– Ewo – wziął ją za rękę, przytrzymując jej dłoń, kiedy próbowała się wyrwać. – Tak mi przykro. Tak strasznie przykro.
– Powiedzieli mi, że miałam osiem lat, kiedy mnie znaleźli na jakiejś uliczce w Dallas. Krwawiłam, miałam złamaną rękę. Musiał mnie tam porzucić. Nie wiem. Może sama uciekłam. Nie pamiętam. Ale nigdy po mnie nie przyszedł. Nikt nigdy po mnie nie przyszedł.
– A twoja matka?
– Nie wiem. Nie pamiętam jej. Może już nie żyła. Może była taka jak matka Catherine i udawała, że o niczym nie wie. Zostały mi tylko urywki wspomnień i koszmary, w których powracają najgorsze chwile. Nawet nie znam swego imienia. Nie byli w stanie ustalić mojej tożsamości.
– Ale potem byłaś bezpieczna?
– Nigdy nie byłeś w środku tego systemu. Tam nie ma miejsca na bezpieczeństwo. Jest tylko bezsilność. Pozbawiają cię wszystkiego, twierdząc, że to dla twojego dobra. – Westchnęła, oparła głowę na podgłówku i zamknęła oczy. – Roarke, ja nie chciałam zaaresztować DeBlassa. Ja chciałam go zabić. Chciałam go zabić własnymi rękoma, za to, co stało się ze mną. Odbierałam to bardzo osobiście.
– Zrobiłaś to, co do ciebie należało.
– Tak, zrobiłam to, co do mnie należało. I będę to robić nadal. – Ale nie myślała teraz o pracy. To było życie. Jej i jego. – Roarke, teraz już wiesz, że siedzi we mnie coś niedobrego. To jest jak wirus, który czai się w człowieku i atakuje, kiedy system odpornościowy jest osłabiony. Nie warto na mnie stawiać.
– Lubię długie dyskusje. – Uniósł jej dłoń do ust i pocałował. – Może się nad tym zastanowimy. Może oboje na tym zyskamy.
– Nigdy przedtem nikomu o tym nie mówiłam.
– Teraz ci lepiej?
– Nie wiem. Może. Jezu, jaka jestem zmęczona.
– Możesz się o mnie oprzeć. – Otoczył ją ramieniem i pozwolił, by położyła mu głowę na piersi.
– Na razie – mruknęła. - Do zobaczenia w Nowym Jorku.
– No to do zobaczenia. – Przycisnął usta do jej włosów, mając nadzieję, że uśnie.
19
DeBlass nie chciał mówić. Jego adwokaci nałożyli mu kaganiec, i to ciasny. Proces przesłuchań był powolny i nudny. Czasami Ewie wydawało się, że senator wybuchnie; krew nabiegała mu do twarzy, gdy udało jej się go sprowokować.
Przestała zaprzeczać, że ma osobisty stosunek do tej sprawy. Nie chciała zawiłego procesu, który toczyłby się wśród ostrych ataków prasy. Chciała przyznania się do winy.
– Wplątał się pan w kazirodczy romans ze swoją wnuczką Sharon DeBlass.
– Mój klient nie potwierdza tego zarzutu.
Nie zwracając uwagi na adwokata, Ewa obserwowała twarz DeBlassa.
– Mam odpis fragmentu pamiętnika Sharon DeBlass, dotyczący nocy, której została zamordowana.
Podała dokument przez stół. Prawnik DeBlassa, zadbany schludny człowieczek, ze starannie przystrzyżoną rudawą bródką i wodnistymi niebieskimi oczami, wziął go do ręki i dokładnie przestudiował. Jeżeli zrobiło to na nim jakieś wrażenie, starannie ukrył swoje uczucia pod maską obojętności.
– Jak sama pani wie, pani porucznik, to jeszcze niczego nie dowodzi. Mamy tu jedynie chore fantazje nieżyjącej kobiety o wątpliwej reputacji. Kobiety, która od dłuższego czasu nie utrzymywała kontaktów z rodziną.
– Tu jest pewien interesujący fragment, senatorze DeBlass. – Ewa uparcie zwracała się do oskarżonego, ignorując jego prawnika. – Wykorzystywał pan seksualnie swoją córkę, Catherine.
– Bzdura! – wybuchnął DeBlass, zanim jego adwokat nakazał mu ręką milczenie.
– Mam oświadczenie podpisane i potwierdzone w obecności świadków przez panią senator Catherine DeBlass. – Ewa podała papier adwokatowi, który wyrwał go jej z rąk, zanim senator zdążył się poruszyć.
Prawnik przebiegł dokument wzrokiem, po czym złożył go dokładnie wypielęgnowanymi dłońmi.
