Выбрать главу

– Ma pani któryś z nich?

– Nie. – Elizabeth spojrzała z uwagą na Ewę. – Chyba oddała je do depozytu. Wszystkie.

– Czy skorzystała z usług miejscowego banku w Virginii?

– Nic o tym nie wiem. Zobaczę, czego uda mi się dowiedzieć w tej sprawie. Mogę przejrzeć rzeczy, które tu zostawiła.

– Będę zobowiązana. Jeśli coś sobie pani przypomni – obojętnie co – nazwisko, luźno rzuconą uwagę, proszę skontaktować się ze mną.

– Oczywiście. Nigdy nie mówiła o swoich przyjaciołach, pani porucznik. Martwiłam się tym, mając jednocześnie nadzieję, że skoro ich nie ma, to może chętniej wróci do domu. Porzuci życie, które sobie wybrała. Wykorzystałam nawet jednego z moich przyjaciół, myśląc, że może on ją przekona szybciej niż ja.

– Kto to był?

– Roarke. – Elizabeth znowu stłumiła łzy, które napłynęły jej do oczu. – Na parę dni przed jej śmiercią zadzwoniłam do niego. Znamy się od lat. Zapytałam, czy może postarać się dla niej o zaproszenie na pewne przyjęcie, na które, jak wiedziałam, sam się wybierał. Opierał się. Roarke nie jest typem człowieka, który chciałby się wtrącać w sprawy rodzinne. Ale powołałam się na naszą przyjaźń. Gdyby tylko znalazł sposób, żeby się z nią zaprzyjaźnić, pokazać jej, że atrakcyjna kobieta nie musi wykorzystywać swego ciała, by wzbudzić zainteresowanie mężczyzny… Zrobił to dla mnie i dla mojego męża.

– Prosiła go pani, by rozwinął tę znajomość? – spytała ostrożnie Ewa.

– Prosiłam go, by został jej przyjacielem – poprawiła ją Elizabeth.

– By był przy niej. Prosiłam go o to, bo do nikogo nie mam takiego zaufania jak do niego. Odcięła się od nas wszystkich, a ja potrzebowałam kogoś, komu mogłabym zaufać. Wie pani, on nigdy by jej nie skrzywdził. Nigdy nie skrzywdziłby nikogo, kogo kocham.

– Ponieważ panią kocha?

– Ponieważ dba o nią. – Richard DeBlass odezwał się z progu.

– Roarke bardzo dba o Beth i o mnie. Ale kocha? Nie jestem pewien, czy chciałby się narażać na tak niepewne uczucie.

– Richardzie. – Elizabeth wstała, z trudem panując nad sobą.

– Nie spodziewałam się ciebie tak wcześnie.

– Już prawie skończyliśmy. – Podszedł do niej i zamknął jej ręce w swoich dłoniach. – Powinnaś była mnie zawołać, Beth.

– Nie zrobiłam tego, bo… – Przerwała patrząc na niego bezradnie.

– Miałam nadzieję, że sama dam sobie radę.

– Nie musisz z niczym dawać sobie rady sama. – Nie puszczając rąk żony, zwrócił się do Ewy. – Pani porucznik Dallas?

– Tak, panie DeBlass. Miałam parę pytań i pomyślałam, że łatwiej będzie zadać je osobiście.

– Zrobimy wszystko, co w naszej mocy, by pani pomóc. – Pozostał w pozycji stojącej, co Ewa oceniła jako chęć okazania siły i zachowania dystansu.

W mężczyźnie, który stał obok Elizabeth, nie było nic z jej nerwowości czy wrażliwości. Czuł się odpowiedzialny za żonę, doszła do wniosku Ewa, chronił ją i panował nad swoimi emocjami.

– Pytała pani o Roarke'a – kontynuował. – Mogę wiedzieć dlaczego?

– Powiedziałam pani porucznik, że poprosiłam go, by spotkał się z Sharon. By spróbował…

– Och, Beth. – Potrząsnął głową wolnym ruchem, w którym kryło się zarówno zmęczenie, jak i rezygnacja. – Co mógł zrobić? Po co go w to wplątałaś?

Odsunęła się od niego, a na jej twarzy odmalowała się taka rozpacz, że Ewie serce ścisnęło się z bólu.

– Powiedziałeś mi, żebym dała sobie spokój, że musimy pozwolić jej odejść. Ale musiałam podjąć jeszcze jedną próbę. Może związałaby się z nim, Richardzie. On był moją nadzieją. – Zaczęła mówić szybko, słowa wylatywały jej z ust, mieszały się ze sobą. – Może by jej pomógł, gdybym wcześniej go o to poprosiła. Dysponując odpowiednią ilością czasu prawie wszystko potrafi załatwić. Ale miał za mało czasu. Tak samo jak moje dziecko.

