Twarz Benedicta wykrzywił grymas gniewu, ale głos porażał spokojem.
– Jeszcze raz odezwiesz się podobnym tonem, a wyrzucę cię na zbity pysk. Czy to jasne? – rzucił ironicznie.
Paul przypomniał sobie, po co tu przyjechał i ostatkiem woli opanował się.
– Przestańmy zachowywać się jak dwóch rozsierdzonych nastolatków. Nie lubimy się, ale w tej chwili to bez znaczenia. Przybyłem tutaj nie po to, by dowodzić swoich racji, ale z zamiarem dostarczenia dowodu, że Julie nie zamierzała, od samego początku, brać udziału w zastawianiu na ciebie pułapki. To, co tam zobaczyła, w połączeniu z nieodpowiadaniem przez ciebie na listy, zabolało ją mocniej, niż możesz sobie wyobrazić. Jej rodzina martwi się o nią… ja też.
– Ty? – Zack roześmiał się arogancko. – A to dlaczego?
– Bo w przeciwieństwie do ciebie czuję się odpowiedzialny za rolę, jaką odegrałem w Meksyku, i za wstrząs, jaki przeżyła. – Paul sięgnął po aktówkę i wyciągnął z niej sporych rozmiarów kopertę. Zatrzasnął zamek i wstał. Z wyrazem niesmaku na twarzy rzucił kopertę na biurko Zacka. – I dlatego, że kocham Julie.
Benedict nawet nie spojrzał na biurko.
– Jakoś mnie nie zaskoczyłeś – powiedział drwiąco.
– Może jesteś jasnowidzem – warknął Paul. – W każdym razie w tej kopercie znajdziesz dowody: dwie kasety wideo i list. Nie musisz wierzyć mi na słowo, Benedict, zobacz sam. A potem, jeżeli masz w sobie choć trochę przyzwoitości, postaraj się ulżyć jej cierpieniom.
– Jak myślisz, ile mnie będzie kosztować to łagodzenie cierpień? – zapytał Zack z druzgocącą ironią. – Milion wystarczy? Dwa? A może więcej, bo przecież zamierzacie podzielić się łupem.
Paul oparł dłonie o blat biurka, pochylił się i gwałtownie powiedział:
– Powinienem był pozwolić, by Federales, w drodze do granicy Teksasu, skatowali cię do nieprzytomności.
– Naprawdę? A czemu tego nie zrobiłeś?
Richardson wyprostował się i obrzucił Benedicta pogardliwym spojrzeniem.
– Bo Julie, zanim cię wydała, kazała mi przyrzec, że nie pozwolę, by cię skrzywdzono. Okłamała cię tylko w sprawie ciąży. Powiedziała tak, bo chciała, byś pozwolił jej przyjechać do siebie. Musiała być niespełna rozumu, gdy wydawało się jej, że jest w tobie zakochana, ty zimny, arogancki draniu.
Na te słowa Benedict podniósł się i wyszedł zza biurka.
– Spróbuj tylko! – Paul w prowokacyjnym geście zacisnął dłonie w pięści i wyciągnął przed siebie ramiona. – Spróbuj no, ty gwiazdorze filmowy. Tylko zacznij, skończę ja.
– Wystarczy! – zagrzmiał Matt Farrell i pochwycił Zacka za ramię. – Richardson, twoje pięć minut się skończyło. O'Hara! – zawołał – odprowadź pana Richardsona.
Joe O'Hara natychmiast stanął w drzwiach, za którymi najwyraźniej podsłuchiwał.
– Cholera, właśnie zaczynało się rozkręcać – powiedział z żalem. Patrzył na Richardsona z niejakim podziwem. Przesadnie uniżonym gestem wskazał drogę. – Nigdy nie spotkałem człowieka prawa, z tych w garniturkach, który by miał ochotę wychylić się zza swej odznaki i wyciągnąć pięści. Proszę pozwolić, że odprowadzę do samochodu.
Jego humor nie zdołał rozładować napięcia. Po ich wyjściu w pokoju na chwilę zapanowało głuche milczenie.
– Myślę, że powinniśmy sobie pójść – odezwał się Matt.
– A ja uważam – sprzeciwiła się Meredith, zaskakując obydwu mężczyzn- że powinniśmy zaczekać, aż Zack zapozna się z zawartością koperty. – Zwróciła się w stronę Benedicta. – Myślę także, że nadszedł czas, bym ci powiedziała, co o tym wszystkim myślę: Julie kochała cię naprawdę. I wierzę w każde słowo Richardsona.
