Выбрать главу

W holu gmachu obcasy Maggie stukały po marmurowej posadzce, odbijając się echem od wysoko sklepionego, niczym w katedrze, sufitu. Nie spotkała u wejścia żadnego strażnika, nawet recepcjonisty. Przyjrzała się znajdującej się na ścianie planszy informacyjnej. Szeryf okręgu oraz pomieszczenia lokalnego sądu znajdowały się na drugim piętrze.

Minęła windę i ruszyła krętymi schodami, z których widać było w dole atrium. Nie szczędzono białego i szarego marmuru na schody i posadzki. Solidny dąb i lśniąca miedź zdobiły drzwi i balustrady. Maggie nieświadomie zaczęła iść na palcach.

Biuro szeryfa wydawało się puste, choć z jednego z dalszych pokoi dochodził zapach świeżo parzonej kawy i szum kserokopiarki. Zegar ścienny wskazywał jedenastą trzydzieści. Maggie spojrzała na swój zegarek. Zapomniała przestawić go na zachodnią strefę czasową. Zrobiła to, idąc do okna wychodzącego na południe. Przez ciężkie szare chmury nie można było dojrzeć ani słońca, ani skrawka błękitnego nieba. Na ulicach nie działo się nic specjalnego, tylko paru klientów w najlepszych niedzielnych ubraniach opuszczało właśnie „Wanda’s Diner”. Obok kina niski siwowłosy mężczyzna zbierał śmieci do wielkiego pojemnika.

Jeszcze nie było południa, a ona już czuła się wykończona. Zmordowała ją kłótnia z Gregiem i kolejna bezsenna noc, podczas której starała się unikać wciąż powracającego obrazu Alberta Stucky’ego. Potem, rano, częste turbulencje rzucały jej samolotem tysiące metrów nad ziemią. Nie znosiła latać i obawiała się, że nigdy tego nie polubi.

Nie cierpiała, gdy była od czegoś lub kogoś zależna, jak wypominała jej matka przy każdej możliwej okazji.

– Odpuść sobie, słoneczko. Nie da się panować nad wszystkim dwadzieścia cztery godziny na dobę.

I to mówiła kobieta, która po dwudziestu latach terapii wciąż nie mogła odzyskać samokontroli. Która grzebała swoją rozpacz po stracie męża, upijając się do otępienia każdego piątkowego wieczoru, i ciągnąc ze sobą do domu każdego nieznajomego, który tylko przynosił alkohol. Aż któryś z tych jej przyjaciół zaproponował trójkącik: on, matka i córka. Dopiero wtedy przestała ich przyprowadzać do domu i przerzuciła się na motele. I wcale nie dlatego, że pomysł dzielenia się z facetem dwunastoletnią córką uznała za odrażający, tylko poczuła się onieśmielona aż tak daleko posuniętą erotyczną ekstrawagancją.

Maggie pomasowała napięte mięśnie karku, które zawsze sztywniały jej na myśl o matce. Szkoda, że nie zaczęła od zameldowania się w hotelu. Zamiast przychodzić tu od razu, powinna była zjeść lunch. Z drugiej jednak strony po godzinach spędzonych w samolocie chciała zabrać się wreszcie do roboty, pomyszkować, podumać nad szczegółami sprawy Ronalda Jeffreysa. To ostatnie morderstwo było niemal identyczne, na piersi ofiary także wycięto nożem duże X. Naśladowcy często bywają bardzo skrupulatni, pilnują wszystkich drobiazgów, żeby tylko wzmocnić grozę. Stają się przez to nierzadko groźniejsi od oryginału, ponieważ ich pedanteria wyklucza błędy.

– Mogę w czymś pomóc?

Maggie wzdrygnęła się i obróciła. Młoda kobieta, która pojawiła się znienacka, kompletnie nie przypominała pracownicy biura szeryfa, jak wyobrażała ją sobie Maggie. Miała zbyt długie, grube włosy i zbyt krótką i ciasną, wydzierganą na drutach spódnicę. Wyglądała jak wybierająca się na randkę nastolatka.

– Przyszłam spotkać się z szeryfem Morrellim.

Kobieta lustrowała Maggie podejrzliwie, twardo stojąc w progu na straży dalszych biurowych pokoi. Maggie wiedziała, że granatowa marynarka i spodnie dodają jej powagi, kryjąc szczupłą figurę, która czasami odbierała jej autorytet. Już na początku swojej zawodowej kariery wykształciła w sobie dość szorstki i obcesowy sposób bycia, w ten sposób domagając się uwagi i rekompensując sobie zbyt delikatny, „nieprofesjonalny” wygląd. Mając niecałe sto sześćdziesiąt centymetrów wzrostu i ważąc pięćdziesiąt dwa kilogramy, z trudem spełniała wymagania FBI.

