Выбрать главу

– Spóźniliśmy się? Keller był na pokładzie?

– Nie chciała mi powiedzieć. Chyba będzie nam potrzebny nakaz sądowy. Co teraz robimy? Warto tam w ogóle lecieć, próbować go szukać, zanim się przesiądzie? Jak doleci do Ameryki Południowej, możemy go nigdy nie znaleźć. Maggie?

Słucha go czy nie? To nie ból odwrócił jej uwagę. Wbiła wzrok gdzieś nad jego ramieniem.

– Maggie? – spróbował raz jeszcze.

– Chyba znalazłam Raya Howarda.

ROZDZIAŁ STO DRUGI

Maggie natychmiast zauważyła, że Nick jest zakłopotany. Jej też to uczucie nie było obce. Zakłopotanie było bliskie frustracji, a może to frustracja była bliska paniki.

– Pewnie odwoził Kellera na lotnisko – powiedział Nick niskim, ściszonym głosem, chociaż Howard był daleko od kas i nie mógł ich słyszeć.

– Raczej nie zabieram ze sobą bagażu, kiedy odwożę kogoś na lotnisko – odparła Maggie.

Duży marynarski worek musiał być ciężki, bo Howard pod jego ciężarem kulał bardziej niż zwykle. Był w swoim typowym stroju: uprasowane na kant brązowe spodnie, biała koszula i krawat. Granatowy blezer zastąpił kardigan.

– Powiedz mi jeszcze raz, dlaczego go nie podejrzewasz – poprosił Nick, nie spuszczając wzroku z Howarda.

Maggie nie mogła sobie przypomnieć żadnego powodu, w końcu jednak powiedziała:

– Utykanie. Morderca prawdopodobnie niósł chłopców do lasu. Timmy jest pewien, że facet nie utyka.

Patrzyli, jak Howard studiuje rozkład lotów, a następnie rusza ku ruchomym schodom.

– Nie wiem, Maggie. Ten worek musi sporo ważyć.

– Tak, faktycznie – potwierdziła i szybko pomaszerowała w stronę ruchomych schodów, a Nick za nią.

Howard zawahał się, zanim ostrożnie postawił stopę na pierwszym stopniu.

– Panie Howard! – zawołała Maggie.

Howard zerknął przez ramię, chwycił się poręczy i błyskawicznie przeskoczył dwa stopnie. W jego jaszczurczych oczach pojawił się lęk. Zaczął zbiegać, torując sobie drogę workiem, uderzając i popychając ludzi po drodze.

– Pobiegnę schodami – rzucił Nick i pognał do wyjścia bezpieczeństwa.

Maggie ruszyła za Howardem, wyciągając rewolwer przed siebie.

– FBI! – krzyknęła, przebijając się przez tłum.

Zdumiało ją tempo Howarda. Przedzierał się, omijając wózki bagażowe i przeskakując zapomnianą przez kogoś klatkę z kotem. Odsuwał podróżnych, przewrócił niewysoką kobietę o niebieskich włosach i wpadł w grupę japońskich turystów. Wciąż odwracał się, sprawdzając, gdzie jest Maggie, oddychał przez otwarte usta, na czole lśnił mu pot.

Zbliżała się do niego, chociaż i ona miała kłopot z oddychaniem. Zdawało jej się, że jej chrapliwy oddech wydostaje się z wentylatora, a nie z jej własnych płuc. Nie zważała na piekący ból w boku, który zaczął znowu jej doskwierać.

Raptem Howard przystanął, przechwycił wózek bagażowy od osłupiałego pracownika lotniska i szurnął nim ku Maggie. Walizki pospadały. Jedna z nich otworzyła się, wyrzucając kosmetyki, buty, ubrania i posegregowaną bieliznę na podłogę. Maggie pośliznęła się na parze koronkowych majtek, straciła równowagę i upadła, rozbijając kolanem buteleczkę płynnego podkładu pod makijaż.

Howard ruszył w kierunku parkingu, uśmiechając się do niej przez ramię. Już prawie minął drzwi, tuląc worek. Znowu utykał. Pchnął drzwi w momencie, kiedy Nick chwycił go za kołnierz i odwrócił. Howard padł na kolana, zakrył głowę rękami przed spodziewanym uderzeniem. Ręce Nicka wciąż trzymały go za kołnierz.

Maggie podniosła się z trudem, a pracownik lotniska zbierał rozsypane bagaże.

– Nic mi nie jest – powiedziała, zanim spytał ją o to Nick. Kiedy wsadziła broń na miejsce, poczuła przez bluzkę lepką wilgoć. Jej palce były umazane krwią.

