Выбрать главу

– Dysponuję tak małą ilością informacji – poskarżyła się Mira, lecz Ewa zauważyła, że udało jej się wzbudzić zainteresowanie lekarki. – Pomysłowy – zaczęła. – Podróżnik, który wszystko dokładnie planuje. Zarozumiały, prawdopodobnie zadowolony z siebie. Powiedziałaś, że morduje w charakterystyczny sposób, więc pragnie zostawić po sobie ślad, chce pokazać, jaki jest sprawny i inteligentny. Czy na podstawie własnych obserwacji i dedukcji sądzi pani, poruczniku, że znajduje on przyjemność w mordowaniu?

– Tak. Sądzę, że rozkoszuje się tym. Mira kiwnęła głową.

– Więc z pewnością znowu zabije.

– Już to zrobił. Dwa morderstwa w przeciągu niecałego tygodnia. Nie będzie długo czekał, zanim znowu zabije, prawda?

– To wcale nie jest takie pewne. – Mira wypiła łyk herbaty, tak jakby rozmawiały o najnowszej letniej kolekcji. – Czy te dwa morderstwa coś ze sobą łączy poza sprawcą i metodą zabójstwa?

– Seks – odparła krótko Ewa.

– Aha. – Mira przechyliła głowę. – Mimo całej naszej technologii, mimo zadziwiającego postępu, jaki dokonał się w genetyce, wciąż nie jesteśmy w stanie kontrolować ludzkich wad i zalet. Pewnie jesteśmy zbyt humanitarni, by pozwolić na manipulowanie nimi. Namiętności są motorem działania człowieka. Przekonaliśmy się o tym na początku tego stulecia, kiedy to inżynieria genetyczna niemal wymknęła się nam spod kontroli. Źle się dzieje, że niektóre namiętności splatają się ze sobą. Seks i przemoc. Dla niektórych to wciąż jest naturalne połączenie. – W tym momencie wstała, by odnieść filiżanki i postawić je obok automatycznego obsługiwacza. – Chętnie bym się dowiedziała czegoś więcej o tym mężczyźnie, pani porucznik. Jeśli kiedyś dojdzie pani do wniosku, że chce mieć jego portret psychologiczny, mam nadzieję, że przyjdzie pani z tym do mnie.

– Obowiązuje mnie Kod Piąty. Mira obejrzała się za siebie.

– Rozumiem.

– Jeśli nie powstrzymamy go przed popełnieniem kolejnego morderstwa, może jakoś mi się uda obejść przepisy.

– Będę do pani dyspozycji.

– Dzięki.

– Ewo, nawet silne kobiety, które same doszły do wszystkiego w życiu, mają swoje słabości. Nie bój się ich.

Ewa wytrzymała wzrok Miry.

– Mam mnóstwo pracy.

Badania wyprowadziły Ewę z równowagi. Wyładowała złość na swoim informatorze, zachowując się wobec niego grubiańsko, przez co zraziła go do siebie i niemal straciła ślad w sprawie o przemyt narkotyków. Jej nastrój daleki był od wesołości, kiedy wróciła do Centrali. Nie było wiadomości od Feeneya.

Inni w jej wydziale wiedzieli, gdzie spędziła dzień, i robili co mogli, by trzymać się od niej z daleka. W rezultacie rozdrażniona pracowała samotnie przez godzinę.

Ostatnim wysiłkiem poprosiła o połączenie z Roarke'em. Nie była ani zdziwiona, ani szczególnie rozczarowana, kiedy okazało się, że jest niedostępny. Przesłała mu wiadomość w internacie, prosząc o spotkanie, po czym zapisała w dzienniku, że skończyła pracę.

Zamierzała utopić swoje smutki w tanim alkoholu i miernej muzyce, przysłuchując się występowi Mavis w Blue Squirrel.

Trzeba było sporo dobrej woli, by nie uznać tej knajpy za spelunkę. Światło było przyćmione, klientela nerwowa, a obsługa żałosna. To było dokładnie to, czego Ewa szukała.

Fala nie zharmonizowanych ze sobą dźwięków muzycznych uderzyła w nią, gdy tylko weszła. Mavis próbowała przebić się swoim namiętnym skrzeczącym głosem przez zespół składający się z wytatuowanego we wszystkich barwach tęczy szczeniaka, który grał na syntezatorze.

Ewa odrzuciła opryskliwym tonem propozycję faceta w skórzanej kurtce z kapturem, który chciał postawić jej drinka w jednej z prywatnych kabinek dla palących. Przecisnęła się do stolika, zamówiła u zaganianej kelnerki screamera i rozsiadła się, by obejrzeć występ Mavis.

