Выбрать главу

– Będziesz narzeczonym dopiero po włożeniu pierścionka na jej palec. Tradycja i przestrzeganie form mają swoje uzasadnienie, młody człowieku. Tak jak i seksualna wstrzemięźliwość przed ślubem, przydają temu wydarzeniu specjalnej rangi.

– Wyśmienicie – powiedział Zack, nieco rozdrażniony.

– Kiedy chcesz się ożenić? – Mathison uśmiechnął się.

– Tak szybko, jak to możliwe, najdalej za kilka tygodni. Porozmawiam z Julie.

– Na pewno nie potrzebujesz, pomocy, mamusiu? – zawołała Julie. Patrzyła, jak matka kładzie tacę z ciasteczkami na stole w jadalni.

– Nie, kochanie. Wy, dzieci, zostańcie w salonie i porozmawiajcie sobie. Tak miło widzieć was szczęśliwych, całą trójkę.

Julie była niemal tak zdenerwowana jak szczęśliwa. Popatrzyła na zamknięte drzwi gabinetu ojca, potem na Teda i Katherine, którzy objęci siedzieli na kanapie i serdecznie docinali jej, nawiązując do przemowy Zacka w sali gimnastycznej.

– Co oni tam, u licha, robią? – zastanawiała się na głos.

Ted spojrzał na zegarek i wykrzywił twarz w uśmiechu.

– Przecież wiesz. Tato wygłasza przyszłemu panu młodemu to swoje słynne przedmałżeńskie kazanie.

– Właściwie Zack nie poprosił mnie ponownie, bym za niego wyszła.

– Po tych wszystkich wspaniałych słowach, wygłoszonych dzisiaj w obecności połowy miasta, nie masz chyba wątpliwości! – Katherine popatrzyła na szwagierkę z niedowierzaniem.

– No… nie. Ale tato coś go za długo trzyma.

– Staruszek odczuwa ojcowską potrzebę rozerwania go na strzępy, za porwanie cię i… – powiedział Ted, nie kryjąc zadowolenia.

– Zack wycierpiał aż nadto za to, co mi zrobił – rzekła Julie z przejęciem.

– Będzie cierpiał bardziej, jeżeli połknie haczyk i jak wszyscy przystanie na postawione mu warunki. – Katherine stłumiła chichot i pociągnęła łyk coca-coli.

– To znaczy? – Julie nie zrozumiała.

– No wiesz, takie tam: tradycja najważniejsza… najlepsze długie narzeczeństwo… Tato próbuje nabrać na to wszystkich narzeczonych.

– A, o to chodzi! – Julie roześmiała się. – Zack nigdy się nie zgodzi. Jest starszy, mądrzejszy i bardziej światowy od mężczyzn, z jakimi tatuś miał dotychczas do czynienia.

– Zgodzi się – powiedział Ted ze śmiechem – bo jaki ma wybór? Tato jest nie tylko mądrym duchownym, który udzieli wam ślubu, ale także twoim ojcem, a Zack dobrze wie, że zapracował u niego na grubą krechę. Dlatego przystanie na wszystko, dla ciebie i w imię rodzinnej harmonii.

– Mówisz tak, bo sam się zgodziłeś – wtrąciła Katherine.

– Przestań, zawstydzasz Julie. – Ted pochylił się i żartobliwie skubnął wargami jej ucho.

– Twoja siostra się śmieje, rumienisz się ty.

– Dlatego, moja ty gadatliwa żonko, bo pamiętam ten najdłuższy, najbardziej dotkliwy miesiąc w życiu, a także naszą noc poślubną, po miesiącu abstynencji.

Katherine popatrzyła na niego i na chwilę zapomniała o obecności Julie.

– Była cudowna – zaprotestowała. – Wyjątkowa, jak nasz pierwszy raz. Myślę, że to właśnie powód, dla którego twój ojciec prosi narzeczonych, by zaczekali do nocy poślubnej, nawet jeżeli wcześniej już ze sobą byli.

– Czy ktoś zauważył, że ja słyszę to wszystko? – Julie próbowała żartować drżącym głosem.

Drzwi gabinetu otworzyły się i wszyscy popatrzyli w tę stronę. Wielebny wyglądał na wielce z siebie zadowolonego, Zack na oszołomionego i rozdrażnionego. Ramionami Teda wstrząsnął śmiech.

– Dał się wziąć! – wykrztusił. – Ma tę samą ogłupiałą i rozzłoszczoną minę, jak oni wszyscy! Mój ekranowy bohater! – Kręcił z niedowierzaniem głową. – A ja trzymałem w pokoju plakaty z tym człowiekiem! W rękach tatusia okazał się zwykłym śmiertelnikiem, miękkim jak wosk, niczego nie podejrzewającym naiwniakiem. Więzienie go nie złamało, ale tatuś sobie poradził!

