– Znów więc zabito niewolnika, i to przez przypadek! I nikt w tej sprawie nic nie zrobi – westchnęła ze smutkiem Bethesda.
– Niezupełnie – sprostowałem. – Panurgus miał swoją rynkową wartość, a prawo pozwala jego właścicielowi dochodzić pełnego odszkodowania od człowieka odpowiedzialnego za jego śmierć. Zdaje się, że Roscjusz i Cherea zażądali od Flawiusza po sto tysięcy sesterców. Jeśli lichwiarz odmówi i przegra proces, sumy te zostaną podwojone. Znając jego chciwość, podejrzewam, że bez słowa uzna swą winę i zgodzi się na mniejszą kwotę.
– Niewielka to kara za tak bezsensowną zbrodnię.
– I niewielkie zadośćuczynienie za zaprzepaszczenie takiego talentu. – Kiwnąłem głową. – Ale rzymskie prawo tylko na takie pozwala w wypadku zabicia niewolnika przez obywatela.
W ogrodzie zapadła grobowa cisza. Eko usatysfakcjonowany, że jego dedukcja doczekała się uznania, całą uwagę poświęcił nowej piłce. Podrzucił ją w górę i złapał, wyraźnie zadowolony z prezentu.
– Ekonie, jak powiedziałem, mam dla ciebie jeszcze jeden upominek.
Chłopiec popatrzył na mnie wyczekująco.
– Jest tutaj. – Poklepałem leżący na stoliku pękaty mieszek ze srebrem. – Już nie będę cię uczył czytać i pisać moimi nieudolnymi metodami. Będziesz miał prawdziwego nauczyciela, który codziennie rano przyjdzie uczyć cię greki i łaciny. Będzie surowy, a ty nieraz zapłaczesz, ale kiedy skończycie, będziesz czytał i pisał lepiej ode mnie. Taki mądry chłopak jak ty zasługuje na to.
Eko rozpromienił się w uśmiechu. Jeszcze nie widziałem, by ktoś tak wysoko podrzucił piłkę.
I na tym mógłbym już zakończyć tę historię, ale przyniosła ona jeszcze jeden skutek. Znacznie później tego wieczoru leżeliśmy z Bethesdą w łóżku, rozdzieleni tylko owym zwiewnym szalem przetykanym srebrnymi nitkami. Przez ulotną chwilę byłem w pełni zadowolony z życia i świata. Rozluźniony i ukojony bezwiednie wyszeptałem swoje myśli.
– Może powinienem chłopaka adoptować?
– A niby dlaczego nie? – podchwyciła jak zwykle władczo, choć w półśnie Bethesdą. – Jakiego jeszcze chcesz od niego dowodu? Eko nie mógłby być dla ciebie lepszym synem, nawet gdyby płynęła w nim twoja krew.
I jak zwykle miała rację.W
SKARBIEC KRÓLA PROTEUSZA
– Opowiedz mi coś, Bethesdo – poprosiłem.
Była to najgorętsza noc najbardziej upalnego lata, jakie kiedykolwiek przeżyłem w Rzymie. Postawiłem sofę w ogrodzie wśród maków i morw w nadziei, że znajdzie mnie tam jakiś powiew wiatru, któremu zechciałoby się zabłąkać nad Eskwilin. Niebo nade mną było bezksiężycowe, czarne i gwiaździste. Sen jednak nie nadchodził. Bethesda leżała na swojej sofie niedaleko mnie. Zazwyczaj dzielimy łoże, ale tej nocy było po prostu za gorąco na jakikolwiek kontakt cielesny. Na moje zagadnięcie westchnęła ze znużeniem.
– Panie, godzinę temu chciałeś, bym ci śpiewała. Dwie godziny temu kazałeś mi obmywać ci stopy wilgotnym ręcznikiem…
– Zgadza się. Piosenka brzmiała słodko, a ręcznik był przyjemnie chłodny. Ale wciąż nie mogę zasnąć, ty zresztą też. Opowiedz mi więc jakąś historię.
Ziewnęła, zakrywając usta dłonią. Jej czarne włosy lśniły w świetle gwiazd, a płócienna koszula oblepiała jej powabne ciało niczym najzwiewniejszy muślin. Nawet ziewając, była piękna… o wiele za piękna, jak na niewolnicę takiego plebejusza jak ja, myślałem często. Fortuna uśmiechnęła się do mnie, kiedy natrafiłem onegdaj na tę dziewczynę na aleksandryjskim targu niewolników. Zastanawiam się często, czy to ja wybrałem Bethesdę, czy raczej ona mnie?
– A czemu to ja nie miałabym posłuchać ciebie? – W jej pytaniu kryła się niedwuznaczna sugestia. – W końcu uwielbiasz opowiadać o swojej pracy.
– Teraz to ja mam cię usypiać? Zawsze uważałaś moje relacje za nudne.
