– Jak rozumiem, dziś jesteś u nas nie jako dziennikarka, ale jako zatroskana matka. Możesz nam powiedzieć, co się wydarzyło?
McManus zaintrygowała Christine. Jak na zawołanie przeistoczyła się w zatroskaną przyjaciółkę, uosobienie dobroci i spolegliwości. Jej kariera zaczęła się od konkursu piękności, podczas którego zdobyła tytuł Miss Ameryki. McManus błyskawicznie wspięła się po szczeblach kariery i prawie natychmiast dotarła do telewizyjnych wiadomości, omijając marniejsze etapy. Ostatecznie wylądowała na kierowniczym stanowisku na średniej wielkości rynku medialnym Omaha. Christine musiała przyznać, że McManus jest dobra. Nawet gdy patrzyła na nią z przekonująco udawaną troską, jej oczy tak naprawdę zwrócone były na teleprompter. Nagle Christine zdała sobie sprawę, że McManus czeka na odpowiedź. Jej ściągnięte usta zdradzały lekkie zniecierpliwienie.
– Sądzimy, że mój syn, Timmy, mógł zostać porwany wczoraj po południu. -Wargi jej drżały, chętnie by je przygryzła, żeby temu zapobiec.
– Och, to straszne. – McManus nachyliła się i poklepała splecione dłonie Christine, za trzecim razem nie trafiając i klepiąc ją w kolano. Cofnęła szybko rękę. Christine chciała się odwrócić, żeby zobaczyć, czy teleprompter podpowiada też gesty. – Władze utrzymują, że porwał go ten sam człowiek, który brutalnie zamordował Danny’ego Alvereza i Matthew Tannera. Czy tak?
– Tego nie można stwierdzić z całą pewnością, ale istnieje taka możliwość.
– Jest pani rozwiedziona, sama wychowuje pani Timmy’ego, prawda, Christine?
Zdziwiło ją to pytanie.
– Tak, to prawda.
– Także Laura Alverez i Michelle Tanner są samotnymi matkami, nie mylę się chyba?
– Nie, nie myli się pani.
– Myśli pani, że morderca, wybierając chłopców wychowywanych przez samotne matki, chce w ten sposób coś nam powiedzieć?
Christine zawahała się.
– Nie mam pojęcia.
– Czy pani były mąż włącza się w wychowanie Timmy’ego?
– Niespecjalnie. Nie, od rozwodu nie włącza się. – Zniecierpliwienie wyraziła tylko w ten sposób, że ścisnęła trzymane na kolanach dłonie.
– Czy to prawda, że ani pani, ani Timmy nie widzieliście pana Bruce’a Hamiltona od czasu, kiedy opuścił panią dla innej kobiety?
– On mnie nie opuścił. Jesteśmy rozwiedzeni. – Zniecierpliwienie graniczyło już ze złością. Jak taka rozmowa ma pomóc znaleźć jej syna?
– Czy to możliwe, że Timmy mógł zostać porwany przez ojca?
– Nie sądzę.
– Nie sądzi pani, ale też nie wyklucza, tak?
– To mało prawdopodobne. – Zdawało jej się, że lampy świecą jeszcze jaśniej i potwornie grzeją. Strużka potu poleciała jej po plecach.
– Czy biuro szeryfa skontaktowało się z pani byłym mężem?
– Skontaktowalibyśmy się z nim, gdybyśmy tylko wiedzieli, jak to zrobić… Niestety Bruce, rozpoczynając nowe życie, zatarł za sobą wszelkie ślady. To chyba oczywiste, że wolałabym, aby Timmy był z ojcem, a nie z jakimś szaleńcem, który kroi małych chłopców.
– Jest pani zdenerwowana, proszę odpocząć chwilkę. – McManus pochyliła się, marszcząc brwi. Tym razem wyciągnęła ręce, żeby nalać szklankę wody. – Rozumiemy wszyscy, jakie to dla pani trudne chwile, Christine – rzekła, podając jej wodę.
– Nic nie rozumiecie. – Christine nawet nie spojrzała na szklankę, co rozdrażniło McManus.
– Słucham?
– Nie możecie tego zrozumieć. Nawet ja tego nie rozumiem. By zrobić karierę, potrzebowałam jakiejś sensacji, tak jak pani.
McManus rozejrzała się, szukając wzrokiem reżysera. Udawała, że nic się nie stało, chociaż jej zazwyczaj chłodne oblicze zmieniło się. Cienkie pomalowane wargi ściągnęły się jeszcze bardziej.
