Выбрать главу

– Mnóstwo książek – powiedziała wiedząc, że mówi to tylko po to, by zyskać na czasie.

– Mam do nich sentyment. Ledwo umiałem przeczytać swoje imię, kiedy miałem sześć lat. Potem wpadł mi w ręce zniszczony egzemplarz dzieł Yeatsa. Dość znanego irlandzkiego dramaturga i poety – wyjaśnił widząc bezradne spojrzenie Ewy. – Strasznie chciałem poznać jego dzieła, więc sam nauczyłem się czytać.

– Nie chodziłeś do szkoły?

– Nie z mojej winy. Widzę po oczach, że coś cię gnębi, Ewo – zauważył.

Wypuściła powietrze. Po co silić się na szukanie tematów zastępczych, skoro Roarke i tak potrafi przejrzeć ją na wylot.

– Mam problem. Chcę sprawdzić Simpsona. Oczywiście nie mogę tego zrobić oficjalnymi kanałami ani skorzystać ze swego domowego czy biurowego komputera. Gdy tylko spróbuję dostać się do danych szefa policji, zostanę nakryta.

– I jesteś ciekawa, czy mam pewny, nie zarejestrowany system. Oczywiście, że mam.

– Oczywiście – mruknęła. – Posiadanie nie zarejstrowanego systemu jest naruszeniem kodeksu czterysta pięćdziesiąt trzy B, paragraf trzydziesty piąty.

– Nie potrafię ci powiedzieć, jak mnie to podnieca, gdy cytujesz kodeksy.

– To nie jest zabawne. A to, o co zamierzam cię prosić, jest nielegalne. Elektroniczne naruszenie prywatności urzędnika państwowego jest poważnym wykroczeniem.

– Gdy skończymy, możesz aresztować nas oboje.

– To poważna sprawa, Roarke. Zawsze postępowałam zgodnie z przepisami, a teraz cię proszę, żebyś złamał prawo.

Wstał, pociągając ją za sobą.

– Najdroższa Ewo, nie masz pojęcia, ile razy już je złamałem.

– Chwycił butelkę z winem, która kołysała mu się między dwoma palcami, kiedy objął Ewę w talii. – Grałem wbrew prawu w kości, kiedy miałem dziesięć lat – zaczął wyprowadzając ją z pokoju.

– Spuścizna po moim drogim starym ojcu, któremu podcięto gardło w dublińskim zaułku.

– Przykro mi.

– Nie byliśmy ze sobą zżyci. Był skurwysynem, i nikt go nie kochał, a ja najmniej. Summerset, zjemy kolację o siódmej trzydzieści – dodał Roarke zwracając się w stronę schodów. – Ale nauczył mnie

– przystawiając mi pięść do nosa – grać w kości, w karty, robić zakłady. Był złodziejem, kiepskim, sądząc po tym, jak skończył. Ja byłem lepszy. Kradłem, oszukiwałem, przez jakiś czas uczyłem się sztuki przemytu. Więc widzisz, że nie zepsujesz mnie swoją skromną prośbą.

Nie patrzyła na niego, gdy za pomocą dekodera otworzył drzwi na drugim piętrze.

– Czy ty…

– Czy teraz kradnę, oszukuję, szmugluję? – Odwrócił się i dotknął ręką jej twarzy. – Och, to by ci się nie podobało, prawda? Niemal chciałbym powiedzieć “tak”, a potem rzucić to wszystko dla ciebie. Dawno temu nauczyłem się, że ryzykowanie w granicach prawa jest o wiele bardziej ekscytujące. I zwycięstwo przynosi o wiele większą satysfakcję, gdy się działa na samej górze.

Wycisnął pocałunek na jej czole, po czym wszedł do pokoju.

– Ale trzeba praktykować, żeby nie wyjść z wprawy.

16

W porównaniu z resztą domu ten pokój urządzony był po spartańsku i przeznaczony wyłącznie do pracy. Nie było tu wyszukanych posągów ani kapiących od ozdób kandelabrów. Szeroka konsola w kształcie litery U, na której znajdowały się urządzenia do komunikowania się, wyszukiwania danych i przekazywania informacji, była zupełnie czarna, usiana przyrządami sterującymi, poprzecinana szczelinami i ekranami.

Ewa słyszała, że MCBPK ma najnowocześniejszy system w kraju. Podejrzewała, że urządzenia Roarke'a w pełni mu dorównują. Nie była specjalistką od komputerów, ale wystarczyło jedno spojrzenie, by wiedziała, że zgromadzony tu sprzęt jest o wiele lepszy od tego, jakiego nowojorska policja i Wydział Bezpieczeństwa używa – czy też, na jaki może sobie pozwolić – nawet w Sekcji Rozpoznania Elektronicznego.

