Keller zniknął za ścianą. Nick podszedł do Maggie, która stała przed kominkiem.
– O co chodzi? – szepnął.
– Masz komórkę Christine?
– W kurtce.
– Możesz mi ją dać?
Patrzył na nią, spodziewając się wyjaśnienia, ale Maggie kucnęła przy ogniu, żeby ogrzać ręce. Kiedy wrócił z komórką, grzebała w popiele żelaznym pogrzebaczem. Stanął plecami do niej, jakby jej pilnował.
– Co robisz? – Trudno było szeptać przez zaciśnięte zęby.
– Coś tu śmierdziało. Jakby guma się paliła.
– On zaraz wróci.
– I tak został już tylko popiół.
– Śmietanka, cytryna, cukier? – Ksiądz Keller pojawił się z pełną tacą. Kiedy postawił ją na ławie przy oknie, Maggie była już obok Nicka.
– Poproszę o cytrynę – odparła.
– Dla mnie śmietanka i cukier – rzekł Nick, dopiero teraz zdając sobie sprawę, że tupie nerwowo nogą.
– Wybaczcie panowie na chwilę, ale muszę zadzwonić – powiedziała nagle Maggie.
– Telefon jest w biurze w dole korytarza – poinformował Keller.
– Och, dziękuję. Zadzwonię z komórki Nicka. Mogę?
Nick dał jej telefon, wciąż szukając na jej twarzy jakiegoś znaku. Maggie oddaliła się w stronę korytarza. Keller podał Nickowi parującą filiżankę.
– Może bułeczkę? – zaproponował ksiądz, podsuwając talerz z bogatym wyborem ciast.
– Nie, dziękuję. – Nick starał się nie spuszczać wzroku z Maggie, ale właśnie wyszła.
Raptem ich uszu doszło dzwonienie telefonu, przytłumiony, lecz nieprzerwany dźwięk. Ksiądz zmieszał się, a następnie ruszył szybko do holu.
– Co pani robi, na Boga?
Nick trzasnął filiżanką, rozlewając gorącą kawę na ręce i lśniący stolik. Rzucił się za róg i zobaczył Maggie z komórką przy uchu. Szła korytarzem, zatrzymując się pod kolejnymi mijanymi drzwiami i nasłuchując. Keller szedł tuż za nią, zarzucając ją pytaniami, na które nie odpowiadała.
– Co pani robi? – Chciał ją wyprzedzić, ale mu nie pozwoliła.
Nick pobiegł za nimi, nerwy miał jak postronki.
– Co jest, Maggie?
Stłumiony dźwięk telefonu wciąż się rozlegał, z każdą chwilą bliżej i bliżej. Wreszcie Maggie pchnęła ostatnie drzwi na lewo i wtedy telefon zabrzmiał czysto i głośno.
– Proszę księdza, czyj to pokój? – spytała Maggie, stojąc w drzwiach.
Ksiądz Keller znów wyglądał jak sparaliżowany. Był spięty, a jednocześnie wzburzony.
– Proszę księdza, proszę odebrać telefon – poprosiła grzecznie Maggie, opierając się o framugę. – Powinien być w jednej z szuflad.
Ksiądz nie poruszył się, patrząc na pokój. Dzwonienie działało Nickowi na nerwy. Nagle uprzytomnił sobie, że to Maggie telefonuje. Trzymała komórkę Christine, przyciski świeciły się i mrugały przy każdym dzwonku ukrytego gdzieś telefonu.
– Proszę księdza, proszę odebrać. – Tym razem zabrzmiało to jak polecenie.
– To pokój Raya. Nie powinienem grzebać w jego rzeczach.
– Proszę tylko odebrać telefon.
Spojrzał na nią, wreszcie przekroczył próg, ociągając się, z wahaniem. Był ogromnie zdetonowany, lecz mimo to wykonał polecenie agentki O’Dell i odebrał telefon, dzięki czemu szarpiące nerwy dzwonienie wreszcie ustało. Ksiądz wyciągnął do Maggie rękę z małym czarnym telefonem komórkowym. Przekazała go Nickowi.
– Gdzie jest pan Howard, proszę księdza? Musi się z nami udać do biura i odpowiedzieć na kilka pytań.
– Pewnie sprząta kościół. Poproszę go.
Nick zaczekał, aż ksiądz Keller zniknie.