Nie jest zła, doszła do wniosku Ewa. Nie jest też dobra, ale klienci nie grymasili. Tego wieczoru Mavis była pomalowana, jej drobna postać z obfitym biustem przypominała płótno w pomarańczowo – - fioletowe paski, na które gdzieniegdzie rzucono szmaragdowe plamy. Bransoletki i łańcuchy pobrzękiwały, gdy krążyła w tańcu po małej, podwyższonej scenie. Stopień niżej tłum ludzi wirował z takim samym entuzjazmem.

Ewa zauważyła małą, zapakowaną w folię paczuszkę, którą podawano sobie z rąk do rąk na skraju parkietu. Narkotyki, oczywiście. Próbowali z nimi walczyć, zalegalizować je, zlekceważyć i ustalić zasady ich posiadania. Nic nie zdało egzaminu.

Nie zainteresowało jej to na tyle, żeby dokonać aresztowań, więc podniosła rękę i pomachała do Mavis.

Wokalna część utworu skończyła się – piosenka słaba, bo słaba, ale została wykonana. Mavis zeskoczyła ze sceny, przecisnęła się przez tłum i oparła pomalowanym biodrem o krawędź stolika Ewy.

– Hej, nieznajoma.

– Świetnie wyglądasz, Mavis. Co to za artysta?

– Och, taki znajomy. – Przesunęła się, popukała calowym paznokciem w lewy pośladek. – Caruso. Widzisz, podpisał się na mnie. Zrobił mi to bezpłatnie w zamian za rozreklamowanie jego nazwiska.

– Oczy wyszły jej z orbit, kiedy kelnerka postawiła przed Ewą wysoki smukły kieliszek z pienistym niebieskim płynem. – Screamer? Nie wolałabyś, żebym znalazła młotek i po prostu walnęła cię nim w głowę?

– To był zasrany dzień – mruknęła Ewa i wypiła pierwszy porażający łyk trunku. – Chryste. Zawsze tak się po nich czuję.

Zmartwiona Mavis pochyliła się nad nią.

– Mogę sobie zrobić małą przerwę.

– Nie, wszystko w porządku. – Ewa, ryzykując życie, wypiła jeszcze jeden łyk. – Po prostu chciałam sprawdzić twoją nową knajpę i trochę się rozluźnić. Mavis, ty nie bierzesz, prawda?

– Hej, daj spokój. – Bardziej zmartwiona niż obrażona Mavis potrząsnęła Ewę za ramię. – Jestem czysta, wiesz o tym. Puszczają po sali trochę narkotyków, ale lekkich. Trochę pigułek szczęścia, trochę środków uspokajających, bardzo niewiele łataczy nastroju.

– Odsunęła od niej swą pokerową twarz. – Jeśli przymierzasz się do nalotu na tę knajpę, to przynajmniej zrób to wtedy, kiedy mam wolne.

– Przepraszam. – Ewa zła na samą siebie potarła twarz rękami.

– Chwilowo nie nadaję się do kontaktów z ludźmi. Wracaj na scenę i śpiewaj. Lubię cię słuchać.

– Jasne. Ale gdybyś chciała mieć towarzystwo, kiedy będziesz wychodziła, daj mi znak. Załatwię to.

– Dzięki. – Ewa usiadła wygodnie, zamknęła oczy. Zdziwiła się, gdy muzyka stała się wolniejsza, nawet bardziej łagodna. Jeśli nie rozglądała się po sali, nie było tak źle.

Za dwadzieścia kawałków mogłaby dostać okulary wywołujące dobry nastrój, rozkoszować się światłami i kształtami, które zlewały się z muzyką. Wolała jednak zamknąć oczy.

– Trudno uwierzyć, że w takich spelunkach szuka pani zapomnienia, pani porucznik.

Otworzyła oczy i spojrzała na Roarke'a.

– Za każdym razem, gdy muszę dojść do siebie.

Usiadł naprzeciw niej. Stolik był na tyle mały, że zderzyli się kolanami. Poprawił się, przesuwając uda wzdłuż jej ud.

– Dzwoniłaś do mnie, pamiętasz? I podałaś mi ten adres.

– Chciałam umówić się na spotkanie, ale nie szukałam kompana do picia.

Zerknął na stojący na stole kieliszek i pochylił się, by powąchać trunek.

– Nikogo nie namówisz na tę truciznę.

– W tej knajpie nie podaje się szlachetnego wina ani starej whiskey. Położył rękę na jej dłoniach tylko po to, by zobaczyć, jak się nachmurzyła i wyszarpnęła.