– Może nie zdaje pani sobie sprawy, pani porucznik, z faktu, że mamy tu do czynienia z nieszczęśliwym przypadkiem choroby psychicznej. Żona pana senatora DeBlassa nawet teraz znajduje się pod obserwacją z powodu depresji.
– Zdaję sobie z tego sprawę. – Rzuciła prawnikowi twarde spojrzenie. – 1 dokładnie zbadamy jej stan oraz powód choroby.
– Pani senator DeBlass była poddana leczeniu ze względu na objawy depresji, paranoi i nerwicy – ciągnął prawnik tym samym bezbarwnym głosem.
– Jeśli to prawda, senatorze DeBlass, dowiemy się, czy przyczyn tego nie należy szukać w ciągłym i systematycznym wykorzystywaniu jej w dzieciństwie. Był pan w Nowym Jorku w noc morderstwa Sharon DeBlass – niepostrzeżenie skierowała rozmowę na właściwe tory. – A nie, jak pan poprzednio twierdził, we Wschodnim Waszyngtonie.
Zanim adwokat zdążył ją powstrzymać, pochyliła się do przodu, świdrując wzrokiem DeBlassa.
– Opowiem panu, jak pan to zrobił. Wziął pan swój prywatny samolot, płacąc pilotowi i naziemnemu pracownikowi lotniska. Poszedł pan do mieszkania Sharon, kochał się z nią i nagrał to dla własnych celów. Zabrał pan ze sobą broń, Smith amp; Wesson, kaliber 38. Ponieważ wymyślała panu, ponieważ groziła, ponieważ nie mógł pan dłużej pozwalać sobie na ryzyko ewentualnego zdemaskowania, strzelił pan do niej, strzelił pan trzy razy, w głowę, w serce, w łono.
Mówiła szybko, z twarzą przy jego twarzy. Z przyjemnością patrzyła, jak poci się ze strachu.
– Ostatni strzał był sprytnym posunięciem. Uniemożliwił nam stwierdzenie aktywności seksualnej. Rozerwał jej pan krocze. Może to było symboliczne, może próbował się pan w ten sposób chronić. Dlaczego zabrał pan ze sobą broń? Zaplanował pan to wcześniej? Czy w ten sposób chciał pan skończyć to raz na zawsze?
DeBlass miał rozbiegany wzrok. Jego oddech stał się ciężki i szybki.
– Mój klient nie przyznaje się do posiadania wspomnianej broni.
– Pański klient to łajdak. Adwokat prychnął z oburzeniem.
– Pani porucznik Dallas, mówi pani o senatorze Stanów Zjednoczonych.
– W takim razie jest utytułowanym łajdakiem. To pana zaskoczyło, prawda, senatorze? Cała ta krew, ten hałas, sposób, w jaki broń odskoczyła w ręce. Może nawet sam pan nie wierzył, że jest do tego zdolny. Nie wtedy, kiedy poczuł pan wewnętrzną potrzebę pociągnięcia za spust. Ale skoro to już się stało, nie było odwrotu. Musiał pan to zatuszować. Ona by pana zrujnowała, nigdy nie dałaby panu spokoju. Nie była taka jak Catherine. Nie usunęłaby się w cień, żeby cierpieć, żeby przeżywać swoją hańbę i strach w milczeniu. Wykorzystała to przeciwko panu, więc musiał ją pan zabić. Potem trzeba było zatrzeć ślady.
– Pani porucznik Dallas…
Nie spuszczała oczu z DeBlassa i nie przestawała go atakować, ignorując ostrzeżenia prawnika.
– To było podniecające, prawda? Mogło to ujść panu na sucho. Jest pan senatorem Stanów Zjednoczonych, dziadkiem ofiary. Kto mogły pana podejrzewać? Więc ułożył ją pan na łóżku, zaspokajając własne żądze, własne ego. Mógł pan zrobić to jeszcze raz, więc dlaczego nie? Zabijanie poruszyło coś w panu. Czy istnieje lepszy sposób zatarcia śladów niż stworzyć wrażenie, że dokonał tego prawdziwy psychopata?
Zaczekała, aż DeBlass wypił łapczywie łyk wody ze szklanki.
– I to był prawdziwy psychopata. Napisał pan kartkę i wsunął ją pod ciało ofiary. Był pan już ubrany, spokojniejszy, choć ciągle podekscytowany. Zaprogramował pan łącze, aby poinformować gliny o drugiej pięćdziesiąt pięć. Potrzebował pan trochę czasu, aby zejść na dół i spreparować dyskietki ochrony. Potem wrócił pan do swojego wahadłowca, poleciał z powrotem do Wschodniego Waszyngtonu, aby odegrać tam rolę rozwścieczonego dziadka.