– Jezu, Maggie. – Nick odnotował to natychmiast. Howard też, i uśmiechnął się. – Co tu robisz, Ray? – spytał Nick, zaciskając uchwyt i zmieniając uśmiech kościelnego w grymas bólu.

– Przywiozłem księdza Kellera. Spieszył się na samolot. Czemu mnie gonicie? Nic nie zrobiłem.

– To czemu uciekałeś?

– Eddie mi powiedział, żeby na was uważać.

– Eddie tak powiedział?

– Co jest w worku? – przerwała Maggie.

– Nie wiem. Ksiądz Keller powiedział, że nie będzie tego już potrzebował. Żebym to zabrał.

– Można zajrzeć? – Zabrała mu worek. Jego opór tylko ją zachęcił. Worek był ciężki. Maggie przeniosła go na krzesło i oparła się o aparat telefoniczny, żeby przestało jej się kręcić w głowie.

– To na pewno nie twój bagaż? – spytała, wyciągając znajomy brązowy sweter i kilka starannie wyprasowanych białych koszul. Howard okazał wielkie zdumienie.

Książki o sztuce przyczyniły się znacznie do wagi bagażu. Maggie odłożyła je na bok, bardziej zainteresowana małym rzeźbionym pudełkiem wepchniętym między kilka par bokserek. Na wieczku wyryte były jakieś łacińskie słowa, których nie rozumiała. Zawartość pudełka wcale jej nie zdziwiła: biały lniany ręcznik, mały krucyfiks, dwie świeczki i mały pojemnik z olejem. Zerknęła na Nicka, widząc, jak badawczo wpatruje się w przedmioty, ogarnięty narastającą wściekłością. Następnie sięgnęła pod stos gazetowych wycinków leżących na dnie pudełka. Wyciągnęła stamtąd parę małych chłopięcych majtek owiniętych ciasno wokół lśniącego noża do ryb.

ROZDZIAŁ STO TRZECI

Niedziela, 2 listopada

Maggie wystukała kolejny kod na klawiaturze i czekała. Jej laptop był straszliwie powolny. Ugryzła kęs bułki z jagodami domowej roboty, specjalna dostawa, jakże by inaczej, z „Wanda’s Diner”. Usiadła i rozejrzała się po hotelowym pokoju, przytupując nerwowo, co jednak nie przyspieszyło pracy komputera.

Była już spakowana. Wzięła prysznic i ubrała się kilka godzin temu, ale lot miała dopiero w południe. Pomasowała zesztywniały kark i wciąż nie mogła uwierzyć, że przespała całą noc na krześle z twardym oparciem. Jeszcze bardziej zdumiało ją, że ani razu tej nocy nie nawiedziła jej wizja Alberta Stucky’ego.

Znudzona sięgnęła po grube niedzielne wydanie „Omaha Journal”. Nagłówki tylko bardziej ją zirytowały, chociaż cieszyła się, że Christine wróciła na pierwszą stronę. Niezłomna dziennikarka wyrzucała z siebie artykuły nawet na szpitalnym łóżku. Dobrze chociaż, że byli z Timmym cali i bezpieczni.

Maggie przejrzała artykuł. Christine trzymała się faktów, sensacyjne wnioski rezerwując dla cytatów ekspertów. Maggie znalazła swoje słowa i odczytała je już po raz trzeci.

Agentka specjalna Maggie O’Dell, specjalistka z FBI od portretu psychologicznego morderców, wyznaczona do pomocy w tej sprawie, powiedziała, że „to mało prawdopodobne, aby Gillick i Howard współpracowali ze sobą. Seryjni mordercy to samotnicy”.

Mimo to prokurator okręgowy oskarżył obu mężczyzn: zastępcę szeryfa Eddiego Gillicka i kościelnego Raymonda Howarda o zamordowanie Aarona Harpera, Erica Paltrowa, Danny’ego Alvereza i Matthew Tannera. Osobne oskarżenie dotyczy porwania Timmy’ego Hamiltona.

Ktoś zastukał do drzwi. Maggie odrzuciła na bok gazetę i sprawdziła ekran monitora. „Ponowne łączenie”, twierdził napis, któremu towarzyszyło niskie pomrukiwanie i seria bipów. Był niedzielny ranek. Dlaczego tak długo nie może się połączyć?

Idąc do drzwi, zerknęła na zegarek. Spieszył się. Ma jeszcze najwyżej czterdzieści minut do wyjazdu na lotnisko.