Patrzyła, jak kobieta się uśmiecha, flirtuje, podnosi rękę, by przygładzić potargane włosy. Ewa znała już na pamięć ten dialog: “Było cudownie. Jesteś fantastyczny”.
Klęczała z odchylonymi do tyłu biodrami, w jej oczach malowała się wesołość, chęć do zabawy. Ewa poganiała ją w duchu, by się poruszyła, przesunęła, przynajmniej trochę. Wreszcie Georgie ziewnęła delikatnie i odwróciła się, by poprawić poduszki.
– Zatrzymaj. Och, tak, dał ci parę klapsów, prawda? Niektórzy faceci lubią się bawić w tatusia i złą dziewczynkę.
Nagły błysk rozjaśnił jej umysł. Opadły ją wspomnienia, mocne, piekące uderzenie w pośladek, ciężki oddech. “Musisz zostać ukarana, mało dziewczynko. Potem tatuś pocałuje i nie będzie bolało. Pocałuje i nie będzie bolało”.
– Chryste! – Drżącymi rękami potarła twarz. – Zatrzymaj. Zostaw to. Zostaw.
Sięgnęła po zimną kawę, lecz w filiżance znalazła same fusy. Przeszłość jest przeszłością, upomniała się w duchu, i nie ma z nią nic wspólnego. I ze sprawą, którą się teraz zajmuje.
– Ofiara druga i trzecia mają ślady bicia na pośladkach. Żadnych śladów na ciele pierwszej ofiary. – Zrobiła głęboki wdech i wydech. Trochę się uspokoiła. – Różnice w metodzie działania. Wyraźna reakcja emocjonalna podczas pierwszego morderstwa, podczas dwóch następnych – nie występuje.
Jej telełącze zahuczało, ale je zignorowała.
– Przypuszczenie: Przestępca nabrał pewności siebie, rozkoszował się następnymi morderstwami. Uwaga: dom i mieszkanie ofiary drugiej nie były objęte systemem zabezpieczeń. Zgodnie z zapisem kamer inwigilujących, morderca przebywał u ofiary trzeciej trzydzieści trzy minuty krócej niż u ofiary pierwszej. Przypuszczenie: Bardziej sprawny, bardziej pewny siebie, mniej chętny do zabawy z ofiarą. Chce szybciej zabić.
Przypuszczenie, przypuszczenie, pomyślała, a jej komputer po denerwującym charczeniu potwierdził, że współczynnik prawdopodobieństwa wynosi dziewięćdziesiąt sześć przecinek trzy. Lecz coś jeszcze zgadzało się ze sobą, gdy przejrzała dokładnie trzy dyskietki, porównując ich fragmenty.
– Podziel ekran – rozkazała. – Ofiara pierwsza i druga od początku. Kot Sharon uśmiechał się, Loli – dąsał. Obie kobiety patrzyły w kierunku kamery, w kierunku mężczyzny, który stał za nią. Mówiły do niego.
– Zatrzymaj obrazy – powiedziała Ewa tak cicho, że tylko wyczulone ucho komputera mogło ją usłyszeć. – O Boże, co my tu mamy?
To była mała rzecz, drobna rzecz, którą łatwo można było przeoczyć, gdy skupiało się uwagę na brutalności morderstw. Lecz teraz to zobaczyła, oczami Sharon. Oczami Loli.
Wzrok Loli był zwrócony wyżej.
Można to przypisać różnej wysokości łóżek, pomyślała Ewa, wyświetlając na monitorze trzeci obraz, który przedstawiał Georgie. Wszystkie kobiety miały przechylone głowy. W końcu siedziały, a on najprawdopodobniej stał. Ale kąt patrzenia, punkt, w który się wpatrywały… Tylko w przypadku Sharon był inny.
Nie odrywając wzroku od ekranu, Ewa zadzwoniła do doktor Miry.
– Nie obchodzi mnie, co robi – warknęła do mówiącej dudniącym głosem recepcjonistki. – To pilne.
Zaklęła, gdy kazano jej czekać i słuchać straszliwej cukierkowej muzyki, od której puchły jej uszy.
– Jedno pytanie – powiedziała, gdy tylko połączono ją z Mirą.
– Słucham, pani porucznik.
– Czy możliwe, byśmy mieli dwóch morderców?
– Jakiegoś naśladowcę? Mało prawdopodobne, jeśli weźmie się pod uwagę, że metody działania mordercy były trzymane w ścisłej tajemnicy.