Długą ścianę naprzeciw konsoli zajmowało sześć dużych ekranów. Drugie pomocnicze stanowisko zawierało małe lśniące telełącze, drugi fax laserowy, urządzenie odtwarzające obraz z hologramu i kilka innych elementów komputerowych, których nie rozpoznała.

Trzy komputerowe stanowiska mogły się poszczycić osobistymi monitorami z przyłączonymi do nich telełączami.

Podłoga była wyłożona ceramicznymi, rombowymi płytkami' w przytłumionych kolorach, które zlewały się ze sobą niczym ciecz. Jedyne okno, jakie znajdowało się w tym pomieszczeniu, wychodziło na miasto i pulsowało ostatnimi światłami zachodzącego słońca.

Nawet tutaj było widać, że Roarke chce otaczać się tym, co najlepsze.

– Nieźle zorganizowane – zauważyła Ewa.

– Nie jest tu tak wygodnie jak w moim biurze, ale mamy wszystko, czego nam trzeba. – Przesunął się za główną konsolę i położył dłoń na ekranie potwierdzającym tożsamość. – Roarke. Włącz się.

Po chwili dyskretnego szumu na konsoli zabłysły światła.

– Wprowadzenie do pamięci nowego rysunku dłoni i głosu

– kontynuował dając Ewie znak ręką. – Do pozycji żółtej.

Gdy skinął głową, Ewa przycisnęła dłoń do ekranu i poczuła lekkie ciepło odczytu.

– Dallas.

– Proszę bardzo. – Roarke usiadł. – Komputer będzie spełniał twoje rozkazy wydawane głosem i dłonią.

– Co to jest pozycja żółta? Uśmiechnął się.

– Wystarczająca, byś dostała wszystkie potrzebne ci informacje

– nie całkiem wystarczająca, byś łamała moje rozkazy.

– Hmmm. – Przebiegła wzrokiem urządzenia sterujące, mrugające cierpliwie światełka, niezliczone ekrany i przyrządy pomiarowe. Żałowała, że nie ma przy niej Feeneya z jego komputerowym umysłem. – Edward T. Sipmson, szef policji i bezpieczeństwa w Nowym Jorku. Wyszukać wszystkie dane o jego finansach.

– Zmierzasz prosto do celu – mruknął Roarke.

– Nie mam czasu do stracenia. Czy mogą mnie wyśledzić?

– Nie tylko nie mogą cię wyśledzić, ale nawet odnotować twoich poszukiwań.

– Simpson, Edward T. – oświadczył komputer miłym kobiecym głosem. – Stan majątkowy. Szukam.

Widząc, jak Ewa unosi brew, Roarke wyszczerzył zęby w uśmiechu.

– Wolę pracować z melodyjnymi głosami.

– Miałam zamiar cię zapytać – odparła – jak ci się udaje zdobywać dane bez uruchamiania Ochrony Komputerowej.

– Żaden system nie jest niezawodny ani idealnie zabezpieczony, nawet ten strzeżony przez wszechpotężną Ochronę Komputerową. Taki system skutecznie odstrasza przeciętnego programistę czy elektronicznego złodzieja, ale można go obejść, dysponując właściwym sprzętem. A ja mam taki sprzęt. No i mamy dane. Ekran pierwszy – polecił.

Ewa podniosła wzrok i zobaczyła, że na dużym monitorze rozbłysnął rejestr operacji finansowych Simpsona. Nic nadzwyczajnego: pożyczki na samochód, hipoteki, salda karty kredytowej. Wszystkie transakcje zostały przeprowadzone automatycznie przez Internet.

– Pokaźna suma na rachunku American Express – zadumała się. – I chyba niewiele osób wie, że on posiada plac na Long Island.

– Trudno to uznać za motyw morderstwa. Otrzymuje wysokie kredyty, co oznacza, że płaci wszystkie należności. O, mamy wyciąg z konta bankowego.

Ewa z niezadowoleniem przyjrzała się liczbom.

– Nic szczególnego, zupełnie przeciętne wpłaty i wypłaty – rachunki w większości opłacane automatycznie przelewem z konta, co zgadzałoby się z wyciągiem z banku. Kto to jest Jeremy?

– Kupiec handlujący męskimi ubraniami – odparł Roarke z lekko pogardliwym uśmiechem. – Drugiej kategorii.

Zmarszczyła nos.

– Cholernie dużo wydaje na ubrania.

– Kochanie, będę musiał cię zepsuć. To jest za dużo tylko wtedy, gdy ubrania są w złym gatunku.