– Jeżeli tak uważasz – odpowiedział Zack z kąśliwym sarkazmem – to sugeruję, byś zabrała te dowody i sama je obejrzała. Potem możesz je spalić.
Twarz Matta zbielała z gniewu.
– Daję ci pięć sekund na przeproszenie mojej żony.
– Wystarczą mi dwie – powiedział Zack chłodno, a Meredith uśmiechnęła się, jeszcze zanim Matt zdążył się rozpogodzić, bo słuchała słów, a nie tonu przyjaciela. Zack wyciągnął ku niej dłoń i uśmiechnął się niepewnie. – Przepraszam, zachowałem się niewybaczalnie niegrzecznie.
– Nie było tak źle. – Patrzyła w jego oczy, jakby czegoś w nich szukała. – Ale przyjmę twoją propozycję i zabiorę kopertę, jeżeli nie masz nic przeciwko temu.
– Skoro twój mąż wciąż rozważa, czy ma mnie uderzyć, na co zasłużyłem- powiedział Zack chłodno – nie sądzę, bym powinien ryzykować odmową.
– Tak będzie najrozsądniej – zgodziła się. Przeniosła wesołe spojrzenie na męża. Wzięła kopertę z biurka i wsunęła dłoń pod ramię Matta. – Kiedyś wspomnienie mojego imienia przyprawiało cię o podobną furię – przypomniała łagodnie. Starała się załagodzić napięcie między mężczyznami.
Grymas gniewu na twarzy Matta przeszedł w zakłopotany uśmiech.
– Naprawdę byłem takim bałwanem jak Zack? Roześmiała się.
– Odpowiedź na to pytanie mogłaby mnie skłócić z którymś z was. Matt z czułością rozburzył włosy żony i przyciągnął ją do siebie.
– Przebierzemy się i spotkamy na przyjęciu – rzuciła przez ramię, gdy wychodzili z pokoju.
– Świetnie.
Zack patrzył za nimi, zamyślony nad bliskością, jaka połączyła tych dwoje, i zmianą, jaka zaszła w przyjacielu. Kiedyś, nie tak dawno temu, wyobrażał sobie, że razem z Julie… Podszedł do okna i rozsunął zasłony. Ogarniała go wściekłość na siebie za myśl o Julie. Nie był pewien, czym bardziej pogardzał – jej perfidią czy własną naiwnością.
Miał trzydzieści pięć lat, a ona sprawiła, że pisał pełne naiwności listy miłosne i godzinami wpatrywał się w jej zdjęcie, nie wspominając o ryzykowaniu głową, by kupić odpowiedni pierścionek ślubny u jednego z najbardziej znanych jubilerów Ameryki Południowej. Wstyd i pogarda dla siebie dorównywały upokorzeniu wywołanemu świadomością pobicia, dzięki telewizji, na oczach połowy świata. Za to też była odpowiedzialna. I każdy posiadacz telewizora dowiedział się o jego ślepym, szaleńczym zadurzeniu w nauczycielce z małego miasteczka, o tym, że ryzykował życiem, by się z nią połączyć.
Wreszcie zdołał wyrzucić ją z myśli. Wyjrzał przez okno na rosnący tłum gości, przybywających na popołudniową zabawę. Glenn Close rozmawiała z Julie Roberts, a gdy uniosła głowę, ujrzała go w oknie i pomachała do niego ręką.
Zack odwzajemnił pozdrowienie. Na trawniku jego posiadłości, gotowe zareagować na skinienie palca, znalazły się najpiękniejsze kobiety świata. Zack oparł się o framugę okienną i szukał wzrokiem takiej, która by się czymś wyróżniała, podziałała na niego: wyjątkowymi oczami, romantycznym wykrojem ust, gęstwą lśniących, zdrowych włosów… kogoś pełnego ciepła, inteligentnego, mającego cele i ideały… kogoś, kto stopiłby w nim lód. Odsunął się od okna i ruszył w głąb mieszkania, aby zmienić ubranie.
Na całym świecie nie było takiej, która jak pochodnia zdołałaby ogrzać go i sprawić, by poczuł się jak w Kolorado. A nawet gdyby… nigdy już nie pozwoli pokierować się szczeniackim uczuciom. Zachowanie zakochanego uczniaka to nie dla niego, w Kolorado musiał chyba zwariować. Bez wątpienia zadziałała kombinacja czasu i miejsca. W normalnych warunkach nigdy nie zapałałby taką namiętnością do żadnej kobiety.