– O co tu chodzi, Maggie? Co cię nagle skłoniło, żeby przesłuchać Howarda? O co chodzi z tym telefonem? Skąd znałaś jego numer?
– To nie jego numer, Nick. Zadzwoniłam na swój numer. To nie jego telefon. Należy do mnie. Zgubiłam go w rzece. Wiesz, kiedy to się stało.
ROZDZIAŁ SZEŚĆDZIESIĄTY PIĄTY
Christine przekręciła się, szukając wygodniejszej pozycji na obrotowym krześle, co pociągnęło za sobą pomruki niezadowolenia rudowłosej kobiety z paletą do makijażu. Jakby chcąc ją ukarać, kobieta maznęła policzki Christine dodatkową warstwą różu.
– Wchodzimy za dziesięć minut – oznajmił wysoki mężczyzna ze słuchawkami na łysej głowie.
Christine myślała, że to do niej, i skinęła głową, dopiero po chwili uświadomiła sobie, że powiedział to do mikrofonu. Nachylił się i przyczepił maleńki mikroport do jej kołnierza. Jasne reflektory oślepiały ją, grzejąc niemiłosiernie, przez co jeszcze bardziej się zdenerwowała. Pociły jej się dłonie. Była pewna, że za moment makijaż rozpłynie się, zostawiając na jej twarzy kałuże śliwkowego różu, beżowego podkładu i czarnego tuszu.
Naprzeciw niej siedziała na krześle kobieta. Nie zwracając uwagi na Christine, przeglądała papiery, które właśnie jej wręczono. Odsunęła rękę łysego i sama przypięła sobie mikroport.
– Mam nadzieję, że wreszcie naprawiliście ten pieprzony teleprompter, bo inaczej nie pracuję. – Rzuciła papiery, a jeden z asystentów zaczął je nerwowo zbierać.
– Jest naprawiony – zapewnił ją spokojnie łysy mężczyzna.
– Potrzebuję wody. Dlaczego nie ma wody na bocznym stoliku?
Zdenerwowany asystent szybko podbiegł z jednorazowym kubkiem.
– Ma być szklanka. – O mało nie wytrąciła plastikowego kubka z rąk chłopaka. – Ma być szklanka i dzbanek. Jezu Chryste, ile razy mam to powtarzać?
Christine uprzytomniła sobie właśnie, że ta kobieta to Darcy McManus z wieczornego wydania programu. Może nie była przyzwyczajona do pracy o tej porze? Może nie lubi poranków? W jaskrawym świetle jej skóra wyglądała fatalnie, pod oczami i wokół ust szpeciły ją zmarszczki. Błyszczące czarne włosy były sztywne i nienaturalne. Żywy odcień czerwonej pomadki zbyt ostro odcinał się od jasnej karnacji, póki rudowłosa charakteryzatorka nie wtarła w jej skórę grubej warstwy sztucznej opalenizny.
– Minuta, ludzie! – zawołał facet ze słuchawkami. McManus odprawiła charakteryzatorkę machnięciem ręki. Wstała, wygładziła zbyt krótką spódnicę, poprawiła żakiet, sprawdziła twarz w kieszonkowym lusterku i z powrotem usiadła. Christine zdała sobie wtedy sprawę, że ani na sekundę nie przestała na nią patrzeć. Odliczanie sprowadziło ją na ziemię, wyrwało z transu. Nie wiedziała już, co tak naprawdę ją skłoniło, że zgodziła się na ten wywiad. Oby nie okazało się to błędem… Nie wolno jej zrobić choćby jednego fałszywego kroku.
– Trzy, dwa, jeden…
– Witam państwa – odezwała się McManus do kamery, a cała jej twarz nagle stała się jednym wielkim przyjaznym uśmiechem. – Jest dziś z nami specjalny gość programu „Dzień dobry, Omaha”. Christine Hamilton jest reporterką „Omaha Journal”, która zajmuje się sprawą seryjnego mordercy grasującego w Sarpy County. Dzień dobry, Christine. – McManus wreszcie zauważyła jej obecność.
– Dzień dobry. – Nagle światła i kamery stały się realne. Wszystkie skierowały się na Christine. Starała się o tym nie myśleć. Ramsey powiedział jej wcześniej, że nawet sieć informacji ABC nadaje niektóre wiadomości na żywo. To pewnie dlatego McManus, mająca opinię telewizyjnej gwiazdy stanu Nebraska, zastąpiła etatowego gospodarza porannego programu.