Выбрать главу

Zgodnie z jej przewidywaniami, był tak samo imponujący jak reszta nowojorskiej siedziby. Mimo malowniczej panoramy Nowego Jorku, którą można było oglądać z trzech stron, mimo wysokiego sufitu z morzem świetlnych punkcików oraz wyściełanych mebli wibrujących najrozmaitszymi odcieniami topazów i szmaragdów, siedzący za mahoniowym biurkiem mężczyzna przyciągał uwagę.

Co on w sobie ma, u diabła, po raz kolejny pomyślała Ewa, gdy Roarke wstał, obdarzając ją czarującym uśmiechem.

– Porucznik Dallas – powiedział z tą swoją fascynującą irlandzką śpiewnością – miło mi, że cię widzę, jak zawsze.

– Może zmienisz zdanie, kiedy poznasz cel mojej wizyty. Uniósł brew.

– Więc wejdź i powiedz, o co chodzi. Potem zobaczymy. Napijesz się kawy?

– Nie próbuj odwracać mojej uwagi. – Podeszła bliżej. Potem, by zaspokoić ciekawość, przeszła się po pokoju. Był tak duży jak helikopter i miał wszelkie udogodnienia pięciogwiazdkowego hotelu: zautomatyzowany barek, ekran na całą ścianę, wygodny wyściełany fotel z video i nastrojową muzyką. Z lewej strony umieszczona była ogromna wanna z biczem wodnym oraz elektroniczna suszarka. Wszystkie standardowe, lecz najnowocześniejsze urządzenia biurowe, były wbudowane w ścianę.

Roarke obserwował Ewę z dobrotliwym wyrazem twarzy. Podziwiał sposób, w jaki się poruszała, w jaki jej obojętne oczy ślizgały się po pokoju.

– Chcesz się przejść, Ewo?

– Nie. Jak możesz pracować w takich warunkach? – Rozłożyła ręce, wskazując przeszklone ściany. – Zupełnie jakbyś był na dworze.

– Nie lubię przebywać w zamknięciu. Masz zamiar usiąść czy kręcić się po pokoju?

– Mam zamiar stać. Muszę ci zadać parę pytań, Roarke. Twój adwokat może być przy tym obecny.

– Chcesz mnie aresztować?

– Na razie nie.

– Więc dopóki tego nie zrobisz, dajmy sobie spokój z prawnikami. Pytaj.

Choć wbiła wzrok w jego oczy, wiedziała, że wepchnął ręce do kieszeni spodni. Ręce zdradzały emocje.

– Przedwczoraj w nocy – rzekła – między ósmą a dziesiątą wieczorem. Możesz powiedzieć, gdzie byłeś?

– Wydaje mi się, że wyszedłem stąd parę minut po ósmej. – Pewną ręką dotknął swego biurkowego terminarza. – Wyłączyłem monitor o 8:17, wyszedłem z budynku i pojechałem do domu.

– Pojechałeś – przerwała mu – czy zostałeś odwieziony?

– Pojechałem. Nie lubię trzymać pracowników w pogotowiu przez wiele godzin po to, by spełniali moje zachcianki.

– Masz cholernie demokratyczne zasady. – I cholernie nieprzydatne, pomyślała. Bardzo chciała, by miał alibi. – A potem?

– Nalałem sobie brandy, wziąłem prysznic, przebrałem się. Zjadłem późną kolację z przyjaciółką.

– Jak późną i z jaką przyjaciółką?

– Wydaje mi się, że przyjechałem około dziesiątej. Lubię być punktualny. Do domu Madeline Montmart.

Ewa natychmiast przypomniała sobie zgrabną blondynkę o zmysłowych ustach i migdałowych oczach.

– Madeline Montmart, tej aktorki?

– Tak. Chyba jedliśmy pieczone przepiórki, jeśli to ci w czymś pomoże.

Zignorowała jego pełną sarkazmu uwagę.

– Nikt cię nie widział między ósmą siedemnaście a dziesiątą wieczorem?

– Może ktoś z personelu, ale w końcu dobrze im płacę, więc istnieje duże prawdopodobieństwo, że powiedzą to, o co ich poproszę. - W jego głosie zabrzmiała nuta zdenerwowania. – Popełniono następne morderstwo, prawda?

– Lola Starr, licencjonowana prostytutka. Niektóre szczegóły zostaną przekazane mediom w ciągu godziny.

– A niektóre nie.

– Czy masz tłumik, Roarke? Wyraz jego twarzy nie zmienił się.

– Nawet kilka. Wyglądasz na wykończoną, Ewo. Całą noc byłaś na nogach?

