Zack oderwał wzrok od narzeczonej i z pogardą spojrzał na starą kobietę.
– Mów, z czym przyszłaś, a potem zniknij z mojego życia raz na zawsze.
Nie odpowiedziała atakiem na szorstkie słowa, tylko skinęła głową i łamiącym się głosem zaczęła:
– Przyszłam powiedzieć… jak bardzo żałuję tego, co ci zrobiłam…
– Przyjąłem do wiadomości – przerwał chłodno – a teraz się wynoś.
– Przyszłam także prosić, byś mi wybaczył.
– Nie bądź śmieszna!
– Powiedzieć ci, że ja… ja… – Głos uwiązł jej w gardle, bezradnie rozglądała się za Julie, ale ta już wyszła do kuchni. Stara kobieta w błagalnym geście wyciągnęła rękę i szepnęła: – Zachary, proszę…
Zack popatrzył na dłoń o arystokratycznym kształcie; ręka była teraz starsza i chudsza, złota obrączka na palcu stanowiła jej jedyną ozdobę. Nie poruszył się, więc babka cofnęła dłoń i dumnie zadarła brodę.
– Nie będę błagać. – Odwróciła się w stronę okna, wyprostowała ramiona i spoglądając na zaciszną uliczkę, powiedziała: – Przyszłam z zamiarem wytłumaczenia ci kilku spraw, więc to zrobię. – Przez chwilę milczała, a gdy przemówiła, w jej głosie zabrzmiała niepewność, której Zack nigdy wcześniej nie słyszał. – Tuż przed śmiercią Justina weszłam na górę, by zmienić kwiaty w wazonie na podeście. Słyszałam, jak u niego w pokoju kłóciliście się obydwaj o to, który ma iść z Amy Price na tańce w klubie… – Odetchnęła głęboko i opowiadała dalej. – Kilka minut później rozległ się strzał – Justin nie żył.
Obejrzała się przez ramię i powiedziała z goryczą:
– Byłam pewna, że kłamiesz, gdy mówiłeś policji o przypadkowym strzale, widziałam to w twoich oczach. I pomyślałam, że kłamstwo dotyczy tylko tego „przypadkiem”.
Zack patrzył na niekłamaną rozpacz na twarzy babki i z całych sił zmuszał się, by nie poddać się nastrojowi. Był zaskoczony wiadomością, że słyszała jego kłótnię z Justinem, zrozumiał, jakie to musiało być dla niej straszne. Nie wiedziała przecież, że tamtego popołudnia starał się odwieść brata od rezygnacji z towarzyszenia Amy Price.
– Proszę – rzekła ochrypłym głosem – powiedz coś!
Julie, już od pewnego czasu przysłuchująca się rozmowie, delikatnie poruszyła kwestię, o którą Zack nie odważył się zapytać.
– Pani Stanhope, dlaczego nie wspomniała pani policji o kłótni Zacka z bratem?
Margaret Stanhope, jakby zawstydzona własną słabością, opuściła wzrok na dłonie zaciśnięte na rączce laski.
– Nie mogłam – wyznała z trudem – znieść widoku Zacka, ale także myśli, że zamkną go w więzieniu. – Uniosła wzrok na obojętną twarz wnuka. – Więc usunęłam cię sprzed moich oczu, z domu, odseparowałam od rodzeństwa. Wiedziałam, że świetnie sobie poradzisz – dodała głosem nabrzmiałym emocją.- Widzisz… wiedziałam, Zachary, że jesteś najsilniejszym z moich wnuków. – Znów odetchnęła głęboko. – I najinteligentniejszym. I najdumniejszym. – Zack wciąż milczał. – Twój dziadek kazał Fosterowi i tobie przysiąc, iż nie zdradzicie prawdy o śmierci Justina, o przyczynie samobójstwa. Foster złamał tę obietnicę w dniu, gdy zwolniono cię z więzienia. Czuł, że spotkała cię zbyt wielka niesprawiedliwość, dłużej nie mógł tego znieść. Teraz samotnie muszę unieść świadomość krzywd, jakie ci wyrządziłam. To ja pozbawiłam cię brata i siostry, ja wygnałam z domu, który ci się prawnie należy, ja przekonałam Julie, że jesteś zdolny do morderstwa. I to ja wystraszyłam ją do tego stopnia, że wydała cię władzom.
Skończyła i z nadzieją czekała na gest wnuka, ale on milczał. Popatrzyła bezradnie na Julie.
