– Lepiej to ujęłaś.
– Co miałeś na myśli, mówiąc, że nie wiem, w co się ładuję? Jego wahanie było tak krótkie, tak dobrze ukryte, że trudno było je zauważyć.
– Nie jestem pewien, czy rozumiesz, jaką DeBlass ma władzę. Skandal wywołany morderstwem jego wnuczki może jeszcze ją zwiększyć. Chce zostać prezydentem i narzucić naszemu – i nie tylko – społeczeństwu normy moralne.
– Uważasz, że mógłby wykorzystać śmierć Sharon dla celów politycznych? W jaki sposób?
Roarke zgasił papierosa.
– Mógłby przedstawić swoją wnuczkę jako ofiarę społeczeństwa, a uprawiany dla zysku seks jako narzędzie zbrodni. Przecież świat, który pozwala na legalizację prostytucji, używanie środków antykoncepcyjnych, swobodny dobór partnerów seksualnych, itd., itp., ponosi za to odpowiedzialność.
Ewa mogłaby wyrazić uznanie dla jego argumentacji, ale potrząsnęła głową.
– DeBlass chce także doprowadzić do zniesienia zakazu posiadania broni. Sharon została zastrzelona z pistoletu, którego nie można oficjalnie kupić.
– Co znaczy, że jest jeszcze bardziej podstępny. Czy byłaby w stanie się obronić, gdyby posiadała broń? – Potrząsnął głową. – Nieważne, jaka jest odpowiedź, liczy się pytanie. Czy zapomnieliśmy o naszych przodkach i ich zasadach? O prawie do noszenia broni. Kobiecie zamordowanej we własnym domu, we własnym łóżku, ofierze wolności seksualnej i bezbronności. O większym, tak, o wiele większym upadku moralnym.
Podszedł i wyłączył pulpit sterowniczy.
– Och, podniosą się głosy, że morderstwa popełniane przez bandytów były regułą, nie wyjątkiem, kiedy każdy, kto chciał i miał pieniądze, mógł kupić broń. Ale on je uciszy. Partia Konserwatywna staje się coraz silniejsza, a on jest jednym z jej przywódców.
Widział, że zastanawia się nad jego słowami, popijając kawę.
– Przyszło ci do głowy, że może on wcale nie chce, by złapano mordercę?
Popatrzyła na niego z zainteresowaniem.
– Dlaczego miałby nie chcieć? Pomijając względy osobiste, czy to nie mógłby być kolejny argument przemawiający za jego tezą? Oto marna kreatura, wyrzutek społeczeństwa, który zamordował moją biedną, wykolejoną wnuczkę.
– To ryzykowne, prawda? Może morderca był filarem swego środowiska i również zszedł na manowce. Lecz kozioł ofiarny z pewnością jest potrzebny.
Czekał przez chwilę, widząc, że zastanawia się nad tym.
– Jak myślisz, kto postarał się o to, żebyś przeszła testy w środku śledztwa? Kto obserwuje każdy twój krok, kontrolując każdy etap twojego dochodzenia? Kto grzebie w twojej przeszłości, w twoim życiu osobistym i zawodowym? Wstrząśnięta odstawiła filiżankę.
– Podejrzewam, że to DeBlass naciskał, abym przeszła badania. Nie wierzy mi albo doszedł do wniosku, że nie jestem wystarczająco kompetentna, by prowadzić śledztwo. Poza tym kazał śledzić Feneeya i mnie od Wschodniego Waszyngtonu. – Odetchnęła głęboko. – Skąd wiesz, że grzebie w moim życiu? Ponieważ ty to robisz?
Nie przejął się ani gniewnym wyrazem jej oczu, ani zarzutem, jaki mu postawiła. Wolał to od niepokoju, jaki ktoś inny mógłby okazać.
– Nie, ponieważ go obserwuję, podczas gdy on obserwuje ciebie. Doszedłem do wniosku, że będę miał większą satysfakcję, jeśli sam cię poznam, zamiast czytać raporty na twój temat.
Podszedł bliżej i przesunął palcami po jej wzburzonych włosach.
– Szanuję prywatność ludzi, na których mi zależy. A na tobie mi zależy, Ewo. Nie wiem dokładnie, dlaczego, ale ciągnie mnie do ciebie.
Kiedy zaczęła się cofać, zacisnął palce.
– Mam dosyć tego, że za każdym razem, gdy jestem z tobą, wyciągasz sprawę morderstwa.
– Bo to morderstwo nas dzieli.
– Nie. Jeśli sprawia ci to jakąś różnicę, to właśnie dlatego znaleźliśmy się tutaj. Czy to stanowi jakiś problem? Czy nie możesz pozbyć się porucznik Dallas i poddać się uczuciu?
