Nick patrzył przez okno, gdzieś poza zasypane śniegiem ulice, na ciemny horyzont za ulicznymi światłami. Pomarańczowy księżyc wystawił róg zza zasłony z chmur.
– Mama z tobą przyjechała? – spytał, nie odwracając głowy, nie zważając na obraźliwe uwagi. Od lat grali w tę grę. Ojciec ciskał zniewagami i poleceniami, a Nick milczał, udając, że pilnie słucha. Zazwyczaj przestrzegał poleceń ojca. Tak było prościej. Tego się po nim spodziewano.
– Została z ciocią Minnie i samochodem w Houston – odparł ojciec, ale jedno spojrzenie wystarczyło, aby Nick przekonał się, że zmiana tematu nie przyjdzie mu łatwo. – Musisz zacząć wzywać podejrzanych z ulicy. No wiesz, takich ulicznych lumpów. Bierz ich na przesłuchania. Udawaj, że masz już rozwiązanie.
– Mam dwóch podejrzanych – powiedział nagle Nick, przypominając sobie, że rzeczywiście ich ma.
– Brawo, no to ich przesłuchaj. Sędzia Murphy do rana na pewno wyda nakaz. Kto to jest?
Nick zastanawiał się, czy z Jeffreysem poszło właśnie tak łatwo: podrzucić dowody, zdobyć nakaz, aresztować.
– Kto to jest? – powtórzył ojciec.
Może chciał ojca zaszokować. Rozsądek powinien był mu podpowiedzieć, żeby trzymał gębę na kłódkę. Tymczasem Nick odwrócił się od okna i powiedział:
– Jeden to ksiądz Michael Keller.
Patrzył na ojca, który znieruchomiał na krześle. Na twarzy starego malowało się wielkie zdziwienie, potem potrząsnął głową i zmarszczył czoło zawiedziony.
– Go ty, kurwa, kombinujesz, Nick? Pieprzony ksiądz, przecież media cię ukrzyżują. Sam to wymyśliłeś, czy ta ślicznotka z FBI, o której opowiadali mi chłopacy?
Chłopacy. Jego chłopacy. Jego wydział. Nick wyobrażał sobie, jak się śmieją i żartują z Maggie i z nieszczęsnego szeryfa.
– Keller odpowiada portretowi przygotowanemu przez agentkę O’Dell.
– Nick, ile razy mam ci mówić? Nie możesz myśleć fiutem.
– Nie myślę fiutem. – Zagotowało się w nim. Znów odwrócił się do okna, udając, że patrzy na ulicę, ale wściekłość przesłaniała mu wzrok.
– O’Dell na pewno robi dobry omlet na śniadanie po nocy pieprzenia. To miłe, ale wcale nie znaczy, że masz jej słuchać.
Nick potarł dłonią szczękę i wargi, żeby tylko wściekłość nie wybuchnęła słowami. Przełknął głośno ślinę, odczekał chwilę i zwrócił się do ojca.
– To moje śledztwo, moje decyzje, i wezwę księdza Kellera na przesłuchanie.
– Świetnie. – Ojciec uniósł ręce w poddańczym geście. – Zrób z siebie pieprzonego dupka. – Wstał i ruszył do drzwi. – A ja w tym czasie zobaczę, czy Gillick i Benjamin nie mogliby dostarczyć jakichś prawdziwych podejrzanych.
Nick zaczekał, aż ojciec znajdzie się po drugiej stronie drzwi i oddali korytarzem. Zakręcił się i walnął pięścią w ścianę. Ból rozwarł mu palce i przeszył całą rękę. Starał się nad sobą panować, czekał, aż złość i poniżenie rozmyją się w bólu.
Potem, nie myśląc wiele, wytarł krew spływającą po ścianie rękawem białej koszuli. Musi już zapłacić za stłuczoną szybę, nie stać go na odmalowywanie pokoju.
ROZDZIAŁ PIĘĆDZIESIĄTY TRZECI
Kiedy Christine wjechała na podjazd, okna w domu były ciemne. Położyła ciepłe jeszcze pudełko z pizzą na laptopie, uświadamiając sobie, że pewnie będzie ją jadła sama, skoro Timmy zasiedział się u jakiegoś kolegi. Wrócił kiedyś do domu z długą historią o czymś, co nazywało się sztuką mięsa i puree z ziemniaków, i nie pochodziło z puszki ani pudełka. Pamiętał pewnie czasy, kiedy przygotowywała sama prawdziwe domowe obiady, które czekały na niego na stole każdego dnia o tej samej porze. Zastanawiała się, czy mu tego brakuje. Czy tęskni za prawdziwym, rodzinnym życiem? Jaką cenę płaci za to, że jego matka, by odzyskać dla siebie szacunek, zażarcie usiłuje zrobić karierę?
