– Zapewniam cię, że potrafię być dyskretny… dla klienta – powiedziałem.
– Ach, rozumiem… – Roscjusz popatrzył na mnie bystro. – Kto wie, może to niezły pomysł, pod warunkiem że rzeczywiście możesz mi pomóc.
– Myślę, że mógłbym – przytaknąłem skromnie, w myślach już obliczając honorarium.
Roscjusz jest, było nie było, najlepiej opłacanym aktorem na świecie. Plotka głosi, że zarabia aż pół miliona sesterców rocznie, może więc sobie pozwolić na szczodrość.
Roscjusz popatrzył na zwłoki i pokręcił z goryczą głową.
– To był jeden z moich najbardziej obiecujących uczniów. Może nie miał prawdziwego talentu, ale i tak wart był swojej ceny. Po co jednak ktokolwiek miałby zabijać niewolnika? Panurgus nie miał wrogów, nałogów ani nawet poglądów politycznych.
– Mało kto nie ma wroga – odparłem, nie mogąc się powstrzymać od rzucenia okiem ku Statiliusowi, który natychmiast odwrócił wzrok.
Wśród stłoczonych aktorów i pomocników zapanowało jakieś poruszenie. Rozstąpili się, robiąc przejście wysokiemu, chudemu jak szkielet mężczyźnie z grzywą rudych włosów.
– Cherea! Gdzieś ty był? – burknął gniewnie Roscjusz.
Przybyły spojrzał z góry najpierw na trupa, potem na szefa trupy.
– Jadę z mojej willi w Fidenach – odparł takim samym tonem. – Oś mi się złamała w rydwanie. Spóźniłem się nie tylko na przedstawienie, jak widzę.
– To Gajusz Fanniusz Cherea – szepnął mi do ucha Statilius. – Pierwszy właściciel Panurgusa. Kiedy stwierdził, że niewolnik wykazuje zdolności aktorskie, przekazał go Roscjuszowi na naukę na zasadach współwłasności.
– Nie wyglądają na zaprzyjaźnionych – odszepnąłem.
– Ciągle się spierają, jak obliczać dochody z występów Panurgusa.
– Więc to tak, Kwintusie Roscjuszu, dbasz o naszą wspólna własność? – rzucił Cherea, jeszcze bardziej zadzierając swój długi nos. – Kiepski z ciebie zarządca, można powiedzieć. Niewolnik nie jest teraz nic wart. Przyślę ci rachunek za mój udział.
– Co takiego? Winisz za to mnie? – Roscjusz jeszcze bardziej zmrużył oczy.
– Był pod twoją pieczą, a teraz nie żyje. Ach, komedianci! Kompletnie nieodpowiedzialni. – Cherea przeciągnął dłonią przez bujną czuprynę i wzruszył wyniośle ramionami. – Oczekuj jutro mojego rachunku – dodał i odszedł ku czekającemu w alejce swemu orszakowi. – Inaczej spotkamy się w sądzie – rzucił jeszcze przez ramię.
– Coś podobnego! – Roscjusz nie posiadał się ze złości. – Hej, ty! To dla ciebie robota! – Wskazał na mnie kościstym palcem. – Dowiedz się, kto to zrobił i dlaczego. Jeśli to jakiś niewolnik albo biedak, każę go rozerwać końmi. Jeśli zaś ktoś bogaty, wytoczę mu taki proces za zniszczenie mojej własności, że się nie pozbiera. Prędzej pójdę do Hadesu, niż dam Cherei satysfakcję i pozwolę mu mówić, że to ja tu zawiniłem!
Przyjąłem zlecenie z poważnym skinieniem głowy, starając się nie uśmiechać. Niemal namacalnie czułem, jak na głowę pada mi deszcz srebra. Potem kątem oka uchwyciłem wykrzywioną śmiertelnym grymasem twarz Panurgusa i dotarła do mnie w pełni powaga mojego zadania. W Rzymie rzadko kiedy szuka się sprawiedliwości za śmierć niewolnika. Poprzysiągłem sobie, że znajdę zabójcę nie dla Roscjusza i jego denarów, ale aby uczcić cień artysty tak okrutnie zabitego w kwiecie wieku i możliwości.
– Dobrze więc, Roscjuszu – powiedziałem. – Muszę zadać kilka pytań. Dopilnuj, żeby nikt z zespołu nie odszedł, zanim skończę. Najpierw chciałbym porozmawiać z tobą w cztery oczy. Może kubek wina dobrze by nam obu zrobił?
Późnym popołudniem tego dnia siedziałem na ławce w cieniu drzewa oliwnego w cichej uliczce nieopodal świątyni Jowisza. Eko zajął miejsce przy mnie, posępnie wpatrzony w grę światła i cienia na bruku.
– No i co, Ekonie? – spytałem. – Co o tym myślisz? Dowiedzieliśmy się czegokolwiek przydatnego?
Pokręcił ponuro głową.
– Jesteś za szybki w ocenie! – Zaśmiałem się. – Pomyśclass="underline" po raz ostatni widzieliśmy Panurgusa żywego w scenie ze Statiliusem pod koniec pierwszego aktu. Potem obaj wyszli, zagrały flety, a po chwili pojawili się dwaj kucharze. Wkrótce usłyszeliśmy krzyk. To musiał być Panurgus, pchnięty nożem przez mordercę. Wywołało to zamieszanie za kulisami. Roscjusz sprawdził, co się dzieje, i znalazł trupa w toalecie. Wieść się szybko rozniosła wśród aktorów. Roscjusz założył maskę zabitego i żółtą szatę podobną do tej, którą nosił Panurgus, teraz zakrwawioną, i pognał na scenę, aby nie przerywać sztuki. Tymczasem Statilius przebrał się w kostium kucharza, żeby móc zeskoczyć na widownię i poprosić mnie o pomoc. Stąd wiemy przynajmniej tyle: aktorzy grający kucharzy są niewinni, podobnie jak muzykanci, ponieważ w chwili morderstwa wszyscy byli w akcji.