– Nią właśnie jestem.
– Więc jej właśnie pragnę. – Jego oczy pociemniały z nagłego pożądania, – Bał się, że będąc w stanie takiego podniecenia, lada chwila zacznie ją błagać. – Porucznik Dallas nie bałaby się mnie, nawet gdyby Ewa się bała.
Kawa podziałała na nią jak środek pobudzający. Dlatego była taka zdenerwowana.
– Nie boję się ciebie, Roarke.
– Naprawdę? – Przysunął się bliżej i położył dłonie na klapach jej bluzki. – Jak myślisz, co się stanie, jeśli przekroczysz pewną granicę?
– Zbyt wiele – mruknęła. – Za mało. Seks nie jest dla mnie najważniejszą sprawą w życiu. Rozprasza moją uwagę.
Złość malująca się w jego oczach przeszła w rozbawienie.
– Masz rację, u diabła. Kiedy jest dobry. Czy nie nadeszła pora, żebym ci pokazał, na czym to polega?
Ścisnęła go za ręce, niepewna, czy chce się przysunąć, czy odsunąć.
– To byłby błąd.
– Więc będziemy musieli go popełnić – mruknął, zanim przycisnął usta do jej ust.
Przysunęła się.
Objęła go, zanurzając palce w jego włosach. Jej ciało przycisnęło się do niego, drżąc, gdy pocałunek stał się gwałtowniejszy, potem nawet brutalny. Jego usta były zmysłowe, niemal rozpustne. Zszokowana poczuła, że ogarnia ją płomień namiętności.
Jego szybkie niecierpliwe ręce wyciągnęły już jej bluzkę z dżinsów, odnajdując nagie ciało. W odpowiedzi szarpnęła za jedwabną koszulę, pragnąc dotknąć jego skóry.
Oczami wyobraźni zobaczył, jak rzuca ją na podłogę, wbija się w nią, dopóki jej krzyki nie powtarzają się echem jak strzały z pistoletu, a jego orgazm nie wybucha niczym krew. To byłoby szybkie i ostre. I zaraz by się skończyło.
Oddychając chrapliwie, szarpnął się do tyłu. Jej twarz pokrywał rumieniec, usta były nabrzmiałe. Rozerwał jej bluzkę na ramieniu.
Atmosfera przemocy wypełniała pokój, zapach prochu wciąż unosił się w powietrzu, broń wciąż była w zasięgu ręki.
– Nie tutaj. – Na wpół ją zaniósł, na wpół zaciągnął do windy. Zanim drzwi się otworzyły, oderwał rozerwany rękaw. Przycisnął ją do ściany, gdy drzwi kabiny zamknęły się, i zaczął niezdarnie odpinać jej kaburę. – Zdejmij to cholerstwo. Zdejmij to.
Gwałtownym ruchem jedną ręką odpięła kaburę, a drugą próbowała rozpiąć mu guziki.
– Dlaczego masz na sobie tyle rzeczy?
– Następnym razem będzie ich mniej. – Rozsunął poły postrzępionej bluzki. Pod spodem miała tylko cienką, niemal przezroczystą koszulę, odsłaniającą małe, jędrne piersi i nabrzmiałe brodawki. Zamknął je w dłoniach i zobaczył, że popatrzyła na niego szklistym wzrokiem. – Gdzie lubisz, żeby cię dotykać?
– Dobrze ci idzie. – Musiała przytrzymać się ściany, by nie stracić równowagi.
Kiedy drzwi znowu się otworzyły, byli spleceni w uścisku. Nie przestając się obejmować, wyszli z windy; Roarke drażnił zębami i drapał zmysłowo jej szyję. Upuściła na podłogę torbę i kaburę z bronią.
Rzuciła okiem na pokój: duże okna, lustra, przytłumione kolory. Pod nogami czuła puszysty dywan, a w powietrzu unosił się zapach kwiatów. Gdy zdejmowała pospiesznie spodnie, jej wzrok padł na łóżko;
– Święty Boże.
Było ogromne – jezioro granatu ujęte między wysokie rzeźbione poręcze z drewna. Stało na podwyższeniu pod kopulastym świetlikiem. Naprzeciw łóżka znajdował się kominek z jasnozielonego kamienia, na którym wonne drewno paliło się z trzaskiem.
– Śpisz tutaj?
– Dzisiaj nie zamierzam spać.
Wciągnął ją po dwóch schodkach na podwyższenie i rzucił na łóżko.
– Muszę się zameldować o siódmej zero zero.
– Zamknij się, pani porucznik.
– W porządku.