– Mówiłam ci, on nie wybaczy. Jest zbyt podobny do mnie, by rozgrzeszyć niewybaczalne. – Odwróciła się i zrobiła krok w stronę drzwi, ale przystanęła i przez ramię popatrzyła na Zacka ze smutnym uśmiechem. – Jakżesz żałośnie muszę wyglądać teraz w twoich oczach, zawsze ślepa! Zmarnowałam życie, walcząc z miłością do twojego dziadka, potem do ciebie. A teraz Julie mówi mi, że obaj kochaliście mnie bardziej, niż mogłam kiedykolwiek przypuszczać. Resztę moich dni spędzę na żałowaniu zmarnowanych lat, mojej głupoty, okrucieństwa, niedostrzegania spraw, jakie każdy dostrzegał. Odpowiednia dla mnie kara, prawda, Zack?
– Nie! – wybuchnęła Julie. Patrzyła na pulsującą żyłkę na szyi Zacka, widziała, jak ze sobą walczy. – Wcale nie, i on świetnie o tym wie! – Wysunęła rękę, dotknęła jego napiętej twarzy; unikała zimnego spojrzenia. – Nie pozwól, Zack, by tak się stało – powiedziała łagodnie. – Masz okazję zakończyć rodzinne nieporozumienia. Kochałeś swoją babkę, jestem tego pewna! Przekonał mnie o tym ton twojego głosu, gdy w Kolorado opowiadałeś mi o niej. Słyszała twoją kłótnię z Justinem, tuż przed jego śmiercią. Czy wiedziałeś o tym?
– Nie – przyznał szorstko. Mocniej ścisnęła jego ramię i pełnym rozpaczy głosem powiedziała:
– Mnie wybaczyłeś o wiele gorsze rzeczy.
Pani Stanhope odwróciła się, by odejść, ale w progu przystanęła, sięgnęła do torebki i wyjęła małe, obite aksamitem pudełeczko.
– Dla ciebie. – Wyciągnęła rękę w stronę Zacka. Ani drgnął, podała więc puzderko Julie. – To zegarek dziadka Zacka. – Wyprostowała się, skinęła dziewczynie. – Dziękuję ci za to wszystko, co próbowałaś zrobić dla ratowania mojej rodziny. Jesteś niezwykłą młodą kobietą, serdeczną i dzielną, na pewno odpowiednią żoną dla mojego wnuka – dodała ze smutnym uśmiechem, głos jej drżał. Sięgnęła do klamki.
Za jej plecami rozległ się szorstki głos Zacka:
– Julie zrobiła herbatę, pewnie chciałaby, żebyś została. – Na więcej nie potrafił się zdobyć, ale deklaracja rozejmu została przyjęta.
Pani Stanhope popatrzyła na dumnego, wysokiego, przystojnego mężczyznę, który pozostał na powierzchni i odniósł sukces, mimo piętrzących się przed nim przeszkód. A teraz miał u boku dzielną kobietę, którą kochał.
– Twoja siostra i brat czekają w samochodzie – powiedziała babka ochrypłym głosem. – Chcieliby się z tobą spotkać… jeżeli zechcesz.
Julie wstrzymała oddech, bo Zack wyraźnie się zawahał, ale zaraz, gdy powoli wyszedł na werandę, odetchnęła z ulgą.
Zatrzymał się przed balustradą i z rękami w kieszeniach patrzył na zaparkowaną przy krawężniku limuzynę. Nie ruszy się dalej, pomyślała, nie przejdzie nawet pół drogi, ale daje im szansę.
Podjęli ją.
Tylne drzwi limuzyny otworzyły się gwałtownie i z samochodu wyskoczył na chodnik chłopczyk w ciemnym garniturze i krawacie, za nim, już stateczniej, wysiedli jego matka i wujek – brat Zacka. Chłopiec wbiegł po stopniach i stanął przed Zackiem. Z odchyloną do tyłu głową patrzył w twarz mężczyzny.
– Czy ty rzeczywiście jesteś moim wujkiem Zackiem? – zapytał.
Zack spojrzał w dół, na ciemne włosy chłopca i uśmiechnął się. Znowu rysy Stanhope'ow wzięły górę; mały był jego wierną kopią z czasów dzieciństwa.
– Tak – potwierdził. – A ty kim jesteś?
– Jamison Zachary Arthur Stanhope. – Chłopczyk uśmiechnął się. – Możesz mi mówić Jamie, jak wszyscy. Mama nazwała mnie Zachary po tobie, babcia była wściekła – zwierzył się.
Zack pochylił się i objął dziecko ramieniem.
– Nie wątpię – powiedział z przekąsem.
Julie stała w drzwiach i obserwowała, co się wydarzy. Usłyszała głos Zacka.
– Halo, Elizabeth!
Wzruszona patrzyła, jak siostra wbiega po schodach i rzuca mu się w ramiona. Brat Zacka stał z niepewną miną.
– Nie będę miał ci za złe, jeżeli nie podasz mi ręki – powiedział. -Na twoim miejscu tak bym postąpił.
Zack jednym ramieniem objął siostrzeńca i płaczącą siostrę, drugą rękę wyciągnął do brata. Alex jakby się zawahał, ale zaraz uścisnął ją serdecznie.