Выбрать главу

Tak czy inaczej, czekają ją ciężkie chwile, jeśli połączy nazwisko wściekle prawicowego senatora z nazwiskami dwóch nowojorskich prostytutek.

Może chroni swoją rodzinę, zadumała się, a może osłania Simpsona, swego politycznego sprzymierzeńca.

Bzdury. Mógłby kryć Simpsona, gdyby szef policji był zamieszany w zabójstwa Stan* i Castle, ale żaden człowiek nie chroni zabójcy swej wnuczki.

Fatalnie, że nie szuka dwóch mężczyzn, pomyślała, lecz bez względu na konsekwencje rozpracuje Simpsona.

Musi być obiektywna, upomniała się w duchu. Istnieje duże prawdopodobieństwo, że DeBlass nie wiedział, iż jeden z jego najlepszych politycznych przyjaciół był szantażowany przez jego jedyną wnuczkę,

Musi się tego dowiedzieć.

Ale na razie musiała sprawdzić inny trop. Odszukała numer Charlesa Monroe'a i połączyła się z nim. Miał głos zachrypły od snu, powieki mu ciążyły.

– Każdą chwilę spędzasz w łóżku, Charles?

– Gdy tylko mogę, słodka pani porucznik. – Potarł twarz i uśmiechnął się do niej szeroko. – Tak właśnie o tobie myślę.

– Więc nie myśl. Parę pytań.

– Och, nie możesz przyjechać i zadać mi ich osobiście? Jestem cieplutki, nagi i zupełnie sam.

– Stary, nie wiesz, że namawianie oficera policji do czynu lubieżnego jest wykroczeniem?

– Powiedziałem ci – utrzymalibyśmy to na płaszczyźnie czysto prywatnej.

– Utrzymujemy to na płaszczyźnie czysto zawodowej. Miałeś koleżankę, Georgie Castle. Znałeś ją?

Uwodzicielski uśmiech zniknął z jego twarzy.

– Właściwie to tak. Niezbyt dobrze, ale poznałem ją na przyjęciu jakiś rok temu. Była nowa w tym biznesie. Zabawna, atrakcyjna. Byliśmy ze sobą w dobrych stosunkach.

– To znaczy?

– Przyjacielskich. Od czasu do czasu umawialiśmy się na drinka. Kiedyś, kiedy Sharon miała zbyt wielu chętnych, namówiłem ją, by podesłała Georgie paru swoich klientów.

– Znały się? – Ewa skwapliwie podchwyciła temat. – Sharon i Georgie?

– Nie sądzę. O ile pamiętam, Sharon skontaktowała się z Georgie, spytała ją, czy jest zainteresowana paroma nowymi facetami. Georgie wyraziła zgodę i na tym się skończyło. – Namyślał się przez chwilę. – Och, tak, Sharon coś wspominała, że Georgie przysłała jej tuzin róż. Prawdziwych, jakby w podziękowaniu. Sharon miała bzika na punkcie staroświeckiej etykiety.

– Sama była staroświecka – powiedziała pod nosem Ewa.

– Kiedy usłyszałem, że Georgie nie żyje, doznałem szoku. Powinienem był ci o tym powiedzieć. Śmierć Sharon była dla mnie wstrząsem, ale nie zaskoczeniem. Żyła na krawędzi. Lecz Georgie potrafiła zachować umiar, wiesz?

– Może będę musiała zadać ci jeszcze parę pytań w tej sprawie, Charles. Bądź do mojej dyspozycji.

– Dla ciebie…

– Przestań – rozkazała, zanim zaczął się wdzięczyć. – Co wiesz o pamiętnikach Sharon?

– Nigdy nie pozwoliła mi żadnego przeczytać – odparł swobodnie. – Często droczyłem się z nią o to. Mam wrażenie, że je prowadziła, od czasu gdy była dzieckiem. Masz któryś? Hej, jest w nim coś o mnie?

– Gdzie je trzymała?

– Chyba w swoim mieszkaniu. Gdzieżby indziej? Oto jest pytanie, pomyślała.

– Gdyby wpadło ci coś do głowy na temat Georgie albo pamiętników, skontaktuj się ze mną.

– We dnie czy w nocy, słodka pani porucznik. Możesz na mnie liczyć.

– Dobrze. – Przerwała połączenie i roześmiała się.

Słońce właśnie zachodziło, kiedy przybyła do domu Roarke'a. Nie sądziła, że skończyła już pracę. Cały dzień biła się z myślami, czy prosić go o pewną przysługę. Postanowiła to zrobić, potem odrzuciła ten pomysł, i tak się wahała, dopóki nie poczuła do siebie obrzydzenia.

