Firma Gerarda doskonale poradziła sobie z odcyfrowaniem i sprawdzeniem zapisków, mój szacunek do tej organizacji wzrósł; od etapu niejasnych oczekiwań przeszedłem do stanu przekonania, że Deglet’s to doświadczeni eksperci na znacznie wyższym poziomie, niż myślałem.
W kopercie znalazłem wyjaśniającą notatkę Gerarda i około piętnastu kartek papieru. Na każdej z nich była odbitka strony z niewielkiego notesu, prosta linia prowadziła od każdej notatki do wyjaśnień na marginesie.
Gerard napisał na maszynie:
Tony, wszystkie wyjaśnienia zdobyliśmy drogą telefoniczną, nie osobiście. Wyczerpujących odpowiedzi udzielił sam Kenneth Charter, jego żona, córka i starszy syn, chociaż zarówno ich, jak i przyjaciół czy wymienione sklepy musieliśmy pytać ostrożnie, ponieważ Kenneth Charter postawił warunek, żeby nie przedstawiać juniora jako kryminalisty.
Strony ponumerowane są w takiej kolejności, w jakiej występowały kartki w notesie. Według Kennetha Chartera zapiski z pierwszej strony pochodzą z początków sierpnia, bo jest tam mowa o urodzinach pani Charter 8 sierpnia. Można zakładać, że potem strony zapisywane były kolejno, nie jest to jednak pewne, A jak się przekonasz, nie ma żadnych innych konkretnych dat.
Proszę, zapisuj od razu wszystko, co wpadnie ci do głowy podczas czytania. Nie zostawiaj tego na później, bo wyparuje.
G.
Popatrzyłem na pierwszą stronę z notesu, na której przeczytałem: Kupić kartkę na urodziny mamy w przyszłym tygodniu.
Równa prosta linia prowadziła do notatki na marginesie: 8 sierpnia.
Pismo Kennetha juniora wykrzywiało się trochę do przodu i do tyłu, często w jednym słowie, ale było raczej wyrobione i łatwe do czytania. Adnotacje firmy Deglet’s były wypisane schludnymi, czarnymi literami, całkowicie odmiennymi w charakterze, ale równie czytelnymi. Nie mogłem się uskarżać, że Gerard obarczył mnie zadaniem skomplikowanym technicznie.
Drugi zapis na pierwszej stronie brzmiał: Iść do D.N. po g.w.
Notatka na marginesie wyjaśniała: D.N. to David Naylor, jedyny bliski przyjaciel Kennetha juniora. Przypuszczalnie literki g.w. oznaczają gry wojenne, bo jest to hobby Davida Naylora.
Na pierwszej stronie wyczytałem jeszcze:
Odebrać spodnie z pralni.
Poprosić tatę o gotówkę.
Powiedzieć B. T., żeby się odpieprzyła.
Od tego zapisu linia prowadziła do: B.T. to prawdopodobnie Betty Townsend, dziewczyna, z którą spotykał się Kenneth junior. Pani Charter twierdzi, ze to miła dziewczyna, ale zbyt przylepna.
Biedna Betty Townsend.
Zabrałem się do drugiej strony, gdzie znalazłem numery telefonów, a przy identyfikacji na marginesie był również adres. Kino Odeon (lokalne) Klub bilardowy Diamond (lokalny) David Naylor (przyjaciel, bezrobotny) Clipjoint (fryzjer, lokalny)
Lisa Smithson (okazjonalnie dziewczyna Kennetha, bezrobotna) Ronald Haleby (przyjaciel, bramkarz w lokalnej dyskotece) Zapisy na wielu kolejnych stronach dawały się zrozumieć jedynie dzięki numerom telefonów, stanowiły poza tym wymowne świadectwo nieukierunkowanego, bezcelowego życia. Zapiski juniora przypominały dzienniki zawierały rewelacje typu: Wąchanie z R.H. Niedziela, wziąć gotówkę. Wziąć telefon skrobanki dla L.S., choć przeważały tam bardziej prozaiczne notki: Powiedzieć mamie, żeby kupiła szczotkę do zębów, bilard w klubie Diamond, zreperować wtyczkę do stereo. Na następnej stronie zapisał: Strzyżenie. Iść do Halifaxu.