Eko zrobił kwaśną minę, okazując, że mój wywód mu nie zaimponował.
– Tak, przyznaję, że to wszystko elementarne rzeczy, ale mur się buduje, zaczynając od jednej cegiełki. Teraz powiedz mi, kto w chwili zbrodni był za kulisami, nie ma żadnego świadka, który mógłby potwierdzić, co robił, i mógł chcieć śmierci Panurgusa?
Eko zeskoczył z ławki na równe nogi, gotów do gry. Odtańczył pantomimę, kłapiąc szczęką i wskazując obiema rękami na siebie. Uśmiechnąłem się smutno; ten mało pochlebny żywy portret mógł przedstawiać jedynie mojego gadatliwego i zajętego własną osobą znajomego, Statiliusa.
– Tak, Statilius musi być głównym podejrzanym, choć przykro mi to powiedzieć – potwierdziłem. – Wiemy, że miał powody, by nienawidzić Panurgusa. Dopóki niewolnik żył, człowiek o tak słabym talencie jak on w ogóle nie mógł liczyć na najlepsze role. Od zespołu dowiedzieliśmy się też, że kiedy rozległ się krzyk, nikt nie widział, co i gdzie robi Statilius. Może to tylko zbieg okoliczności, wytłumaczalny w tym chaosie, jaki zazwyczaj panuje za kulisami podczas przedstawienia. On sam przysięga, że był zajęty poprawianiem kostiumu w jakimś zakątku. Na jego korzyść przemawia fakt, że najwyraźniej był wstrząśnięty śmiercią niewolnika… ale mógł tylko udawać. Nazywam go przyjacielem, ale czy naprawdę go znam? – zastanawiałem się przez chwilę. – Kto jeszcze, Ekonie?
Chłopiec przygarbił się, skrzywił i zmrużył oczy.
– Tak, Roscjusz też był za kulisami, kiedy Panurgus krzyknął. Jego też nikt w tamtej chwili nie widział. To on odkrył zwłoki… a może był na miejscu, kiedy nóż wbijał się w cel? Roscjusz jest człowiekiem gwałtownego usposobienia, potwierdzają to wszyscy członkowie trupy. Słyszeliśmy, jak się na kogoś drze przed rozpoczęciem przedstawienia, pamiętasz? „Tumanie, zapomniałeś roli?” Krzyczał ponoć właśnie na Panurgusa. Czyżby gra niewolnika w pierwszym akcie tak go rozsierdziła, że wpadł w szał i go zamordował? To bardzo mało prawdopodobne. Wydawało mi się, że Panurgus gra bardzo dobrze. Roscjusz, podobnie jak Statilius, sprawiał wrażenie wstrząśniętego zbrodnią. No, ale w końcu jest wielkim aktorem.
Eko wsparł ręce na biodrach i jął się przechadzać z zadartym wysoko nosem.
– Ach, Cherea. Chciałem o nim mówić. Twierdzi, że nie dojechał na miejsce przed końcem sztuki, a mimo to prawie nie zareagował, widząc zwłoki. To aż za wiele stoicyzmu, nie uważasz? Był pierwszym właścicielem zabitego niewolnika. W zamian za szlifowanie talentu Panurgusa, Roscjusz zyskał połowę własności, ale Cherea wydaje się bardzo niezadowolony z tego układu. Może uznał, że niewolnik będzie więcej dla niego wart martwy niż żywy? Obwinia za jego stratę Roscjusza i zamierza go zmusić do zapłacenia połowy jego wartości brzęczącą monetą. Mając dobrego adwokata, wygrałby w sądzie bez problemu. – Odchyliłem się do tyłu, opierając plecy o pień drzewa. – Szkoda jednak, że nie odkryliśmy w zespole kogoś innego z równie wyraźnym motywem, kto by przy tym miał okazję to zrobić. Nikt jakoś nie chował urazy do Panurgusa i prawie wszyscy mogli udowodnić, gdzie przebywali, kiedy niewolnik zginął. Oczywiście mordercą mógł być ktoś spoza zespołu. Toaleta jest miejscem publicznym, mógł tam wejść każdy, kto przechodził alejką na tyłach świątyni. Roscjusz jednak twierdzi, a inni potwierdzają, że Panurgus prawie nie miał kontaktów z kimkolwiek z zewnątrz. Nie grał w kości, nie bywał w domach publicznych, nie pożyczał pieniędzy ani nie uwodził cudzych żon. Pochłaniała go wyłącznie sztuka, tak w każdym razie wszyscy o nim mówili. Zresztą gdyby nawet kogoś obraził czy skrzywdził, z całą pewnością ta osoba dochodziłaby swoich praw nie u Panurgusa, ale u Roscjusza, ponieważ on był jego prawowitym właścicielem i odpowiadał za niego. – Westchnąłem ciężko. – Narzędziem śmierci był zwyczajny sztylet, bez żadnych znaków szczególnych. Wokół zwłok nie znaleźliśmy żadnych śladów stóp, na żadnym kostiumie nie było plam od krwi. Nie było świadków, chyba że o kimś nie wiemy. Niestety!