W końcu, po raz pierwszy od kilku miesięcy, opuściła siedzibę policji punktualnie z zakończeniem swej zmiany. Przy tak niewielkich postępach w śledztwie chyba w ogóle nie musiała tam bywać.

Przy szukaniu drugiej skrytki depozytowej Feeney zabrnął w ślepą uliczkę. Z widoczną niechęcią przekazał jej listę gliniarzy, o którą prosiła. Ewa zamierzała przyjrzeć się każdemu z nich – w swoim czasie i na swój sposób.

Z pewnym żalem uświadomiła sobie, że chce wykorzystać Roarke'a.

Summerset otworzył drzwi; miał swoją zwykłą minę wyrażającą lekką pogardę.

– Przybyła pani przed czasem, pani porucznik.

– Jeśli go nie ma, mogę zaczekać.

– Jest w bibliotece.

– To znaczy dokładnie gdzie?

Summerset pozwolił sobie na lekkie fuknięcie. Gdyby Roarke nie polecił mu, by przyprowadził do niego tę kobietę natychmiast po jej przyjściu, wprowadziłby ją do jakiegoś małego, źle oświetlonego pokoju. – Tędy proszę.

– Summerset, co cię właściwie tak we mnie drażni?

Sztywny, jakby kij połknął, poprowadził ją po schodach na górę, a potem szerokim korytarzem.

– Nie mam pojęcia, o co pani chodzi, pani porucznik. Biblioteka – oznajmił z szacunkiem i otworzył przed nią drzwi.

Nigdy w życiu nie widziała takiej ilości książek. Nigdy nie uwierzyłaby, że poza muzeum istnieją tak ogromne księgozbiory. Ściany były zawieszone półkami, więc w dwupoziomowym pokoju unosił się zapach książek.

Na niższym poziomie stała skórzana kanapa, a na niej, z książką w ręku i kotem na kolanach, na wpół leżał Roarke.

– Ewo, wcześnie przyszłaś. – Odłożył książkę i wstał podnosząc kota.

– Jezus Maria, Roarke, skąd to wszystko wziąłeś?

– Książki. – Obiegł wzrokiem pokój. Ogień na kominku tańczył zakreślając kolorowe kręgi. – To kolejne z moich zainteresowań. Nie lubisz czytać?

– Jasne, od czasu do czasu. Lecz dyskietki są o wiele wygodniejsze.

– I dostarczają o wiele mniej estetycznych doznań. – Podrapał kota po szyi, wywołując jego zachwyt. – Chętnie ci pożyczę jakąś książkę.

– Raczej nie skorzystam.

– A co powiesz na drinka?

– Mogę się czegoś napić.

Jego łącze zabrzęczało.

– To telefon, na który czekałem. Może przyniesiesz nam po kieliszku wina, które stoi otwarte na stole?

– Jasne. – Wzięła od niego kota i poszła wywiązać się z obietnicy. Korciło ją, by podsłuchać rozmowę, ale zmusiła się do pozostania w drugim końcu pokoju.

Dzięki temu miała okazję przyjrzeć się książkom, łamiąc sobie głowę nad tytułami. O niektórych słyszała. Nawet ucząc się w szkole państwowej musiała przeczytać Steinbecka i Chaucera, Szekspira i Dickensa. Program obejmował także twórczość Kinga i Grishama, Morrison i Grafton.

Lecz były tam dziesiątki, może setki nazwisk, o których nigdy nie słyszała. Była ciekawa czy ktokolwiek jest w stanie ogarnąć tak wielką liczbę książek, a tym bardziej je przeczytać.

– Przepraszam – powiedział, kiedy zakończył rozmowę. – To nie mogło czekać.

– Nic nie szkodzi.

Wziął kieliszek wina, który mu nalała.

– Ten kot zaczyna przywiązywać się do ciebie – powiedział.

– Nie sądzę, żeby był komuś szczególnie wiemy – odparła, lecz musiała przyznać, że lubiła sposób, w jaki zwijał się w kłębek, gdy go głaskała. – Nie wiem, co mam z nim zrobić. Dzwoniłam do córki Georgie, ale powiedziała mi, że po prostu nie jest w stanie go zabrać. Moje namowy tylko doprowadziły ją do płaczu.

– Możesz go zatrzymać.

– Nie wiem. Zwierzętami domowymi trzeba się zajmować.

– Koty są samowystarczalne. – Usiadł na sofie i poczekał, aż przyłączy się do niego. – Chcesz mi opowiedzieć o swoim dniu?

– Nie był bardzo udany. A twój?

– Bardzo udany.