Kupić czołg do g.w. Telefon do D.N. Wziąć klucze do N. T. do dorobienia. Spotkanie z RH. w klubie Diamond. Pieniądze dla L.S. na skrobankę. Adnotacje firmy Deglet’s:
(1) W Clipjoint powiedzieli, że Kenneth junior przychodził do nich mniej więcej co dziesięć dni na mycie głowy i czesanie. Kupował kosztowne specyfiki i dawał hojne napiwki.
(2) Mało prawdopodobne, żeby Kenneth junior pojechał do miejscowości Halifax. Chyba chodzi o Towarzystwo Budowlane Halifax, choć rodzice nie wiedzą, czy miał tam konto. Kenneth Charter uważa, że prócz zasiłku dla bezrobotnych syn nie miał żadnych pieniędzy, poza tymi, które dostawał od niego, ale to nie może być prawda, bo Charter nie dawał mu dosyć dodatkowych pieniędzy na kokainę i skrobanki.
(3) Czołg to chyba zabawka do gier wojennych.
(4) Nie odszukano.
Na chwilę zadumałem się nad inicjałem N.T., ale nie wymyśliłem nic więcej niż Deglet’s. Do czego na ogół potrzebujemy kluczy? Dom, samochód, walizka, szuflada, schowek, biurko, skrytka pocztowa, skrytka depozytowa… i tak bez końca. N.T. to może osoba. Osoba nieznana.
Na następnej stronie był tylko jeden zapis, ten, który rozpoczął cały popłoch.
Po numerze telefonu w Reading następował tekst:
Powiedzieć Z UNP 786Ybierze B’s Gin pon. ok. 10.00.
Po raz kolejny zdumiewała mnie ta poruszająca zdrada, ale zająłem się tym, co jeszcze zostało w notesie: trzy kolejne strony bardzo przypominały wszystkie poprzednie, wystąpiło na nich tylko kilka nowych tematów.
Poszedłem z D.N. na g.w. z S.N.! Towarzyszyło temu wyjaśnienie:
S.N. to Stewart Naylor, ojciec Davida Naylora. Po rozwodzie Stewart Naylor mieszka osobno. David od czasu do czasu odwiedza ojca. Stewart Naylor słynie ze zręczności w grach wojennych, co pewnie tłumaczy postawienie wykrzyknika.
Na ostatniej stronie przeczytałem:
Wziąć wizę do Australii.
Spytać R.H. o dilerów w Sydney.
Zapłacić L.S. To jej działka.
Iść do Halifaxu.
Nie zapomnieć poprosić ojca o gotówkę.
Odebrać klucze od Simpersa i wysiać je.
Była jeszcze ostatnia adnotacja Deglet’s: Simpers to sklep z artykułami żelaznymi, gdzie można dorobić klucze. Nie mają zarejestrowanego śladu jakiejkolwiek pracy dla Kennetha juniora czy innych członków rodziny. Zazwyczaj dorabiają klucze na poczekaniu, chyba że nie mają na składzie odpowiednich ślepych kluczy i muszą po nie posiać. Wtedy proszą o podanie adresu i zostawienie zadatku. Jeśli junior w ten sposób dorabiał tam klucze, to nie podał własnego nazwiska i adresu.
Złożyłem razem wszystkie strony, schowałem je do koperty, patrząc z powątpiewaniem na kilka pomysłów i komentarzy, które nabazgrałem dla Gerarda. Kiedy pół godziny później zadzwonił, zaprezentowałem je niechętnie, trochę się przy tym usprawiedliwiając.
– Powiedz po prostu, co ci przyszło do głowy – zarządził z lekkim zniecierpliwieniem. – Wszystko może się okazać pożyteczne.
– No więc… te klucze.
– Co z kluczami?
– No… jakie są klucze do cystern?
Po drugiej stronie przewodu zapanowało niemal namacalne milczenie.
– Jesteś tam jeszcze? – zapytałem.
– Owszem. – Znowu pauza. – Mów dalej.
– No… na początku zastanawiałem się, dlaczego zawsze kradną tę samą cysternę, i pomyślałem, że przyczyna może być cholernie prosta, jak choćby to, że złodzieje mają klucze tylko do tej cysterny. Bo potrzebowali kluczy do otwarcia szoferki, kiedy kierowca był na stacji benzynowej, żeby umieścić tam pojemnik z gazem i znowu zamknąć drzwi na klucz, by nie obudzić podejrzeń kierowcy.
– Policja zakładała, że złodzieje posłużyli się wytrychami – powiedział Gerard.