– Ze wszystkich świąt najbardziej nie znoszę właśnie Saturnaliów – burczał. – Nieważne, czy nasi szacowni przodkowie mądrze postąpili, zapoczątkowując tę tradycję. Dla tego całego pijaństwa i hałasu nie ma miejsca w porządnym i kierującym się rozsądkiem społeczeństwie. Jak widzisz, mam na sobie togę, choć zwyczaj nakazuje inaczej. Nie dla mnie te luźne suknie, piękne dzięki. Mężczyźni kręcący się w kółko, żeby pokazywać gołe nogi, doprawdy… Coś ci powiem. Luźne szaty prowadzą do rozluźnienia obyczajów. Toga trzyma człowieka w całości, jeśli rozumiesz, co mam na myśli.
Cycero wyprostował ramiona i lekko poruszył łokciami, zmuszając fałdy togi do odpowiedniego ułożenia, a potem przycisnął lewą rękę do piersi, unieruchamiając togę w prawidłowym położeniu. Jak mawiał mój ojciec, trzeba mieć kręgosłup z żelaza, żeby wyglądać w todze elegancko. Na Cyceronie leżała nienagannie.
– A już najgorsze jest to folgowanie niewolnikom. – Mój rozmówca zniżył głos. – Tak, ja też daję swoim dzień wypoczynku i pozwalam im swobodnie mówić, co myślą… oczywiście w granicach rozsądku… ale miałbym może dać im się włóczyć po ulicach w kolorowych czapkach jak wolnym ludziom? Co to, to nie! Wyobraź sobie: spotykasz nieznajomego na Forum i nie wiesz, czy jest obywatelem, czy czyjąś własnością! To święto jest obchodzone ku czci Saturna, ale równie dobrze jego patronem mógłby być Chaos! A już kategorycznie sprzeciwiam się temu zwyczajowi, który nakazuje mi pozwolić moim niewolnikom nałożyć moje ubrania i wylegiwać się na sofach, podczas gdy ja podaję im kolację!
– Ale to tylko jeden dzień w roku, Cyceronie.
– I o jeden za dużo.
– Niektórzy są zdania, że dobrze jest od czasu do czasu wywrócić świat na drugą stronę; niech garbus będzie królem, a panowie niech usługują niewolnikom. A kiedy byłby na to lepszy czas niż w połowie zimy, kiedy zbiory już są w spiżarniach, statki bezpiecznie zacumowane, starych urzędników wykopuje się ze stanowisk, żeby zwolnili miejsce nowym, a cała republika oddycha z ulgą, przeżywszy kolejny rok korupcji, chciwości, podstępów i zdrad? Dlaczego Rzym nie miałby na parę dni narzucić luźnych szat i odkorkować bukłak wina?
– Mówisz o Rzymie, jakby był dziwką – zaprotestował Cycero, patrząc na mnie z dezaprobatą.
– A nie wiecznie skrzywionym politykiem o sztywnym karku? Myślę, że Rzym jest i jednym, i drugim, zależy na którą stronę się patrzy. Nie zapominaj, że Saturnalia zostały, jak mówią, ustanowione przez Janusa, boga o dwóch twarzach.
Cycero zakaszlał.
– Ale jestem pewien, że dochowujesz przynajmniej jednego zwyczaju związanego z Saturnaliami – dodałem. – Mówię o wymianie podarków z rodziną i przyjaciółmi.
Powiedziałem to bez podtekstów, po prostu po to, aby przypomnieć mu o lepszych stronach święta. Cycero popatrzył na mnie ponuro, po czym jego twarz rozjaśnił uśmiech, jakby nagle zrzucił maskę.
– A żebyś wiedział! – rzekł weselszym tonem i klasnął w dłonie na jednego z niewolników, który podał mu mały mieszek. – To dla ciebie, Gordianusie! – Wyciągnął z mieszka drobny przedmiot i roześmiał się, widząc moje zaskoczenie. – Co, myślałeś, że kazałem ci iść ze mną przez Forum tylko po to, żebym mógł wyłożyć ci, co myślę o świątecznych zabawach?
Eko przysunął się bliżej i razem przyjrzeliśmy się małej kulce błyszczącej na mej dłoni w białym zimowym słońcu. Wyglądało to na zwykły srebrny paciorek z jakąś skazą, ale po bliższych oględzinach stwierdziłem, że trzymam ziarnko grochu*, od którego ród Cycerona przybrał swój przydomek. Sądząc po wadze, musiało być odlane z litego srebra, popularnego metalu na saturnaliowe prezenty, oczywiście wśród tych, którzy mogą sobie na to pozwolić.
– Cyceronie, to dla mnie zaszczyt – powiedziałem.
– Matce dałem cały naszyjnik z takich groszków – pochwalił się. – Zamówiłem je w zeszłym roku w Atenach, kiedy tam studiowałem.
