojrzałem na Lucjusza, który zachowywał dziwne milczenie wobec tego ataku na Kornelię.

– Najpierw straszyłaś Tytusa…

– Tylko po to, żeby Kornelia wiedziała, co ją czeka. Tytus był strachliwym słabeuszem, po prostu nikim. Zapytaj jego żony; zawsze umiała go zmusić do spełnienia każdego jej życzenia, choćby miało to oznaczać ruinę niewinnego człowieka. To ona nakłoniła swojego drogiego kuzyna Sullę do umieszczenia nazwiska mojego brata na liście proskrypcyjnej, tylko dlatego, że chciała zawłaszczyć nasz dom. Ponieważ wszyscy mężczyźni z naszego rodu zginęli i Furiusz był ostatni, sądziła, że jej zbrodnia na zawsze pozostanie bez pomsty.

– Teraz jednak musisz z tym skończyć, Furio. Musisz się zadowolić tym, czego dotąd dokonałaś.

– Nie!

– Życie za życie – powiedziałem. – Tytus za Furiusza.

– Nie, ruina za ruinę! Śmierć Tytusa nie przywróci nam domu, majątku ani dobrego imienia!

– Podobnie jak śmierć Kornelii. Jeśli się nie powstrzymasz, zostaniesz schwytana. Musisz poprzestać na połowicznej zemście i wyrzec się reszty.

– Zamierzasz więc jej wszystko powiedzieć?

Zawahałem się.

– Powiedz mi najpierw, Furio, czy to ty zepchnęłaś Tytusa z balkonu?

Patrzyła mi prosto w oczy. W świetle księżyca jej źrenice błyszczały jak onyks.

– Tytus sam z niego skoczył. Był przekonany, że widzi lemura mojego brata, i nie mógł znieść ciężaru własnej winy.

– Odejdź – szepnąłem, pochylając głowę. – Zabierz swojego niewolnika i wracaj do swojej matki, bratanicy i wdowy po bracie. Nigdy więcej tu nie przychodź.

Kiedy podniosłem na nią oczy, zobaczyłem płynące po policzkach łzy. Dziwny był to widok… u lemura. Furia zawołała swego sługę i razem wyszli z gęstwiny.

Wracaliśmy na górę w milczeniu. Lucjusz przestał dzwonić zębami, za to zaczął sapać jak miech kowalski. Przed wejściem do willi zatrzymałem go i odciągnąłem na stronę.

– Lucjuszu, nie możesz o tym powiedzieć Kornelii.

– Ależ jak inaczej…

– Powiemy jej, że znaleźliśmy tunel, ale nikt się nie zjawił. Zapewnimy, że jej prześladowca został spłoszony, ale może wrócić, powinna więc sama wystawiać straż. Tak, pozwolimy jej myśleć, że nieznany wróg nadal pozostaje nieuchwytny i planuje dalsze jej nękanie.

– Ale ona zasługuje na…

– Kornelia zasługuje na to, co Furia dla niej szykuje – przerwałem. – Wiedziałeś, że załatwiła umieszczenie Furiusza na liście proskrypcyjnej tylko po to, by zabrać mu dom?

– Ja… – Lucjusz zagryzł wargę. – Podejrzewałem coś podobnego. Ale, Gordianusie, to, co zrobiła, nie było wcale wyjątkowe. Wszyscy tak postępowali.

– Nie wszyscy. Nie ty, Lucjuszu.

– To prawda – przytaknął z zakłopotaniem. – Ale Kornelia będzie miała do ciebie pretensje, że nie złapałeś sprawcy. Nie będzie chciała wypłacić ci pełnego honorarium.

– Nie dbam o to.

– Wyrównam ci stratę.

Położyłem mu rękę na ramieniu:

– Co jest rzadsze niż wielbłądy w Galii? – zapytałem, a kiedy zaskoczony uniósł tylko brwi, wyjaśniłem: – Porządny człowiek w Rzymie! – Roześmiałem się i uścisnąłem go.

Lucjusz zbył komplement niechętnym wzruszeniem ramion.

– Nadal nie rozumiem, jak się domyśliłeś tożsamości tego „lemura”.

– Mówiłem ci, że dziś rano byłem pod ich domem na Celiusie. Zachowałem jednak dla siebie informację otrzymaną od starej niewolnicy z naprzeciwka, a mianowicie, że Furiusz miał siostrę, która na dodatek była do niego niebywale podobna. Tak podobna, że ze swoimi kobiecymi, delikatniejszymi rysami mogłaby uchodzić za jego młodszą wersję…

– Ale ten jej okropny wygląd…

– Iluzja, Lucjuszu. Kiedy śledziłem na rynku wdowę po Furiuszu, zobaczyłem, że kupuje sporą porcję krwi cielęcej. Córeczka niosła też inny zakup, jagody jałowca.