Zack rzucił zamyślone spojrzenie w stronę rozbawionej grupy i ruszył, by do nich dołączyć. Ale zatrzymała go matka Julie, zapraszając do jadalni na ciasteczka. Odwrócił się.

– Nie, dziękuję, pani Mathison – popatrzył na zegarek – jest późno. Muszę jeszcze znaleźć hotel.

Pytająco popatrzyła na męża, ten uśmiechnął się i skinął głową.

– Bardzo byśmy chcieli, by został pan u nas – powiedziała.

Zack pomyślał o licznych telefonach, jakie musi załatwić w czasie pobytu w Keaton, o zamieszaniu, jakie wprowadziłby do tego domu. Przecząco potrząsnął głową.

– Dziękuję, ale chyba będzie lepiej, jeżeli zatrzymam się w hotelu. Przywiozłem ze sobą całą masę pracy, a doślą mi jeszcze więcej papierzysk, przewiduję też zebrania w interesach – dorzucił na widok jej szczerze zmartwionej miny. – Myślę, że apartament hotelowy bardziej nada się do tych celów – tłumaczył.

Nie zauważył niespokojnego spojrzenia, jakie posłała mu Julie na wzmiankę o apartamencie. Z niecierpliwością oczekiwał chwili, gdy w hotelu zamówi szampana, a potem weźmie ją w ramiona i z pełną pompą oświadczy się.

– Odwieziesz mnie? – zapytał.

ROZDZIAŁ 81

Pół godziny później zajechali pod jedyny w Keaton motel.

– Nasz najlepszy – powiedziała Julie. – Wcześniej Ted i Katherine podrzucili ich do domu Julie, skąd Zack zabrał bagaże. Dalej pojechali jej samochodem.

Zack z niedowierzaniem patrzył na długą ruderę, straszącą rozmieszczonymi co dwanaście stóp czarnymi drzwiami, przypominającymi zepsute zęby, na pusty basen położony tuż obok szosy. Uniósł wzrok i na głos odczytał neon nad budynkiem:

– „Motel Zatrzymaj Się Na Chwilę”. Chyba znajdzie się w okolicy coś lepszego?

– Niestety – powiedziała, ledwie powstrzymując śmiech.

Stary mężczyzna, w stetsonie na głowie, z policzkami wydętymi przeżuwanym tytoniem, siedział na metalowym krześle przed drzwiami recepcji i rozkoszował się wieczornym, przesyconym żywicą powietrzem.

– Witaj, Julie – zawołał. Wystarczyło mu jedno spojrzenie rzucone spod ronda kapelusza, by ją rozpoznać.

Zack porzucił wszelką nadzieję na znalezienie godnego kochanków, anonimowego, romantycznego miejsca. Do biura wchodził w całkiem już podłym humorze.

– Mogę zatrzymać na pamiątkę? – zapytał właściciel, gdy Zack podsunął mu formularz z nazwiskiem.

– Oczywiście.

– Zack Benedict – odczytał tamten z szacunkiem, uniósł kartę i przyglądał się podpisowi.

– Zack Benedict w moim hotelu, kto by pomyślał, że to możliwe!

– Ja z pewnością nie – zauważył Zack chłodno. – Chyba nie macie apartamentu?

– Są pokoje dla nowożeńców.

– Żartujesz, człowieku! – Zack obejrzał się na szpetny budynek, potem zarejestrował obraz Julie, z łobuzerskim uśmiechem na twarzy, opartej o drzwi biura, i humor od razu mu się poprawił.

– Apartament nowożeńców jest wyposażony w kuchenkę – zachwalał właściciel.

– Jakie romantyczne, biorę – powiedział Zack. Za plecami usłyszał stłumiony śmiech Julie. Sam też się uśmiechnął.

– Chodźmy. – Poprowadził ją w stronę drzwi apartamentu, a człowiek z recepcji wyszedł na zewnątrz i patrzył za nimi. – Czy mi się wydaje – zapytał Zack, wpuszczając Julie do środka – że ten gość filuje, czy wejdziesz?

– Nie tylko, jeszcze czy zamkniemy drzwi i jak długo u ciebie zostanę. Jutro całe miasto będzie znało odpowiedź na każde z tych pytań.

Zack nacisnął kontakt na ścianie, spojrzał na pokój i natychmiast zgasił światło.

– Ile czasu możemy spędzić u ciebie w domu bez wywołania plotek?