– Cóż, obawiam się, że nie mam nic, czym mógłbym ci się godnie odwzajemnić.
Skinąłem na Ekona, który sięgnął do niesionego za pasem woreczka. Nikt nie wychodzi w Saturnalia na ulicę bez czegoś, co mógłby podarować spotkanym znajomym. Zabraliśmy z sobą worek z wiązką świec i teraz Eko podał mi jedną, a ja wręczyłem ją Cyceronowi. Był to tradycyjny prezent człowieka uboższego dla zamożniejszego i mówca przyjął go z gracją.
– Jest najwyższego gatunku, z małego sklepiku z wyrobami woskowymi – powiedziałem. – Barwiona na niebiesko i perfumowana hiacyntem. Choć znając twój stosunek do tego święta, nie jestem pewien, czy wieczorem przyłączysz się do wszystkich, by zgodnie z tradycją rozświetlić Forum tysiącami świec.
– W samej rzeczy, mój brat Kwintus odwiedza mnie dzisiaj i mamy małą rodzinną uroczystość. Na pewno zostaniemy w domu. Ale często czytam do późna, wykorzystam więc twój dar, kiedy następnym razem będę studiował jakąś prawniczą księgę. Jej woń przypomni mi o słodyczy naszej przyjaźni.
Słysząc takie miodem ociekające słowa, kto mógłby wątpić, że młody Cycero jest na dobrej drodze, by zostać najsłynniejszym oratorem w Rzymie?
Rozstaliśmy się z Cyceronem i udaliśmy na Palatyn. Nawet tu, w najelegantszej dzielnicy Rzymu, na ulicach można było ujrzeć ludzi otwarcie oddających się hazardowi i po pijacku rozbawionych. Jedyna różnica polegała na tym, że grano tu o wyższe stawki, a świętujący mieli na sobie odzież w lepszym gatunku. Kiedy dotarliśmy do domu Lucjusza Klaudiusza, on sam otworzył nam drzwi.
– Zdegradowany do odźwiernego! – Roześmiał się na powitanie. – Uwierzysz? Powiedziałem niewolnikom, że dziś mają wolne, a oni wzięli to na serio! Jeden Saturn wie, gdzie się wszyscy podziewają i co wyprawiają!
Z czerwonym nosem i pulchnymi policzkami Lucjusz Klaudiusz był uosobieniem dobrotliwości, zwłaszcza gdy, jak w tej chwili, jego rysy łagodził promienny uśmiech i wpływ wina.
– Nie sądzę, aby zapuścili się zbyt daleko, chyba że mają za co.
– Och, mają! Dałem każdemu po parę sesterców i filcową czapkę. Jak mieliby się zabawić, skoro nie stać by ich było na kilka rzutów kośćmi?
Pokręciłem głową z udawaną dezaprobatą.
– Zastanawiam się, Ekonie, co też by Cycero powiedział na taką nierozważną pobłażliwość naszego przyjaciela Lucjusza? – spytałem.
Eko w lot pojął sugestię i zaczął nad podziw udanie naśladować Cycerona: poprawiał swą świąteczną luźną tunikę jak togę, odchylał głowę do tyłu i marszczył nos. Lucjusz śmiał się tak serdecznie, że aż się rozkaszlał, czerwieniąc się przy tym jeszcze bardziej. W końcu złapał oddech i otarł cieknące mu z oczu łzy.
– Bez wątpienia nasz młody adwokat rzekłby, że właściciel niewolników wykazujący się taką niefrasobliwością wymiguje się od ciążącej na nim odpowiedzialności za utrzymanie spokoju i porządku społecznego… ale spytaj tylko, ile mnie to obchodzi! Wchodźcie, pokażę wam, dlaczego jestem w takim dobrym humorze. Dziś rano nadeszły prezenty!
Poszliśmy za nim przez westybul, nienagannie utrzymany ogród ozdobiony wspaniałym brązowym posągiem Minerwy, potem długim korytarzem do małego, mrocznego pokoiku na tyłach domu. Usłyszałem głuche stuknięcie, a zaraz potem zduszone przekleństwo; Lucjusz uderzył kolanem o jakąś niską skrzynię ustawioną pod ścianą.
– Trzeba wpuścić trochę światła – mruknął, wychylając się nad meblem, i zaczął manipulować przy skoblu okiennicy.
– Pozwól, panie, ja to zrobię – powiedział ktoś ochryple.
Eko aż drgnął zaskoczony. Oczy ma bystre, ale nawet on nikogo nie zauważył, gdy wchodziliśmy do pokoju. Zdolność bycia niewidocznym to cenna zaleta u domowych niewolników; prawa ręka Lucjusza, stareńki siwy Grek Stefanos, który od wielu lat odpowiadał za prowadzenie domu, posiadł także tę sztukę. Teraz szedł sztywno od okna do okna, otwierając wąskie okiennice, którymi wlewał się chłód i jasne światło słoneczne.