– Miałam robotę. Masz szwedzki rewolwer SIG dwa – dziesięć, z mniej więcej tysiąc dziewięćset osiemdziesiątego?

– Nabyłem taki jakieś sześć tygodni temu. Usiądź.

– Znałeś Lolę Starr? – Wyjęła z teczki fotografię, którą znalazła w mieszkaniu Loli. Piękna dziewczyna o twarzy elfa promieniała zuchwałą radością.

Roarke spojrzał na zdjęcie, gdy wylądowało na biurku. Jego oczy błysnęły gniewnie. Tym razem jego głos był przepełniony czymś, co Ewa uznała za litość.

– Jest za młoda, by dostać licencję.

– Skończyła osiemnaście lat cztery miesiące temu. Podanie złożyła w dniu swoich urodzin.

– Nie miała czasu, by zmienić zdanie, prawda? – Podniósł na Ewę oczy. Tak, była w nich litość. – Nie znałem jej. Nie korzystam z usług prostytutek. Ani dzieci. – Wziął do ręki zdjęcie i przez biurko podał je Ewie. – Usiądź.

– Czy kiedykolwiek…

– Siadaj, do cholery. – W nagłym przypływie złości chwycił ją za ramiona i popchnął na krzesło. Jej teczka przewróciła się i wypadły z niej zdjęcia Loli, która niczym nie przypominała tamtej zuchwałej, rozradowanej dziewczyny.

Mogła pierwsza je zgarnąć – miała tak samo dobry refleks jak on. Jednak pewnie chciała, żeby je zobaczył. Widać potrzebowała tego.

Przykucnąwszy, Roarke podniósł jedno ze zdjęć zrobionych na miejscu zbrodni. Popatrzył na nie.

– Jezus Maria – rzekł cicho. – Uważasz, że jestem zdolny do czegoś takiego?

– Nieważne, co myślę. Prowadzenie śledztwa… – Przerwała, czując na sobie jego gniewny wzrok.

– Uważasz, że jestem zdolny do czegoś takiego? – powtórzył ostrym jak brzytwa głosem.

– Nie, ale muszę wykonać swoją robotę.

– Masz obrzydliwą robotę. Pozbierała zdjęcia i schowała je do teczki.

– Czasami.

– Jak możesz spokojnie spać po zobaczeniu czegoś takiego? Wzdrygnęła się nerwowo. Zauważył to, mimo że błyskawicznie zapanowała nad sobą. Intrygowały go jej reakcje, ale zmartwił się, że sprawił jej przykrość.

– Mogę, bo wiem, że dorwę faceta, który to zrobił. Zejdź mi z drogi. Nie ruszając się z miejsca, położył rękę na jej zesztywniałej dłoni.

– Człowiek na moim stanowisku musi szybko i dokładnie oceniać ludzi. Patrząc na ciebie, widzę, że jesteś na granicy wytrzymałości nerwowej.

– Powiedziałam, zejdź mi z drogi.

Podniósł się i ścisnąwszy Ewę za rękę, podciągnął ją za sobą. Wciąż zagradzał jej przejście.

– On znowu to zrobi – powiedział cicho. – A ty zadręczasz się pytaniem, kiedy i gdzie.

– Przestań analizować moje uczucia. Mamy cały wydział psychiatrów, którzy biorą za to pieniądze.

– Dlaczego nie poszłaś do któregoś z nich? Chwytasz się każdego wykrętu, by uniknąć testów.

Jej oczy zwęziły się.

Uśmiechnął się, ale nie był to radosny uśmiech.

– Mam swoje dojścia, pani porucznik. Kilka dni temu miałaś przejść testy, standardowe badania obowiązujące w twoim wydziale każdego, kto zabił człowieka. Ty to zrobiłaś tej samej nocy, której zginęła Sharon.

– Nie wściubiaj nosa w moje sprawy – powiedziała rozwścieczona. – I niech szlag trafi twoje dojścia.

– Czego się boisz? Boisz się tego, co znajdą, kiedy zajrzą do twojego umysłu? Do twojej duszy?

– Niczego się nie boję. – Wyszarpnęła rękę. W odpowiedzi Roarke położył jej dłoń na policzku tak zaskakująco łagodnym gestem, że zadrżała na całym ciele.

– Pozwól mi sobie pomóc.

– Ja… – Słowa niemal wyleciały z jej ust, jak fotografie z teczki. Jednak tym razem wykazała się refleksem i zamilkła. – Dam sobie radę. – Odwróciła się. – Możesz odebrać swoje rzeczy jutro, po dziewiątej rano. Przyjdź, kiedy będziesz mógł.

– Ewo?

Cały czas miała wzrok utkwiony w drzwiach, cały czas szła przed siebie.