Cisza wzbudziła w niej dziwny lęk. Może to tylko ten wiatr. Poszła do kuchni, zatrzymując się przy telefonie z sekretarką. Czerwone światełko nie paliło się, nie było żadnych wiadomości. Tyle razy powtarzała Timmy’emu, żeby dzwonił i zostawiał informację. Nie ma żadnego usprawiedliwienia, zwłaszcza teraz, kiedy ona ma komórkę, chociaż sama jeszcze nie pamiętała numeru.
Rzuciła płaszcz na krzesło, położyła na siedzeniu komputer i torbę. Zapach pizzy przypomniał jej, że umiera z głodu. Po wizycie Eddiego Gillicka w „Wandal Diner” straciła apetyt i zostawiła większość lunchu na talerzu.
Nalała sobie szklaneczkę wina, wsadziła zwiniętą gazetę pod pachę i zabrała się za pizzę. Z pełnymi rękami zrzuciła buty i poszła boso do salonu, uciekając od rzeczywistości na miękką kanapę. Jedzenie w salonie było surowo zabronione, a zwłaszcza na kanapie. Spodziewała się, że Timmy wróci lada chwila i przyłapie ją na niecnym wykroczeniu.
Położyła obiad na szklanym blacie stolika i rozłożyła gazetę. W wieczornym wydaniu powtórzono poranny tytuł:
Znaleziono drugie ciało.
Pod spodem znajdował się tylko dopisek potwierdzający, że były to zwłoki Matthew Tannera. Artykuł cytował też George’a Tilliego. Znalazła go i przeczytała raz jeszcze własne dzieło, w którym oddała głos George’owi, skoro Nick nie chciał mówić. Koroner potwierdził, że chłopców zabił seryjny morderca.
Zakończyła artykuł cytatem z wypowiedzi Michelle Tanner z poniedziałku. Była to melodramatyczna prośba o powrót syna. Christine dopisała pod tym:
Rozpaczliwe błaganie matki raz jeszcze trafiło na głuchych.
Teraz, widząc to w druku, pomyślała, że przesadziła. Ale Corby to lubił.
Przejrzała pozostałą część gazety, w tym komentarze czytelników, żeby sprawdzić, czy coś o niej mówią. Nagle przypomniała sobie, że jest bardzo późno. Nerwowo rozejrzała się za pilotem i włączyła telewizor na Kanał Piąty.
Darcy McManus wyglądała jak zwykle nieskazitelnie w kostiumie w kolorze głębokiej czerwieni i purpurowej bluzce. Christine przyjrzała się jedwabistym kruczoczarnym włosom, dużym brązowym oczom, przyciemnionym konturówką i smugą cienia na górnej powiece. Nie wyobrażała sobie siebie na jej miejscu. Musiałaby wymienić całą garderobę, ale byłoby ją na to stać tylko wtedy, gdyby zarabiała tyle, ile zaoferował jej Ramsey.
To prawda, myśl o pracy w telewizji podziała na jej wyobraźnię. Oddział ABC w Omaha szczycił się milionową widownią w całej wschodniej Nebrasce. Zyskałaby sławę, może nawet dostałaby się do krajowych wiadomości. Poprosiła Ramseya o czas do namysłu, ale już postanowiła. Nie wolno jej było odrzucić takich pieniędzy. Miała stos rachunków do uregulowania, a w perspektywie utratę domu. Nie, nie stać ją na zasady. Rano przyjmie ofertę, ale najpierw porozmawia z Corbym.
Skończyła wino. Chętnie zjadłaby jeszcze kawałek pizzy, ale nie miała siły się ruszyć. Postanowiła przyłożyć się do poduszki na dziesięć, piętnaście minut. Zamknęła oczy i myślała o różnych rzeczach, które kupią sobie z Timmym za jej pierwszą telewizyjną pensję. Zasnęła mocno nie wiadomo kiedy.
ROZDZIAŁ PIĘĆDZIESIĄTY CZWARTY
– Spróbuj chociaż Big Maca – powiedział mężczyzna ukryty za maską przedstawiającą nieżyjącego prezydenta.