– Próbowałam, doktorze Hawkins.
– To próbuj dalej – powiedział, przybierając nieco ostrzejszy ton. -Z tego draństwa wylewa się sześćset centymetrów sześciennych krwi na minutę. Jeśli tego nie zatamujesz, pacjentka ci się wykrwawi!
Przez chwilę przyglądał się, jak doktor Chang ostrożnie kładzie ręce na dnie macicy, by rozpocząć ucisk, po czym położył na nich swoje dłonie i zademonstrował, jak masować mięsień z większą siłą, rytmicznymi, zdecydowanymi ruchami.
– Już lepiej – powiedział. – Tak trzymaj, ale przygotuj plan awaryjny na wypadek, gdyby masaż nie pomógł. Co wtedy zrobisz?
– Podam pacjentce prostaglandynę?
– Słusznie, ale należałoby zacząć od łagodniejszych leków. – Spojrzał na kroplówkę. – Co w tym jest?
– Ringer's plus ampułka pitocyny.
– Odkręć to na maksa – polecił Brad anestezjologowi. – I dodaj dwadzieścia jednostek, dobrze? Jak z jej objawami czynności życiowych?
– Ciśnienie w normie – powiedział anestezjolog – ale pojawił się lekki częstoskurcz.
– Krew gotowa?
– Dwie jednostki.
– Lepiej przygotuj jeszcze dwie – powiedział Brad do anestezjologa. -Niech przyślą je natychmiast. Podałeś jej metylergometrynę?
– Jeszcze nie.
– Może dobrze byłoby podać jej domięśniowo dwie dziesiąte miligrama?
– Robi się – odparł anestezjolog.
Brad w skupieniu obserwował sytuację. Mimo poprawionej techniki masażu krwotok nie ustawał. Brad oszacował, że pacjentka straciła już około litra krwi.
– No dobrze, Mei Mei – powiedział. – Pitocyna i metylergometryna gotowe. Przyszykowałaś prostaglandynę?
– Jeszcze o nią nawet nie poprosiłam – przyznała zawstydzona. Brad zwrócił się do pielęgniarki.
– Spróbuj wygrzebać skądś trochę piętnasto-metylowej prostaglandyny F-2 alfa. Dwie piąte miligrama od razu nabierz do strzykawki.
Kiedy pielęgniarka wyszła z sali, Brad zamyślił się. Przewlekły krwotok poporodowy spowodowany atonią maciczną stanowił zagrożenie dla życia. Zazwyczaj tamowano go prostymi środkami jak leki i masaż; kiedy jednak to się nie udawało, doświadczony chirurg musiał działać ostrożnie, krok po kroku.
– Nie trać głowy, Mei Mei – powiedział spokojnym tonem. – Prostaglandynę podaj od razu, kiedy będzie gotowa, ale na wszelki wypadek zachowaj czujność.
Pielęgniarka przygotowała zastrzyk. Brad pokazał Chang, jak wstrzyknąć lek prosto do mięśnia macicznego. Kiedy lekarka wznowiła masaż, wszyscy wbili wzrok w macicę, wypatrując oznak twardnienia.
– Jak długo mam to robić? – spytała.
– Góra pięć minut – odparł Brad. – Jaka jest w dotyku?
– Nie wyczuwam żadnej zmiany.
Rzeczywiście, fioletowa masa wydawała się miękka jak rybie mięso, a krew wciąż wylewała się do miednicy. Pacjentka straciła kolejne pięćset centymetrów sześciennych. Nie przyniesiono jeszcze krwi do transfuzji; jeśli krwotok nie zostanie szybko zatrzymany, może nastąpić zapaść.
– No dobrze, Mei Mei, przechodzimy do planu B – powiedział Brad. -Co zamierzasz zrobić?
– Podwiązać tętnicę biodrową wewnętrzną? – zaryzykowała.
– To standardowa odpowiedź udzielana na egzaminach – przyznał Brad. -Ale jedna pacjentka umarła na moich oczach po tym, jak chirurg przeciął tętnicę. Nie jest to łatwy zabieg i wymaga sporego doświadczenia. Może zaczniemy od tamponady macicy?
W drżącym głosie doktor Chang brzmiała niepewność.
– Zdawało mi się, że to jest nieskuteczne?
– Nic nie jest skuteczne, dopóki się nie spróbuje. No, dawaj.
Spojrzał na lekarkę. Widać było, że jest mocno przejęta. W takich chwilach niepewni własnych umiejętności chirurdzy szli na łatwiznę i decydowali się na wycięcie macicy. Dla kobiety, która zaszła w ciążę po raz pierwszy, było to druzgocącym ciosem. O wiele lepiej, pomyślał, wypróbować wszystkie dostępne możliwości, pod warunkiem że nie wyklucza tego stan pacjentki.