– Z pewnością przeżywa pani bardzo trudne chwile, ta rozmowa też musi być dla pani stresem. Zróbmy więc przerwę na reklamę, żeby mogła pani trochę odetchnąć.
Z twarzy McManus nie schodził przyklejony uśmiech, który zbladł dopiero wtedy, kiedy światło przygasło i podszedł do niej reżyser. Wówczas na jej twarzy wybuchła wściekłość, przez co na makijażu pojawiły się nowe bruzdy. Jednak furia McManus nie była skierowana do Christine, ale do wysokiego łysego mężczyzny. Prawdę mówiąc, Christine znowu stała się niewidzialna.
– Co to ma być, do cholery? Jak mam pracować w takich warunkach?
– Mogę iść na chwilę do garderoby? – spytała Christine reżysera. Skinął głową. Odpięła mikroport i położyła go obok niechcianej szklanki wody.
McManus podniosła na nią wzrok i postarała się o lakoniczny uśmiech.
– Tylko nie siedź tam długo, kochana. To nie gazeta. Nie możemy zatrzymać maszyny drukarskiej. Idziemy na żywo. – Sięgnęła po szklankę i piła ostrożnie małymi łykami, żeby nie zetrzeć szminki.
Czy McManus byłaby w ogóle w stanie podać imię jej syna, gdyby nie teleprompter? – pomyślała Christine. Przecież ta bajońsko opłacana podpora lokalnej stacji ma gdzieś Timmy’ego, Danny’ego i Matthew. Boże drogi, a ona była o krok od tego, żeby się do niej upodobnić!
Christine wyszła ze studia, omijając plączące jej się pod nogami kable. Gdy tylko znalazła się poza zasięgiem rażących świateł, poczuła chłodny powiew powietrza. Mogła znów oddychać. Kroczyła wąskim korytarzem, mijając garderoby, charakteryzatornię i wreszcie zostawiając za sobą szare metalowe drzwi z napisem: „Wyjście”.
ROZDZIAŁ SZEŚĆDZIESIĄTY SZÓSTY
– Jestem aresztowany? – spytał Ray Howard, wiercąc się na krześle z twardym oparciem.
Maggie przyglądała mu się. Jego blada, ziemista cera podkreślała wytrzeszczone, wodnistoszare oczy z czerwonymi, popękanymi z przemęczenia naczyńkami. Pomasowała kark, żeby pozbyć się własnego zmęczenia. Ciasny węzeł spinał mięśnie między jej łopatkami. Nie pamiętała już, kiedy ostatnio spała.
Mały pokój konferencyjny wypełnił aromat świeżo zaparzonej kawy. Przez zakurzone żaluzje wsączał się pomarańczowy snop zachodzącego słońca. Siedzieli tu z Nickiem od kilku godzin, powtarzając wciąż te same pytania i otrzymując te same odpowiedzi. Maggie nie wierzyła, że Howard jest mordercą, chociaż uznała za konieczne przesłuchać go. Mógł coś wiedzieć i miała nadzieję, że wyzna to pod presją. Nick trwał przy swoim, przekonany, że Howard jest właśnie tym, kogo szukają.
– Nie, Ray. Nie jest pan aresztowany – odparł wreszcie Nick.
– Bez nakazu nie możecie mnie tu trzymać w nieskończoność.
– Skąd pan wie?
– Oglądam „Nowojorskich gliniarzy”. Znam swoje prawa. I mam przyjaciela w policji.
– Naprawdę? Pan ma przyjaciela?
– Nick – ostrzegła go Maggie.
Przewrócił oczami i podciągnął rękawy koszuli. Miał zaciśnięte pięści, jego cierpliwość kończyła się.
– Ray, napije się pan kawy? Świeżo zaparzona – spytała uprzejmie Maggie. Dobrze ubrany kościelny zawahał się, potem przytaknął.
– Ze śmietanką i dwoma łyżeczkami cukru. Ale z prawdziwą śmietanką, jeśli macie tu taką. I nie lubię tych małych kostek cukru.
– A może coś pan zje? Nick, mógłbyś zamówić coś dla nas wszystkich w „Wanda’s Diner”.
Warknął na nią wściekle, za to Howard wyprostował się wyraźnie uszczęśliwiony.
– Bardzo lubię stek z kurczaka, który tam robią.
– Nick, zamów panu Howardowi stek z kurczaka.
– Z puree z ziemniaków i brązowym sosem, nie białym. Lubię też włoski kremowy sos do sałaty.