– Nieprawda – zaprotestowała sennie. – Opowiedz mi jeszcze raz, jak pomogłeś Cyceronowi rozwikłać sprawę kobiety z Arretium. Na rynku wciąż się o tym mówi i wszyscy wychwalają Gordianusa Poszukiwacza jako najsprytniejszego faceta w mieście, skoro udało mu się doszukać prawdy o tej makabrycznej zbrodni.
– Ale z ciebie intrygantka, Bethesdo! Myślisz, że pochlebstwami nakłonisz mnie do opowiadania? Jesteś moją niewolnicą i rozkazuję ci zabawiać mnie ciekawymi historiami.
– Albo posłucham o sprawie Sekstusa Roscjusza. – Bethesda w ogóle nie zwracała uwagi na moje słowa. – Wielki Cycero nigdy przedtem nie bronił oskarżonego o morderstwo, a cóż dopiero o ojcobójstwo! Jakże mu była potrzebna pomoc Gordianusa Poszukiwacza! Kto by pomyślał, że ta historia skończy się pokonaniem i zabiciem przez ciebie olbrzyma, który wypełzł z Cloaca Maxima, podczas gdy na Forum przemawiał Cycero…
– Nie chciałbym cię mieć za biografa! On nie był żadnym olbrzymem, i to niezupełnie ja go pokonałem i zabiłem, a choć to się działo w publicznej toalecie, facet bynajmniej nie wylazł ze ścieku. Poza tym ta historia wcale nie na tym się skończyła.
Leżeliśmy w milczeniu przez długą chwilę, słuchając cykania świerszczy. Na niebie mignęła spadająca gwiazda, co skłoniło Bethesdę do wypowiedzenia pod nosem modlitwy do któregoś z jej dziwacznych egipskich bogów-zwierząt.
– Opowiedz mi o Egipcie – powiedziałem. – Nigdy nic nie mówisz o Aleksandrii, a to takie wspaniałe miasto, takie stare i tajemnicze.
– Ha! Wy, Rzymianie, myślicie, że wszystko, co powstało przed waszym imperium, jest niezwykle stare. Aleksander ze swym miasteczkiem jeszcze się nawet nie śnił Ozyrysowi, kiedy Cheops budował swą wielką piramidę. Memfis i Teby liczyły wiele stuleci, kiedy Achajowie ruszyli na wojnę z Trojanami.
– O kobietę – przypomniałem.
– Co świadczy, że nie byli kompletnymi idiotami. Co prawda tylko idioci mogli myśleć, że Helena ukrywa się w Troi, podczas gdy ona przez cały czas przebywała w Memfis, u króla Proteusza.
– Co takiego? Nigdy czegoś podobnego nie słyszałem!
– W Egipcie wie o tym każde dziecko.
– Ale to by znaczyło, że zniszczenie Troi nie miało żadnego sensu! A ponieważ to trojański uciekinier Eneasz został później protoplastą Rzymian, cały los Rzymu jest oparty na okrutnym żarcie bogów! Lepiej trzymaj takie rewelacje dla siebie, Bethesdo, i nie rozpowiadaj ich na rynku…
– Za późno…
Nawet w ciemności nie mogłem nie dostrzec złośliwego uśmiechu na jej ustach. Zamilkliśmy znów na jakiś czas. W końcu Bethesda rzekła:
– Wiesz, nie tylko ludzie tacy jak ty potrafią rozwiązywać zagadki i odkrywać tajemnice.
– Chcesz powiedzieć, że potrafią to także bogowie?
– Nie. Mam na myśli kobiety.
– Doprawdy?
– Tak. Wzmianka o pobycie Heleny w Egipcie przypomniała mi historię króla Rampsynitosa i jego skarbca. To właśnie kobieta rozwiązała zagadkę ginącego srebra. Ale musiałeś, panie, już słyszeć tę opowieść, bo jest naprawdę bardzo znana.
– O królu Rampsy… jak mu tam?
Bethesda prychnęła cicho. Czasami ma dosyć życia w tak zacofanym w sprawach kultury kraju jak Rzym.
– Bethesdo, rozkazuję ci opowiedzieć mi o skarbcu króla Rampsy… i tak dalej.
– Dobrze, panie. Król Rampsynitos panował po Proteuszu, tym samym, który gościł Helenę, a przed królem Cheopsem*.
– Tym od piramidy. Musiał być wielkim władcą.
– Był okropnym królem, najbardziej znienawidzonym w całej długiej historii Egiptu.
– Dlaczego?
– Właśnie dlatego, że zbudował piramidę. Cóż ona znaczyła dla zwykłych ludzi, poza nie kończącą się pracą i strasznymi podatkami? W pamięci Egipcjan Cheops zapisał się jak najgorzej; ludzie plują, wypowiadając jego imię! Tylko przybysze z Rzymu i Grecji patrzą na piramidę i widzą coś wspaniałego. Egipcjanin patrzy na nią i mówi: „O, tam jest kamień, który złamał grzbiet mojemu pradziadowi”, albo: „Przez tamten ozdobny pylon zbankrutowało gospodarstwo wuja mojego pradziada”. O, król Rampsynitos podobał się ludziom o wiele bardziej.