– Nicka nie ma w tej chwili – rzekła kobieta tonem, który mówił Maggie, że nie dowie się niczego więcej. – Spodziewał się pani? – Energicznie skrzyżowała ramiona i wyprostowała się, żeby podkreślić, jaka jest ważna.

Maggie rozejrzała się po pokoju, nie zwracając uwagi na pytanie. Pokazała, że owa demonstracja siły nie zrobiła na niej najmniejszego wrażenia.

– Można go jakoś złapać? – Udawała, że zainteresowała ją tablica, na której widniał plakat z poszukiwanym zbrodniarzem z początku lat osiemdziesiątych, ulotka o halloweenowych tańcach i ogłoszenie o sprzedaży forda z 1990 roku.

– Proszę pani, nie chciałabym być niegrzeczna – zaczęła młoda kobieta, tracąc trochę pewność siebie. – W jakim celu chce się pani skontaktować z Nickiem… z szeryfem Morrellim?

Maggie zerknęła na kobietę, która nagle postarzała się w jej oczach, wokół jej ust i pod oczami zarysowały się zmarszczki, zachwiała się na swoich wysokich obcasach i przygryzła dolną wargę.

Gdy Maggie wreszcie sięgnęła do kieszeni marynarki po swoją odznakę, w drzwiach pojawili się dwaj mężczyźni. Narobili sporo hałasu. Starszy miał na sobie brązowy mundur zastępcy szeryfa, idealnie zaprasowane spodnie i krawat ciasno zawiązany pod szyją. Czarne włosy zaczesał gładko do tyłu, gdzie karnie zwijały się nad kołnierzykiem. Młodszy przeciwnie. Był w szarym podkoszulku ze śladami potu, krótkich spodniach i sportowych butach do biegania. Miał ciemnobrązowe, krótkie, potargane włosy, wilgotne kosmyki przykleiły mu się do czoła. Mimo to był przystojny i zdecydowanie w dobrej formie. Miał mocne muskularne nogi, szczupłą talię i szerokie ramiona. Maggie była na siebie zła, że zwraca uwagę na takie bzdury.

Obaj mężczyźni zamilkli na widok Maggie. W ciszy przenosili wzrok z niej na doprowadzoną do ostateczności młodą kobietę, która nie zeszła ze swojego posterunku na progu.

– Cześć, Lucy. Wszystko w porządku? – odezwał się ten młodszy, przyglądając się Maggie. Kiedy wreszcie spotkał się z nią wzrokiem, uśmiechnął się, jakby zdobyła jego akceptację.

– Właśnie chciałam się dowiedzieć, co ta pani…

– Chciałam się widzieć z szeryfem Morrellim – przerwała jej Maggie. Zniecierpliwiło ją, że jest traktowana jak kontroler podatkowy.

– W jakiej sprawie? – spytał zastępca, marszcząc czoło w pełnej gotowości.

Maggie przejechała palcami przez włosy, czekając, aż się uspokoi, żeby niecierpliwość nie zamieniła się w złość. Wyjęła swoją odznakę i machnęła im nią przed oczami.

– Jestem z FBI.

– Agent… agentka specjalna O’Dell? – powiedział młodszy mężczyzna, zarazem zdziwiony i zażenowany.

– Tak.

– Przepraszam. – Wytarł rękę w koszulkę i wyciągnął ją do niej. – Nick Morrelli.

Była pewna, że nie zdołała ukryć zdumienia, bo uśmiechnął się, widząc jej minę. Tyle razy pracowała już z szeryfami w małych miasteczkach, ale Nick żadnego z nich w niczym nie przypominał. Kojarzył się bardziej z zawodowym sportowcem, któremu wybacza się arogancję za niezły wygląd i urok osobisty. Miał niebieskie oczy, ciemne włosy i opaloną skórę. I mocny uścisk dłoni, żadne tam delikatne muśnięcie zarezerwowane dla kobiet. Nie spuszczał z niej wzroku, jakby w pokoju nie było nikogo prócz niej. Takie spojrzenie serwował tylko kobietom.

– Mój zastępca Eddie Gillick. A to Lucy Burton, którą już pani poznała, jak rozumiem. Bardzo mi przykro, naprawdę. Robota nas goni, nie spaliśmy kilka nocy, po piętach depczą nam dziennikarze.