– Już dobrze – mruknął Richard, kładąc jej rękę na ramieniu. – Już dobrze.

Znowu zapanowała nad sobą, cofnęła się, skurczyła ramiona.

– Teraz mogę się już tylko modlić o sprawiedliwość, pani porucznik.

– Dopilnuję, żeby sprawiedliwości stało się zadość, pani Barrister. Zamknęła oczy, trzymając się kurczowo tej myśli.

– Sądzę, że tak. Nie byłam tego pewna nawet wtedy, gdy Roarke opowiedział mi przez telefon o pani.

– Zadzwonił, żeby porozmawiać o sprawie?

– Zadzwonił, żeby się dowiedzieć, jak się miewamy, i powiedzieć mi, że jego zdaniem wkrótce pani przyjedzie, żeby osobiście ze mną porozmawiać. – Niemal się uśmiechnęła. – Rzadko się myli. Powiedział, że uznam panią za osobę kompetentną, dobrze zorganizowaną i zaangażowaną w sprawę. I miał rację. Cieszę się, że miałam okazję osobiście się o tym przekonać i dowiedzieć się, że to pani kieruje śledztwem w sprawie morderstwa mojej córki.

– Pani Barrister. – Ewa wahała się tylko przez chwilę, zanim postanowiła zaryzykować. – A gdybym pani powiedziała, że Roarke jest jednym z podejrzanych?

Oczy Elizabeth rozszerzyły się ze zdumienia, po czym niemal natychmiast uspokoiły się.

– Doszłabym do wniosku, że pani rozumowanie idzie w wyjątkowo złym kierunku.

– Ponieważ Roarke nie byłby w stanie popełnić morderstwa?

– Tego bym nie powiedziała. – Odczuła ulgę, że choć przez chwilę może rozważać to obiektywnie. – Ale nie byłby w stanie popełnić tak bezsensownego czynu. Mógłby zabić z zimną krwią, lecz nigdy nie podniósłby ręki na osobę bezbronną. Mógłby zabić, nie zdziwiłabym się, gdyby zabił. Lecz czy komukolwiek zrobiłby to, co zrobiono Sharon – przed, podczas, po? Nie, nie Roarke.

– Nie – powtórzył jak echo Richard, znowu szukając dłonią ręki żony. – Nie Roarke.

Nie Roarke, pomyślała Ewa, jadąc taksówką w kierunku stacji metra. Dlaczego nie powiedział jej, że umówił się z Sharon na prośbę jej matki? Czego jeszcze jej nie powiedział?

Szantaż. Jakoś nie widziała go jako ofiary szantażu. Nie dba o to, co o nim mówią albo piszą. Ale pamiętnik wszystko zmieniał i czynił z szantażu nowy intrygujący motyw.

Tylko co Sharon tam napisała i gdzie są te przeklęte pamiętniki?

9

Bez trudu wykołowałem tego faceta, który mnie śledził – powiedział Feeney, pakując sobie do ust to, co w stołówce policyjnej uznawano za śniadanie. – Widzę, że mnie namierzył. Rozgląda się dokoła, szukając wzrokiem ciebie, ale jest straszny ścisk. Więc wsiadam do tego pieprzonego samolotu. – Feeney bez skrzywienia popił napromienione jajka kawą zbożową. – On także wsiada, ale zajmuje miejsce w pierwszej klasie. Kiedy wysiadamy, czeka i dopiero wtedy się domyśla, że ciebie tam nie ma. – Dźgnął Ewę widelcem. – Wścieka się, natychmiast do kogoś dzwoni. Więc postanawiam go śledzić i jadę za nim do hotelu Regent. Tam nie chcą puścić pary z gęby. Wystarczy błysnąć odznaką, a wszyscy się obrażają.

– Ale ty wyjaśniłeś im uprzejmie, że powinni spełnić swój obywatelski obowiązek.

– Zgadza się. – Feeney wepchnął pusty talerz do utylizatora, zgniótł pusty kubek w ręce i też wrzucił go do otworu. – Wykonał parę telefonów – jeden do Wschodniego Waszyngtonu, drugi do Virginii. Potem odbył rozmowę miejscową – z szefem policji.

– Cholera jasna.

– Taak. Nie ulega wątpliwości, że Simpson przyciska guziki dla DeBlassa. Ciekawe, które.

Zanim Ewa zdążyła to skomentować, zabrzęczał jej komunikator. Wyciągnęła go i odpowiedziała na wezwanie od swojego dowódcy.

– Dallas, masz być na badaniach. Za dwadzieścia minut.

– Sir, o dziewiątej jestem umówiona ze swoim kapusiem od sprawy Colby'ego.