Brad związał dwa tampony i wsunął je do jamy macicy. Miał nadzieję, że ucisk od wewnątrz połączony z masażem macicy spowoduje zatamowanie krwotoku. Kiedy wszystko znalazło się na swoim miejscu, Brad zaczął energicznie ugniatać zwiotczały mięsień. Po dwóch minutach stało się jasne, że ten fortel także okazał się nieskuteczny. Tampony zmieniły się w mokrą, szkarłatną bryłę.
– No cóż, warto było spróbować – skwitował krótko. – No to zaczynamy plan C. Jak ciśnienie?
– Skurczowe spadło do dziewięćdziesięciu – odparł anestezjolog. – Nie nadążam z uzupełnianiem płynów.
– Może spróbujemy embolizacji terapeutycznej tętnicy macicznej? -spytała doktor Chang.
– Dobra myśl – powiedział Brad – to mogłoby się udać, gdybyśmy mieli czas. Ale nie mamy. Moglibyśmy zszyć tętnice maciczne, ale jest jeszcze inna możliwość. Słyszałaś o szwie B-Lynch?
Chang pokręciła głową. Brad wyrzucił przesiąknięte krwią tampony poprosił pielęgniarkę o przygotowanie nici. Wziął siedemdziesięciomilimetrową igłę o stępionej końcówce i okrągłym przekroju, a następnie polecił siostrze nawlec katgut chromowy numer dwa. Rozglądając się po sali operacyjnej, Brad zauważył, że wszyscy patrzą na niego w skupieniu, a kilka osób wstrzymało oddech. Teraz albo nigdy.
Kiedy imadło do igieł zostało przygotowane, Brad zręcznie założył pierwszy szew pod dolnym nacięciem macicy. Poprosił doktor Chang, by w czasie szycia nie przerywała ucisku. Następnie przeciągnął nić nad macicą i poprowadził z powrotem w dół. Zamierzał ciasno owinąć nią krwawiący narząd, by ucisk był stały i jednorodny. Na koniec zawiązał końce nici w bezpieczny chirurgiczny węzeł. Macica wyglądała teraz jak okrągła paczka mocno przewiązana sznurkiem. Pozostawało tylko czekać.
Powoli, ale zauważalnie, ściśnięta macica zaczęła twardnieć. Mięsień napiął się, a niedawno jeszcze fioletowe włókna szarzały i marszczyły się w miarę ustawania krwotoku. Brad pozwolił sobie na głębokie westchnienie. Uniósłszy głowę, zobaczył pełne ulgi spojrzenie doktor Chang.
– W samą porę – powiedział.
– Dobra robota, doktorze Hawkins – stwierdził anestezjolog. – Już zaczynałem się niepokoić. Wszystko pod kontrolą?
– Prawie. Sprawdź hematokryt, żebyśmy wiedzieli, jak stoimy z podawaniem środków krwiozastępczych. Mei Mei, zszyjesz pacjentkę?
Lekarka, wciąż rozdygotana, z wdzięcznością skinęła głową. Wyciągnęła drżącą rękę, by założyć pierwszy szew. Przy pomocy Brada szyła powoli i spokojnie, najpierw zamykając macicę, a potem powięź. Następnie spięli skórę zszywkami z nierdzewnej stali. W sumie operacja trwała czterdzieści pięć minut.
Brad wziął kartę od anestezjologa i wyszedł, by wpisać do niej krótką notatkę. W pokoju pielęgniarek jedna z sióstr powiedziała mu, że wreszcie udało się złapać Summersa i spytała, czy ma go wezwać do szpitala. W pierwszej chwili Brada korciło, by podnieść słuchawkę i powiedzieć temu kretynowi, co o nim myśli. W końcu jednak powściągnął gniew. Może to lepiej dla pacjentki, że nie dostała się w ręce Summersa, którego umiejętności były mocno wątpliwie.
Po wpisaniu swoich uwag do karty Brad podniósł słuchawkę i poprosił telefonistkę, by połączyła go z gabinetem Nbele. Telefon zadzwonił trzy, potem cztery razy. Nikt nie odbierał. To dziwne, pomyślał Brad. Może poszli kogoś odwiedzić albo wędrowali korytarzami szpitala. Tak czy inaczej, musi jeszcze omówić parę spraw z doktor Chang.
W sali operacyjnej pielęgniarki nakładały sterylne opatrunki na brzuch pacjentki. Wkrótce rurka dotchawicza została wyjęta z gardła Melissy Alexander. Kiedy tylko kobieta zaczęła oddychać samodzielnie, przeniesiono ją na nosze i zawieziono do sali pooperacyjnej. Stan dziecka uległ wyraźnej poprawie; malec leżał już w sali dla noworodków.
Brad omówił pooperacyjne zalecenia z doktor Chang. Poziom hematokrytu u pacjentki spadł z trzydziestu sześciu – tyle wynosił przed operacją – do dwudziestu trzech. Jednak objawy czynności życiowych były w normie, a kobieta otrzymywała dużo płynów i wyglądało na to, iż można się wstrzymać z transfuzją. Brad polecił wykonać badania krzepliwości. Jeśli wyniki będą w normie, prawdopodobnie nic złego tej nocy już się nie wydarzy.