– Cholerne przecieki. Znalazłam różnice w postępowaniu zabójcy. Niewielkie, ale wyraźne. – Zniecierpliwiona opisała je w skrócie. – Przyjmijmy pewną teorię, pani doktor. Pierwsze morderstwo zostało popełnione przez kogoś, kto dobrze znał Sharon, kto zabił w afekcie, po czym zdołał się na tyle opanować, by zatrzeć za sobą wszelkie ślady. Dwa następne są odbiciem pierwszej zbrodni – wyrafinowane, szczegółowo przemyślane, popełnione przez kogoś bezwzględnego, wyrafinowanego, nie związanego ze swymi ofiarami. I wyższego, do cholery.
– To tylko teoria, pani porucznik. Przykro mi, ale bardziej prawdopodobne jest to, że wszystkie trzy morderstwa zostały popełnione przez tego samego człowieka, który z każdym sukcesem staje się coraz bardziej wyrachowany. Moim zdaniem nikt, kto nie był wtajemniczony w szczegóły pierwszej zbrodni, nie mógłby tak doskonale ich powielić w dwóch następnych.
Jej komputer także ocenił prawdopodobieństwo tej teorii na czterdzieści osiem przecinek pięć procent.
– Okay, dziękuję. – Ewa, ostudzona w swoim zapale, rozłączyła się. To głupie, że czuje się rozczarowana. O ileż byłoby gorzej, gdyby musiała szukać dwóch mężczyzn zamiast jednego?
Jej łącze znowu zabrzęczało. Zaciskając zęby ze złości, włączyła przycisk.
– Dallas, o co chodzi?
– Hej, słodka pani porucznik, facet może pomyśleć, że nic cię nie obchodzi.
– Nie mam czasu na zabawy, Charles.
– Hej, nie rozłączaj się. Mam coś dla ciebie.
– Jeśli to jakiś głupi dowcip…
– Nie, naprawdę. O rany, wystarczy poflirtować z kobietą raz czy dwa, a przestaje traktować cię poważnie. – Na jego idealnie obojętnej twarzy pojawił się wyraz cierpienia. – Prosiłaś mnie, żebym zadzwonił, gdybym sobie coś przypomniał, prawda?
– Prawda. – Trochę cierpliwości, nakazała sobie w duchu. – Więc, przypomniałeś sobie?
– Te pamiętniki nie dawały mi spokoju. Pamiętasz, powiedziałem, że zawsze wszystko zapisywała. Ponieważ ich szukasz, domyśliłem się, że nie było ich w mieszkaniu Sharon.
– Powinieneś zostać detektywem.
– Lubię swoją pracę. W każdym razie zaczajeni się zastanawiać, gdzie mogła je przechowywać. I przypomniałem sobie o skrytce depozytowej.
– Już to sprawdziliśmy. Dzięki, w każdym razie.
– Och! No, ale jak się do niej dostaniesz beze mnie? Sharon nie żyje. Ewa w ostatniej chwili powstrzymała się przed przerwaniem połączenia.
– Bez ciebie?
– No. Trzy lata temu poprosiła mnie, żebym podpisał się za nią przy otrzymywaniu skrytki. Powiedziała, że nie chce, by jej nazwisko znalazło się w spisie klientów.
Serce Ewy zaczęło walić młotem.
– Ale co jej to dało?
Charles uśmiechnął się nieśmiało i czarująco.
– Cóż, podałem ją za swoją siostrę. Mam jedną w Kansas City. Więc wpisaliśmy ją jako Annie Monroe. Wnosiła wszystkie opłaty za wynajmowanie skrytki, więc kompletnie o tym zapomniałem. Nie mam nawet pewności, czy ją zachowała, lecz pomyślałem, że może chciałabyś o tym wiedzieć.
– Gdzie jest ten bank?
– Na Manhattanie, przy Madison.
– Posłuchaj mnie, Charles. Jesteś w domu, prawda?
– Zgadza się.
– Zostań tam. Nigdzie się nie ruszaj. Będę u ciebie za piętnaście minut. Pojedziemy do banku, ty i ja.
– Jeśli tylko tyle mogę dla ciebie zrobić… Hej, dałem ci dobrą wskazówkę, słodka pani porucznik?
– Po prostu siedź w domu.
Wkładała już kurtkę, kiedy jej telełącze znowu zahuczało.
– Dallas.
– Tu oficer dyżurny. Dallas, ktoś chce z tobą rozmawiać. Obraz wyłączony. Ta osoba nie chce zostać zidentyfikowana.
– Ustaliliście, skąd dzwoni?
– Ustalamy.
– Zatem przełączcie. – Podniosła swoją torbę, gdy włączył się dźwięk. – Tu Dallas.
– Jest pani sama? – Rozległ się kobiecy, drżący głos.
– Tak. Chce pani, żebym jej pomogła?
– To nie była moja wina. Musi pani wiedzieć, że to nie była moja wina.